Rozdział 2

19 5 1
                                    

Spojrzałam na swojego ojca, który obejmował swoją mate. Więź łączy ich już równe tysiąc lat. Alfa sfory Niezniszczalnych – Michael Terse – jest wysokim  mężczyzną o czarnych włosach – które po nim odziedziczyłam – i  niebieskich oczach, w których ludzie widzieli wszystko, co przeszedł ten człowiek. Ja o tym wiedziałam, uwielbiam jak tata opowiada mi swoje historię z dzieciństwa, choć mówi o nich z ukrytym wewnątrz bólem. Jego wybranka – Jane Terese – jest cudowną kobietą, którą każdy uwielbia. Stosunku do swojego męża jest zawsze uśmiechnięta i służy każdemu dobrą radą, miłym słowem. Jednak zdarza się, że ta drobna, niska kobieta traci resztki spokóju. Zazwyczaj to nastoletnie wilkołaki są świadkami jej gniewu. Włosy Jane to jasne, jedwabne kosmyki, którymi każde małe dziecko – a także jej wybranek – uwielbia się nimi bawić. W jej zielonych oczach zawsze – prawie zawsze – widać radość.


– Witaj, kochanie – wykrzyczała radośnie Luna. – Tak dawno ciebie nie widziałam, Viola. W ogóle to Miki szaleje. Jakiś kryzys wieku średniego dostaje. Przecież ma już tysiąc pięćset lat, kiedyś musiało to nastąpić. Tylko by jadł i spał. Nie cieszy go już zajmowanie się stadem, a ja to już w ogóle go nie cieszę. Hej! –  wykrzyknęła kobieta, gdy jej partner podszedł do niej od tyły i klepnął w pośladki.


– Dlaczego tak myślisz, wilczku? –  odparł i pocałował blondynkę w policzek. – Czas przejść na emeryturę. Jestem już za stary na takie rzeczy – zszedł ustami niżej i ucałował partnerkę w odsłoniętą szyję. Jak ja im zazdroszczę. – Tylko temu matołowi nie oddam stada za nic w świecie – rzucił ze złością w głosie i pokazał skinieniem głowy na Steva.


– Tatko! – krzyknął partner Olivii.   – Mi wystarczy to, że mam twoją ukochaną córkę!

Tak to wygląda. Gdyby Alfa miał syna, to automatycznie stado trafia w jego ręce, ale w tym przypadku są dwie córki. Według prawa wataha będzie należała do mate jednej z córkę Alfy –  zazwyczaj tej, która pierwsza go znajdzie. Lecz tata uparł się, że Stev jest za głupi i zbyt niedojrzały, aby przyjąć tak wielki obowiązek. Właśnie dlatego rodzice pomagają mi w poszukiwaniach tego jedynego.


(***)

Nareszcie wolność! Cały tydzień spędziłem faszerowany lekami i przypięty pasami. Z lekkim uśmiechem zacząłem się pakować do domu. Zostało mi jeszcze czekać na wypis i mogę już iść z tego więzienia. Dla mnie, jako Gammy ten tydzień był koszmarny. Zapewne zerwałbym te pasy, ale tak mnie otępili lekami, że nawet nie wiedziałem jak się nazywam. Nawet nie wiem po co te zabezpieczenia. W takim stanie nie mogłem nawet sam się wykąpać.


Drzwi otworzyły się i wszedł przez nie mój lekarz. Podszedł do mnie i podstawił sobie krzesło. Podał mi kartkę z wypisem.

– Zanim pan pójdzie, panie  Collins... Chciałbym jeszcze o czymś powiedzieć. Prze miesiąc będzie pan przyjmować leki, które sprawią, że nie będzie pana ciągnęło do alkoholu. Chciałbym też, aby pan zapisał się do psychiatry, albo chociaż psychologa. Rozmawiałem trochę z pana rodzicami i dowiedziałem się, że jest pan żołnierzem zawodowy. Tacy ludzie mają zazwyczaj problemy z psychiką z powodu tego co przyszli i zobaczyli. Przydałaby się rozmowa z kimś, kto by panu pomógł. Mogę podać numer telefonu do bardzo dobrej poradni psychiatrycznej.


Westchnąłem i wziąłem od lekarza wizytówke, którą mi oferował. I tak jej nie użyje, ale to byłoby z mojej strony niegrzeczne odrzucić pomoc. To coś da? Zawsze byłem steptycznie nastawiony do wzięcia pomocy od takich ludzi. Pożegnałam się z doktorem i wyszedłem ze szpitala.

Na zakręcie życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz