W tym rozdziale, zdania mówione po polsku, będą pisane kursywą
Enjoy x
--------------------------------------------17 lipca 2017, poniedziałek
- Zapomniałem o czymś - zaczął Brad, gdy wsiadaliśmy do auta. Chwycił coś z tylnego siedzenia. - Wczoraj były twoje imieniny. - Wystawił w moją stronę dłoń z czerwoną różą. - Czerwona jak twoje usta - dodał uśmiechnięty, na co uniosłam ich kącik.
Dużo dziewczyn nie lubi dostawać czerwonych róż, ponieważ są dla nich przereklamowane.
Ale dla mnie?
Kto mnie zna, wie, że czerwonymi różami dociera się do mojego serca.
- Dziękuję - powiedziałam cicho, po czym wsiadłam do auta. - Nie trzeba było.
- Dostałaś wiadomość - rzucił Brad, wskazując na zapalony ekran mojego telefonu.
Zablokowałam go szybko i schowałam do plecaka, na co brunet rzucił mi zdziwione spojrzenie.
- To na pewno nic ważnego. Napisałam do tych, których lubię, że mają pisać smsy. - Wzruszyłam ramionami.
Od wczoraj dostałam strasznie dużo wiadomości o treści, że mam zostawić Brada w spokoju i tym podobne.
Oczywiście, że jest mi trochę przykro. Vamily to jedna wielka rodzina, która właśnie dobija jedną ze swoich. Nigdy nie zrobiłabym nic co mogłoby skrzywdzić Brada.
Wolałabym prędzej, żeby mi się coś stało.
***
- Nie lubisz latać, non? - zapytałam, gdy zajmowaliśmy swoje miejsca w samolocie.
Brunet spojrzał na mnie zacisnął usta.
- Po tylu razach idzie się przyzwyczaić, ale masz rację, nie lubię. Tak właściwie, nie lecimy do tych miast, w których dawałem z chłopakami koncerty?
- Nie. Wy byliście w Krakowie i Warszawie. Dwa pierwsze pod względem wielkości miasta w Polsce. Teraz się ciesz, bo będziesz jechał do trzeciego największego. - Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń, widząc jaki jest spięty.
- A co powiesz na sen i muzykę? - Wyciągnął wolną dłonią telefon i słuchawki, które wyglądały jak jeden wielki supeł.
Typowe.
- Daj. - Wystawiłam dłoń i po chwili zaczęłam je rozplątywać.
- To irytujące. Mogę je nawet wokół czegoś owinąć, ale wyjmując i tak będą poplątane. - Oparł się wygodnie.
- Życie, Bradley Bear. - Podałam mu kabelki i oparłam się o jego ramię.
- Jakieś życzenia? - Chłopak podał mi jedną słuchawkę i zaczął grzebać w telefonie.
- Stay. Na żywo - powiedziałam uśmiechnięta, na co on odwdzięczył się tym samym.
- W Polsce, bae. Obiecuję.
- Żartowałam. Przecież ja bym się zapłakała - powiedziałam, przełykając ślinę.
- Naprawdę? - Brad odwrócił się w moją stronę i uniósł brew.
- Czy ty nie rozumiesz? Rok temu, kiedy śpiewałeś Stay na trasie, oczywiście w Polsce nie bo po co - prychnęłam. - Ale kontynuując. Jak ja tego słuchałam, to pamiętam jak płakałam w tramwaju. Jeszcze teraz, kiedy wchodziłeś w tłum i widziałam te wszystkie nagrania z bliska. - Wzięłam głęboki oddech. - Miałam łzy w oczach. Nawet nie wiesz, ile osób tym uszczęśliwiłeś.
- Jesteś głupia - powiedział i się zaśmiał.
Szturchnęłam go w ramie i odwróciłam się do niego plecami.
- Wzajemnie, Simpson - rzuciłam.
Wyjęłam z plecaka własne słuchawki i podłączyłam je do telefonu.- Żartowałem przecież. - Dotknął mojego ramienia i próbował mnie obrócić.
- Niech cię jednorożec w dupę ugryzie - powiedziałam i włożyłam słuchawki do uszu, puszczając jakąś piosenkę.
Brunet coś do mnie mówił i trzymał rękę na podłokietniku.
Wiedziałam, że latanie przyprawiało go o lekki stres, dlatego chwyciłam jego dłoń, chociaż nadal pozostałam obrócona plecami.
***
- To tu? - spytał, rozglądając się.
- Tak. - Westchnęłam i chwyciłam mocniej walizkę.
- Jakieś rady, co do twojej mamy? - Spojrzał w moją stronę.
- Raczej nie. Moja mama cię uwielbia. Tylko jest jeden problem. O ironio, umie mówić po angielsku, ale nie lubi. - Starałam się mówić spokojnie, ale mam z lekka wrażenie, że mi to nie wychodziło.
- Denerwujesz się bardziej niż ja w samolocie. Carmen, to tylko twoja mama - powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
Stres sparaliżował mnie do tego stopnia, że nawet się nie ruszyłam.
- Carmen, Boże, ile my się nie widzieliśmy! - usłyszałam za sobą znajomy głos.
Odwróciłam się powoli i zobaczyłam osobę, której spodziewałbym się tu najmniej.
- Kuba! Kiedy my się ostatnio widzieliśmy? Dwa lata temu. - Zakryłam dłonią uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy. Spojrzałam na Brada, ale ten patrzył się na mnie pytająco. - To mój były chłopak, a od sporego czasu dobry kolega - wyjaśniłam, a on tylko kiwnął głową.
- Kto to? - Kuba podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek.
- To mój chłopak, Bradley Simpson - przedstawiłam. - Brad, to Kuba. - Podali sobie sztywno dłonie i uważnie się sobie przyglądali.
- To ten, którego wysyłałaś mi zdjęcia i mówiłaś, że jest uroczy, twoja Bubba i tak dalej? - spytał, uśmiechnięty Kuba.
- Tak. To on - odpowiedziałam i spojrzałam na Brad, uśmiechając się delikatnie.
- Masz coraz wyższe standardy. Teraz wzięłaś się za gwiazdy, hm? A może po prostu chcesz się jakoś wybić?
Uniosłam brwi i spojrzałam na niego.
- Co powiedziałeś? Słyszysz się jak mówisz, czy tylko ci bzyczy w uszach? - Wywróciłam oczami.
- O co chodzi? - zapytał wyraźnie zmartwiony Brad.
- Nic, Bradley Bear. Jest okay - rzuciłam szybko i lekko się uśmiechnęłam.
- Tak tylko mówię. - Kuba wzruszył ramionami.
- Musimy iść. Miłego dnia - rzuciłam, zanim chwyciłam dłoń Brada.
Chłopak kiwnął głową w naszą stronę i zaczął się oddalać.
- O czym rozmawialiście? Czemu się zezłościłaś? - spytał ponownie Brad.
- Powiedział coś głupiego i tyle. Gotowy, żeby wejść do nory wilka? I to dosłownie, tam jest pełno wilków, moja mama je uwielbia - powiedziałam z uśmiechem.
- To ty się boisz. - Brad uniósł kącik ust i pociągnął mnie w stronę domu.
Może i miał rację.
CZYTASZ
All Night | Bradley Will Simpson
FanficPo pierwszym i niezapomnianym koncercie The Vamps w swoim kraju, Carmen otrzymuję szansę na ponowne zobaczenie ich - zespół organizuje konkurs w którym wygraną jest spędzenie z nimi całej nocy. ©2016 clivsa