Koniec?

44 9 5
                                    

Przyglądałam się ciężko pracującemu mężczyźnie. Przez cały czas facet starał się jak najbardziej mi zaimponować. Tak naprawdę to nie. Adam robił to tylko po to, aby udowodnić, że się mylę.
- Pracuj, pracuj, a dostaniesz to, co Ci się należy - rzekłam z ucieszeniem na mordzie, ponieważ on jeszcze nie wiedział.
- Co takiego dostanę? - zaciekawiły go moje słowa.
- Zobaczysz! Jeszcze tylko kilka pompek i Ci to wręczę.
Adam przyspieszył i w mgnieniu oka skończył ćwiczenia.
- Gratulację! Oto twoja nagroda! - podarowałam mu liścia, ponieważ był ładny i miał dziurki.
Mężczyzna zaniemówił.
- Nie podoba Ci się? - zaczęłam udawać, że płaczę.
- Jest fajny - powiedział, ale w środku czułam, że kłamie. Dokładnie w tyłku, ponieważ mnie swędziało.
- Myślałem, że dostanę schabowe - zrobił się smutny.
- Miałam, ale zjadłam. Gdybyś zaczął ćwiczyć od razu, to byś dostał - oznajmiłam mu.
Frajer zaczął płakać. Jego oczy zalewały litry łez, a ja nie mogłam tak stać i nic nie robić. Sięgnęłam więc po kubek i podłożyłam mu pod głowę.
- Jesteś dla mnie okrutna, Ewo! Ja tak się staram, a Ty wciąż czerpiesz z tego radość. Wydaję mi się, że lepiej będzie jak nasze drogi się rozejdą. Od teraz każdy będzie sobie radził sam.
- Ach, tak? Dobrze! - zaśmiałam się lekko, ponieważ wiedziałam, że ten głąb nie przeżyje beze mnie ani chwili. - Jeśli jesteś samowystarczalny, proszę bardzo! Droga wolna!
Adam uciekł tak szybko, że woda mi się wylała. Poszłam więc jego tropem. Starałam się iść tak wolno, żeby nie zauważył, że go szpieguję. Mężczyzna był już daleko, ale i tak zostawił po sobie mnóstwo śladów. Podążałam również za zapachem jego potu. Miałam nadzieję, że nie będzie padać.
W momencie, gdy o tym pomyślałam, zaczęło lać. Byłam bardzo wkurzona, ponieważ moja farba do włosów z gówna zmyła się. Nie miałam ochoty iść dalej. I tak wiedziałam, że kiedyś go znajdę. Położyłam się w błocie. Leżałam tak przez kilka godzin. Deszcz ustąpił, a ja zostałam murzynką. Niestety musiałam się chować, ponieważ Bóg był rasistą. Nie mógł zobaczyć mnie w takim stanie. Chwilami do głowy wpadały mi przeróżne pomysły. Zastanawiałam się nad murzyńską ciążą. Chciałam urodzić kilka bambusków i założyć z nimi czarny boysband. To było moje najskrytsze marzenie. Dzieciaczki śpiewałyby kościelną muzykę albo wydawałyby z siebie dziwne dźwięki, dzięki czemu byłabym pierwszą artystką, która stworzyła nowy gatunek eksperymentalny. Stałabym się popularna. Niestety było to niemożliwe, ponieważ nikogo tu nie było.
- Mój dobry, Boże! Czemu nie stworzyłeś nas więcej?
Chmury odsłoniły się, a biały hipis przyleciał na latającej fajce pokoju.
- Jesteś pewna, że chcesz, abym stworzył kogoś nowego? - zapytał mnie.
- Tak! Niech to będzie przeciętny nastolatek - poprosiłam.
- W takim razie, proszę bardzo! - wtem pojawił się Justin Bieber, a Bóg zniknął.
- Bejbe, bejbe, bejbe, ooooooooo! - przedziwna istota zaczęła drzeć ryja.
Wzięłam więc patyk i zaczęłam go tłuc. Zemdlał.
- Spokój - odsapnęłam.
- What do you mean? - po chwili obudził się.
Nie mogłam pozwolić tej wyjącej dziwce krzywdzić moje uszy. Chwyciłam za większy patyk i wbiłam mu w oko.
- Sorry! - krzyknął śpiewem i padł na ziemię.
Byłam zdenerwowana, ponieważ ten pajac wysłał mi jakiegoś małego gnojka, który drażnił moje uszy. Na całe szczęście nastała kompletna cisza. Cisza, w której mogłam swobodnie myśleć. Myślałam nad swoją przyszłością. Zastanawiałam się również nad losem Adama. Wiedziałam, że ten czubek nie przetrwa sam w takiej dziczy. Nie mogłam go tak zostawić i postanowiłam go szukać.

Tak było w Raju.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz