Rozdział 35

648 65 115
                                    

Daję Wam jeszcze jeden, bo Was uwielbiam
________________

22 października 2017, niedziela

- Nie wiem czy dobrze zrobiłam, godząc się na spotkanie z nim - powiedziałam po polsku do mojego przyjaciela.

- Przypominam, że nie rozumiem po polsku - powiedział Con, obracając się. - Macie mało czasu, postaraj się go zrozumieć.

Właśnie o to chodzi. Żebyś nie rozumiał.

Mój przyjaciel tylko wzruszył ramionami i spojrzał na drzwi, przed którymi stanęliśmy.

- Ty. - Con wskazał na bruneta. - Zostajesz ze mną.

- Milej - powiedziałam Connorowi. - Mam tam tak po prostu wejść?

- Tak. - Otworzył drzwi i delikatnie mnie wepchnął do pomieszczenia.

- Merde, kiedyś ci się za to odpłacę - rzuciłam, wiedząc, że chłopak nie usłyszy tego.

- Carmen - usłyszałam swoje imię i natychmiast poczułam obejmujące mnie ramiona.

Stałam jak sparaliżowana. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na Brada.  

- Stop - wydusiłam w końcu, odpychając go od siebie. - Jeżeli myślisz, że mnie przytulisz i ci...

- Siedź na chwilę cicho, mam dużo do wytłumaczenia. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

- Zaczynaj - rzuciłam, krzyżując ramiona.

- Joe, Joe, Joe, Joe - powtarzał, patrząc mi prosto w oczy.

- Co Joe? - spytałam.

- Pamiętasz, że Joe zbytnio za tobą nie przepadał...

Kto by tego nie pamiętał.

- ...uznał, że muszę urwać z tobą wszelki kontakt, po tej sprawie z nagraniem. Martwił się, że gdy wyjdzie piosenka, to to wszystko nie wyjdzie...

- I dla tego też jesteś z Maggie? - spytałam, lekceważąco.

- ...ja co? - zapytał zdziwiony.

- To co słyszałeś - prychnęłam.

- Nie jestem z Maggie. Ona ma przecież chłopaka... - wyjaśnił Brad cicho, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.

Spojrzałam na nią kątem oka, myśląc czy by jej nie zrzucić.

- Jeżeli myślisz, że mówiąc to wszytko, wybaczę ci i rzucę się w twoje ramiona, jesteś w wielkim błędzie - oznajmiłam stanowczo.

- Nie oczekuję tego. Po prostu mam dość tego, że Joe chce kontrolować moje życie i to kogo kocham - powiedział, siadając na kanapie.

To kogo kocham...

- Po co to wszytko? - spytałam, zagryzając wewnętrzną stronę policzka. - Nie lepiej odpuścić?

- Zależy mi na tobie - powiedział, przeczesując włosy.

Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się.

- Nie mów słów, które nie mają dla ciebie żadnej wartości - oznajmiłam stanowczo.

Z zewnątrz mogłoby wyglądać, że nie ruszyło mnie to, aczkolwiek wewnętrznie płakałam i zalewałam się łzami.

Patrząc na niego, bolało mnie serce. Cały czas miałam świadomość, że już nie jest mój.

- Bra... Co ona tu robi?

Odwróciłam się i zobaczyłam Joe. Patrzył się zły to na mnie, to na Brada.

- Mówi... - zaczął lecz brunet mu przerwał.

Podobno chłopcy mieli pilnować drzwi czy coś...

- Nie. Teraz ty posłuchasz mnie - powiedział Brad. - Ja rozumiem, że sporo fanek nazywa cię Daddy i tym podobne, ale nie jesteś moim ojcem. Zrozum Joe, kocham cię, jesteś dla mnie jak rodzina, ale nie możesz wyznaczać ludzi, których mam unikać lub z którymi mam być. To tak nie działa. - Brad wziął głęboki oddech i spojrzał mu prosto w oczy. - Odchodzę.

- Co?! - wyrwało się z moich ust. - Czy zgłupiałeś do końca Simpson?

- Jeżeli Joe zakaże mi kontaktu z tobą, ponownie, to odejdę i będziecie musieli znaleźć nowego członka - wyjaśnił.

Co się właśnie dzieje w tym momencie?

Czuję się jak w jakimś kiepskim reality show.

- Nie rzucaj słów na wiatr. Nie zrobisz tego. Załamiesz tysiące ludzi. - Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego. - W tym mnie.

- Ludzie, to lepsze niż jakaś telenowela - dodał Tris, pojawiając się znikąd.

- Może i popełniłem błąd - zaczął Joe, opierając się o ścianę.

- Może? - spytałam, niedowierzając. Odwróciłam się w jego stronę i zmierzyłam go wzrokiem.

- Popełniłem błąd - poprawił się. - Przepraszam. Brad, jeżeli tak bardzo ci zależy, możesz być z Carmen.

- Cóż za łaskawość z twej strony - prychnęłam.

- Nie wiem co ty w niej widzisz - rzucił Joe, wywracając oczami. - Może zostawię was samych. - dodał i pociągnął Tristana, wychodząc z pomieszczenia.

Wszystko fajnie i super...

Ale gdzie Con porwał mojego przyjaciela?

- Mam pewien mądry pomysł - zaczął brunet, podchodząc do mnie.

- Simpson i mądry pomysł? A co to, koniec świata? - rzuciłam, starając się nie uśmiechać z powodu mojego tekstu.

- Ha. Ha - burknął.

Chwilę patrzyliśmy sobie oczy, oddychając powoli. Czułam się może i trochę dziwnie, ale bądźmy szczerzy, brakowało mi patrzenia się w jego oczy.

Brakowało mi jego.

- Jestem Bradley Will Simpson, ale raczej to wiesz - powiedział, uśmiechając się i wystawiając przed siebie rękę.

- Co ty robisz? - spytałam zaskoczona.

- Zaczynam wszystko na nowo.

All Night | Bradley Will SimpsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz