- Newt? - zapytał Azjata, taksując spojrzeniem chłopaka biegnącego w ich stronę.- Niemożliwe! To nie może być on! - warknął Thomas i złapał przyjaciela za rękaw.
- Czy ciebie już do reszty powaliło? To on! Żyje, a ty mówisz, że to niemożliwe!
- Thomas! - zawołał Newt podbiegając, do nich na odległość kilku kroków, a tuż za nim dwoje Nocnych Łowców.Cała trójka wpatrywała się szerokootwartymi oczyma w Newta i jego towarzyszy. Na twarzach dwójki z nich dało się dostrzec radość, ale i niepewność związaną z obecnością uzbrojonych nieznajomych. Tylko jedna twarz pozostawała bez wyrazu. Twarz Thomasa. Chłopak nie mógł uwierzyć, w to, że osoba stojąca przed nim to Newt. To było niemożliwe. Pamiętał dokładnie, co zrobił. Nienawidził siebie, za to z całego serca, ale to była prawda. Zabił go! Nie mógł spudłować, bo pistolet przystawiony był do czoła blondyna. Ciągle rozbrzmiewał mu, w głowie huk wystrzału i dźwięk rozrywanej czaszki. Doskonale pamiętał uczucia, które towarzyszył mu, w tamtej chwili, pamiętał każdy szczegół, najdrobniejszy element: oczy, które na powrót stały się normalne, głos, który znowu uspokajał, a potem wystrzał, który szarpnął ciałem chłopaka, krew, łzy, cholerny ból rozrywający serce i głos wrzeszczący wewnątrz jego czaszki "TO TY POWINIENEŚ LEŻEĆ TAM MARTWY, NIE NEWT!".
Więc jak miał uwierzyć, w to, że teraz ten sam blondyn stał kilka kroków przed nim? Cały, zdrowy, w skórzanej kurtce, czarnych spodniach i ciężkich butach? Do tego uzbrojony i z dziwnym tatuażem na szyi. To nie był on! To nie mógł być on!- Tommy...
- Nie jesteś nim... To nie jest Newt! - Wrzasnął, odsuwając się jeszcze bardziej do tyłu.
- Thomas, dobrze się czujesz? - zapytał Minho, przeszywając wzrokiem przyjaciele. - Przecież sam mówiłeś, że tutaj go widziałeś i chcesz po niego wrócić.
- Po jego ciało! - warknął. Bał się, że wariuje, że wcale nie jest odporny, a Pożoga owładnęła jego umysł - Zabiłem go! Zabiłem!
- Thomas, uspokój się - odezwała się dziewczyna, która do tej pory stała cicho. Jej związane w warkocz włosy, szarpał wiat, rozwiewając niesforne kosmyki.
- Chciałem wrócić i go pochować! - Nie dawał za wygraną szatyn.
- Thomas, co ty pieprzysz?! - zawołał Minho.
- Nie. On ma rację. - odezwał się Newt, przełykając łzy. Czego niby się spodziewał? Że Thomas rzuci mu się na szyję i wycałuje za wszystkie czasy? - Mówi prawdę. Zabił mnie.
Między wszystkimi zapadła głucha cisza. Thomas przeszywał wzrokiem blondyna, jak gdyby stało przed nim wcielenie samego szatana. Zdezorientowany Minho przyglądał się obojgu, zastanawiając się, czy aby przez to słońce nie wyparowały im do reszty mózgi. Newt nerwowo obracał w ręce serafickie ostrze, nie spuszczając z niego wzroku. Jedynie dziewczyna z blond warkoczem przyglądała się nieznajomym.
- Na anioła! Czy wszyscy twoi przyjaciele to idioci?! - zawołał Jon, przerywając ciszę i ściągając na siebie uwagę - Nie żebym się wtrącał, ale nie mamy całego dnia, a przed nami jakaś godzina drogi z powrotem.
- Co to za złamas? - zapytał Minho, przechylając głowę na bok i przyglądając się uważnie chłopakowi.
- Zaraz ja cię złame - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Jon, uspokój się - odezwała się Alex i chwyciła go za rękę, w obawie, że ten może rzucić się na Azjatę.
- Nazwał mnie złamasem!
- Pasuje do ciebie jak ulał - skwitowała.
- Z tym się zgodzę - przytaknął Newt i uśmiechnął się do nich.
Musiał wziąć się w garść. To, że Thomas tak na niego zareagował, było do przewidzenia. Zabił go, pociągnął za spust, a ludzie tak po prostu nie zmartwychwstają. Sam pewnie na miejscu Thomasa zdzieliłby siebie w łeb i uciekł co sił w nogach.
- Ale Jon ma rację - odezwała się blondynka, spoglądając na Newta - Magnus, nie może utrzymywać portalu w nieskończoność, a my i tak jesteśmy tu już zbyt długo.
Blondyn pokiwał głową ze zrozumieniem. Musieli się spieszyć, ale jak namówić ich do tego, żeby poszli z nimi? Nie zastanawiał się jak to będzie, gdy odmówią, gdy wybiorą pozostanie tutaj. Ta myśl zraniła jego serce jeszcze bardziej niż reakcja, strach i nieufność w oczach Thomasa.
- Musicie z nami iść - odezwał się w końcu, zerkając kolejno na Minho, Sonye i Thomasa. - Wszystko wam powiemy po drodze, ale proszę, chodźcie z nami.
- Nie ma mowy! - Warknął Thomas i odciągnął Sonye oraz Minho na bok. - Idziemy w swoją stronę.
Newt spojrzał przerażony na Thomasa. Balon wypełniony strachem przed stratą Tommy'ego wystrzelił, a zawartość owładnęła jego serce. Upuścił serafickie ostrze, a sam, nie do końca świadomy tego, co robi, rzucił się na Thomasa, powalając go na ziemię. Szatyn nim zorientował się, co tak właściwie się dzieje, już leżał plecami na piasku, a Newt siedział na jego brzuchu, kolanami przyszpilając jego ramiona. Dłonie zacisnął na koszulce chłopaka i zaczął nim potrząsać jak opętany wrzeszcząc przy tym najgłośniej jak tylko potrafił.
-To ja idioto! Ja! Newt! Nie rozumiesz tego i ja też nie rozumiałem, gdy znalazłem się w pikolonym Nowym Jorku, w świecie gdzie nie ma czegoś takiego jak Pożoga! Ale to ja!
Już miał zdzielić Thomasa pięścią w twarz, gdy czyjeś ręce chwyciły go za skórzaną kurtkę i szarpnęły do tyłu. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to był Minho.
- Oszalałeś złamasie? Chciałeś nam go zabić?
- Nie, przepraszam. Ja... - wziął głęboki oddech, próbując uspokoić nerwy - Po prostu nie chcę go stracić, nie chcę stracić was.
- Dokąd mamy iść? Po co? I kto ci zrobił ten szpetny tatuaż? - dopytywał Azjata.
- Niedaleko stąd jest portal, coś jak płaski przenos - tłumaczył, nie zwracając uwagi na głupie pytanie o runę. - Musimy przez niego przejąć. Tam są ludzie tacy jak Alex i Jon - skinął głową na nowych przyjaciół - oni nam pomogą.
- Skąd o tym wiesz?
- Bo tam byłem. - powiedział i przeniósł wzrok na szatyna - Chodź ze mną. Proszę, Tommy. Proszę.
CZYTASZ
Come With Me
FanfictionMówią, że śmierć jest końcem. Dla niego miała być wybawieniem, ale stała się początkiem. Początkiem nieznanego. Newt w jednej chwili, traci życie z rąk najbliższej mu osoby, a w następnej budzi się na ulicy tętniącego życiem Nowego Jorku, w świecie...