Prolog

2.3K 181 13
                                    

Lennox Lewis ćmił kończącego się powoli papierosa, siedząc w starym, obdrapanym fordzie zatrzymanym na poboczu drogi numer 56. Wyglądał jakby nie spał od dobrych kilku dni. Jego kiedyś przystojna twarz zapadła się, nadając mu ostry, nieprzyjemny wygląd. Pod przekrwionymi oczami wykwitły ciemne cienie, a niechlujny zarost już dawno przestał być tylko „kilkudniowym". Wiedział, że powinien zatrzymać się na dłużej i przespać chociaż kilka godzin, ale nie chciał tego robić. Poznawał już okolicę w której się znalazł. Był niedaleko ośrodka wypoczynkowego Lastheaven, rodzice Athrura mieli tu domek letniskowy. Kiedy był młody, przyjeżdżali do niego rowerami, był już blisko celu. Do samego miasteczka nie zostało mu więcej niż pół godziny jazdy. Dlatego upił potężny łyk zimnej już i niesmacznej kawy, przetarł dłonią zmęczone oczy i przekręcił kluczyk w stacyjce.


***


Nie spał porządnie, odkąd wyjechał z Nowego Jorku, jakieś trzydzieści godzin wcześniej. Chciał jak najszybciej znaleźć się u celu. Decyzję o przeprowadzce podjął w niecałą minutę. Kolejnych piętnaście zajęło mu spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Całą resztę zostawił w swoim małym mieszkanku na Brooklynie, nie mógł na nie patrzeć, tak jak i na samo mieszkanie. W ciągu ostatniego roku wielokrotnie rozważał sprzedanie całości, razem ze skromnym wyposażeniem, ale nigdy się na to nie zdobył. Nie potrafił pozbyć się tego miejsca w którym byli aż tak szczęśliwi, tak samo jak nie umiał wyrzucić Jego ubrań i ich wspólnych zdjęć. A jednocześnie nie mógł przebywać tam sam, te cztery ściany, nasączone nadal echem dawnych dni, śmiechu, radości, drobnych, codziennych przyjemności, doprowadzały go do szału. Do szału doprowadzał go kubek po kawie, stojący na szafce nocnej obok łóżka.

Kubek który stał tam od roku, odkąd On go zostawił, a którego Lennox nie umiał ruszyć choćby o milimetr. Dopóki tam był mógł się oszukiwać, że to wszystko tylko zły sen. Koszmar. Koszmar który trwał od roku i z którego nie potrafił się obudzić.

Wiedział, że musi stamtąd uciec. I to dalej niż do jednego z barów, których, ostatnimi czasy, stał się stałym bywalcem. Jeśli nie chciał do końca oszaleć, o ile to już się nie stało, musiał wyjechać gdzieś, gdzie nic mu o Nim nie przypominało. W miejsce, w którym nie widziałby go co chwilę. W którym nie czekałby aż drzwi się otworzą i pojawi się w progu, jak gdyby nigdy nic się nie stało.

Nie miał pieniędzy, mieszkania nie potrafił sprzedać. Pozostał mu tylko jeden wybór. Dom, do którego planował już nigdy nie wracać. Dom z którego uciekł prawie dziesięć lat wcześniej, a który od śmierci ojca stał pusty. Cóż, chwilowo każde miejsce poza Nowym Jorkiem wydawało mu się wystarczająco dobre.

Na poboczu zamajaczyła mu stara, zatarta już prawie przez deszcz i wiatr tablica z napisem „Witamy w Lastheaven". Najwyraźniej przez ostatnie dziesięć lat nikt jej nie wymienił, bo wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał. Jeszcze raz przetarł zmęczone powieki, zastanawiając się, czy stary klucz będzie pasował, czy będzie musiał wyważyć drzwi. Mógł zapytać o to Laurę, swoją siostrę. To ona była tu ostatnia.


***


Powinien się jednak zatrzymać, oczy same mu się zamykały, ale teraz nie miało to już sensu. Jeszcze kilka minut i wyśpi się w łóżku, zamiast drzemać na rozłożonym samochodowym fotelu. Widział już pierwsze zabudowania, których jasne okna mrugały do niego przyjaźnie w gęstniejącym półmroku. Trochę się tu pozmieniało, ale nie na tyle, żeby miał nie trafić. Wystarczy skręcić w tę ulicę i...

- Cholera jasna! - w tym wypadku, słowa były szybsze niż myśl. Na szczęście refleks też zadziałał bez zarzutu, mimo zmęczenia. Docisnął mocno hamulec, a samochód obrócił się bokiem i stanął w poprzek drogi. - Cholera jasna! - powtórzył, dopiero teraz czując z jaką prędkością bije jego serce. 


Bo ja się, do prostytutki biedy, nigdy nie umiem powstrzymać przed publikacją, kiedy napiszę coś nowego.

Trzy kroki od nieba | YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz