"Gdy czlowiek bez uczuć biega po raju
I staje na jeziora skraju
Jakby w czerni sie rozplywa
Bierze w ręce wody, twarz sobie umywa
Patrzy się w tafle i widzi biale oczy
Białe od kąd pamieta, ze sobą toczy
Bielą spowiłe
Puste, przenikliwe.Patrzy w nie, końca nie widzi
Szuka dalej, lecz na marne sie trudzi
Oczy te bielą spowiłe
Takie puste i przenikliwe
Bez uczuć, wiary, odwagi
Są niewarte nawet Bożej uwagi
Lecz Bóg chcial się nad nim zlitować
I oczy piękne, błekitem obdarować
Skłonić go do uczuć które go kiedyś zniszczyły
I które mu świat do góry nogami wywrociły
Lecz on strachem doszczetnie zjedzony
Strachem którym od poczatku był strapiony
Bał sie uczucią spojrzeć w cztery oczy
Bał sie pokazać co go tak droczyWtem wstaje, spogląda na ręce
Bierze nóż, wbija go w serce
Bo te oczy bielą spowiłe
Takie puste, wręcz przenikliwe
Nie dawały mu żyć
Nie pozwalały sie dlużej z tym kryć
Spojrzał na ostrze w serce zanurzone
Ono czyste, ciało bólem nie pogrążone
Jakie go zdziwienie przeszło gdy spojrzŁ w rane
Serce jak oczy, bielą oblane.Myślał głupiec, że uczucia to łzy i cierpienie
Ale zapomniał, że kochać czlowieka to największe mienie."