Rozdział 2: W ruinach Ker-Paravelu

2.4K 137 37
                                    

Hermiona

Przez dłuższy czas przedzierali się przez las. Było tu tak gęsto, że nie mogła zobaczyć nic dalej niż na kilka kroków. Gałęzie wbijały się im w ubrania, często musieli się schylać, żeby przejść. Nogi miała poparzone pokrzywami, ale zacisnęła zęby i nikomu nic nie powiedziała. Nie chciała narzekać. Wystarczyło, że Malfoy jęczał co jakiś czas, co doprowadzało ją do szału. No tak, pan arystokrata nieprzyzwyczajony do takich warunków. Wywróciła oczami. Na początku rozmawiała z Edmundem, opowiadał jej o bójce na stacji. Czuła na sobie uporczywe spojrzenie, ale je zignorowała. Później żadne z nich się nie odzywało, nie chcąc marnować sił.

Odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu wyszli na otwartą przestrzeń. Rozejrzała się dookoła. Gdzieniegdzie rosły drzewa, a na nich widać było jabłka. Tu musiał być kiedyś sad, ale teraz wszystko zdziczało. Kiedy ona ostatnio coś jadła? Zerwała dla siebie owoc i zaczęła przechadzać się po okolicy. Pozostali zrobili to samo.

Gdzieniegdzie z ziemi wyrastały części kamiennych kolumn. Obstawiała, że tu kiedyś musiała być jakaś wielka sala.

— Co to za miejsce? — usłyszała za sobą głos Ślizgona.

Odwróciła się i spojrzała na niego. Sprawiał wrażenie zaciekawionego. Uniosła brwi z niedowierzaniem.

— No co?

Wzruszyła ramionami. Zobaczyła Piotra wchodzącego na pozostałości po schodach. Podeszła do niego. Odwróciła się i patrzyła z góry na okolicę. Rozmieszczenie kolumn wydawało się znajome...

Zeszła ze schodów i podeszła do Łucji, która stała przy niewielkim murku. Patrzyła na zatokę. Zmarszczyła brwi. Ogarnęło ją dziwne uczucie, nie umiała opisać go słowami.

— Ciekawe kto tu mieszkał.

Niedaleko nich zjawiła się Zuzanna, która najwyraźniej dostrzegła coś na ziemi, bo schyliła się, żeby to podnieść. Gryfonka zbliżyła się do niej, żeby zobaczyć, co to.

— Zdaje się, że my...

Trzymała w dłoni dużego, szachowego konia. Podała go szatynce. Był wyjątkowo ciężki, bo jak się okazało, zrobiony z czystego złota. Zamiast oczu miał dwa małe rubiny, a właściwie jeden, bo jednego brakowało. Zaraz potem pojawił się Edmund z Piotrem i Draco. Wszyscy trzej podeszli bliżej, żeby się przyjrzeć.

— Pamiętam tego konia — odezwał się brunet. — To z moich szachów.

— Których szachów? — zapytał Piotr.

Panna Granger parsknęła śmiechem na widok miny Ślizgona, który kompletnie nie wiedział, o czym mowa. Rzuciła figurkę przyjacielowi.

— Przecież w Flintchey raczej złotych figur raczej nie mieliśmy, co nie?

— Co to są szachy? — zapytał głupio Malfoy.

Nie mogła powstrzymać chichotu. Bracia Pevensie spojrzeli na niego z niedowierzaniem. Piętnastolatka wywróciła oczami. Zaczęła tłumaczyć chłopakowi, Piotr i Edmund dołączyli do niej z entuzjazmem. Przypomniała sobie, kiedy we trójkę potrafili siedzieć godzinami i grać.

— Jak to możliwe? — zapytała nagle Łucja, ruszając przed siebie.

— Łucja! — zawołała za nią.

— Co znowu?

Pobiegli za nią. Zauważyła miejsce pokryte kamieniem, jeszcze nie zdążyło zarosnąć trawą. Zmróżyła oczy. Jej przyjaciółka zaczęła ich ustawiać.

— Już rozumiecie? — zapytała radośnie.

— Ale co?

— Wyobraźcie sobie... — to mówią ustawiła szatynkę po lewej stronie Zuzanny. — kolumny i ściany. I szklany sufit!

Na twarz Hermiony wpłynął szeroki uśmiech. To wszystko wróciło. Pamiętała, jakby konoracja odbyła się zaledwie wczoraj.

— Ker-Paravel. — odezwał się Piotr.

Znajdowali się w ruinach Ker-Paravelu.

*~*

Dotarli już wysoko. Po drodze dziewczyna musiała wyjaśnić parę rzeczy Malfoyowi. Należało mu się, w końcu trafił do Narnii razem z nią. Co było zastanawiające, normalnie ze sobą rozmawiali. Ani razu jej nie obraził, co było dla niej wyjątkowo podejrzane. Nie zapomniała o tych wszystkich latach dręczenia. Nie mogła mu zaufać. Jeszcze nie.

W pewnym momencie Edmund przyklęknął przy wystającym z ziemi głazie.

— Katapulty. — odezwał się.

— Co? — spytał głupio Piotr.

— No, nie zawalił się sam z siebie.

Wyminęła dziewczyny, które szły przed nią i podeszła do chłopaka.

— Co masz na myśli?

— To było oblężenie.

— Ktoś nas atakował? — nie dowierzała piętnastolatka.

— Na to wygląda.

— Ale po co?

Na to pytanie nikt nie potrafił odpowiedzieć. Piotr wyszedł naprzód i zaczął usuwać gałęzie z kamiennej ściany. Brunet poszedł do niego, żeby mu pomóc. Zaczęli we trzech odsuwać kamienną płytę (Malfoy najwidoczniej postanowił się dołączyć, czym mocno ją zaskoczył). Ukazały się im drewniane, zbutwiałe drzwi. Zabrali się za wyłamywanie ich, ale coś marnie im szło. Panna Granger wyjęła różdżkę.

— Odsuńcie się. — poprosiła. Kiedy to zrobili, wycelowała w drzwi. — Bombarda!

Rozległ się niewielki wybuch i po chwili ukazała im się ciemna dziura wiejąca wilgocią. Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy patrzyła w otchłań.

— Czy ty właśnie... — zaczął z niedowierzaniem Ślizgon. — użyłaś zaklęcia przy nich? — dokończył, patrząc wymownie na rodzeństwo Pevensie.

— Tak, coś w tym złego? — odpowiedziała pytaniem.

Piotr w tym czasie zdążył oderwać kawałek koszuli i owinąć ją wokół patyka.

— Co robisz? — zapytała ze zdumieniem.

— Jak znam życie, to nie macie zapałek, co?

— Nie — odparł Edmund, grzebiąc w swojej torbie. Po chwili wyciągnął z niej srebrną latarkę. — Ale to może być?

— No weź, nie mogłeś mi od razu powiedzieć?

Gryfonka parsknęła śmiechem, a Zuzanna i Łucja jej zawtórowały. Brunet wszedł jako pierwszy, oświetlając drogę. Ruszyła za nim, przy okazji zapalając swoją różdżkę, zaraz za nią Łucja, potem Zuzanna, Draco, a Piotr zamykał ten pochód.

No witam ❤
Jak widać, tutaj za wiele się nie dzieje, ale już niedługo akcja nabierze tempa ^^ Taki luźny rozdzialik z perspektywy Hermiony 😃

A, dodałam też obsadę ^^

Piszcie, co sądzicie ;3

Za Aslana i do napisania 😊

Hermione Granger in Narnia 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz