Pov Yuri
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, dawno tak dobrze nie spałem. Zszedłem na dół, z kuchni dobiegał cichy szelest.
-Szefowo?-Zapytałem widząc Cię jak wynosisz wielki czarny wór w którym można by ukryć zwłoki.
-Oo Cześć Yuri. Znalazłam twoją liste z sposobem odżywiania się oraz zapasy pizzy, zupek błyskawicznych oraz słodyczy.
-NIEEE! Tylko nie MOJE słodkości!-Krzyknąłem rzucając się na wór. Niestety byłaś dużo zwinniejsza i wyniosłaś wszystko oddając wprost w ręce Pana jeżdżącego śmieciarką. Gdy wróciłaś gwiżdżąc jak gdy by nigdy nic, stałem z skrzyżowanymi rękami na piersi, tupiąc noga.
-Musisz...
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Musisz się dobrze odżywiać. Jakiś chłopak dzwonił stwierdził że masz skłonności do tycia. Nie możesz zaniedbywać siebie.
-I tak wszystko nie ma sensu!-Wrzasnąłem, nic o mnie nie wiesz! Nie masz pojęcia jak kochałem Victora!
-Bo ten Victor nie żyje?! Wybacz że nie umiem wskrzeszać ludzi! Ale pomysł sobie że on wkładał swój czas w to byś mógł być najlepszy! Chcesz to zaprzepaścić?! Masz kochającą matke i ojca! O nich też byś mógł pomyśleć rozpieszczony egoisto!
-Ehh, masz rację. Przepraszam...Chyba nie umiem dopuścić do siebie faktu że już nigdy go nie przytulę.-Odparłem spuszczając głowę. Opuściłaś zakasane rękawy po czym wyjęłaś z marynarki biała chusteczkę. Podeszłaś po czym mi ją wręczyłaś.
-Wiem jak to jest gdy ktoś najbliższy może na ciebie patrzeć tylko z nieba...
-Nie dam rady bez niego. Znów wygłupię się na Grand Prix i wrócę do domu z podkulonym ogonem.
-Nie prawda. Nie możesz się poddać...-Odparłaś ciepłym głosem.
-Wszystko jest trudne...
-Chodź zjeść śniadanie, musimy spieszyć się na lodowisko Yuri.
-Spieszyć? Dlaczego?
-Załatwiłam ci kogoś. Jest to moja przyjaciółka ze studiów. Pokaże ci wszystko co umie. Może jakoś ci to pomoże.Siadłem do stołu, podałaś mi nie co dziwne śniadanie. Musiałaś włożyć w nie mnóstwo pracy więc postanowiłem je spróbować. Jednak nie jest takie złe na jakie wygląda.
-Pyszne, ty nie jesz?-Zapytałem uśmiechając się.
-Nie, nie. Ja już jadłam.-Odparłaś nabijając magazynek pociskami, kołysałaś się przy tym na krzesełku od czasu do czasu biorąc łyk kawy.
-Mogę zadać ci pytanie?
-Pewnie, i nie pytaj się tylko odrazu wal.
-Ile nosisz przy sobie broni?-Zapytałem zaciekawiony, w momencie przestałaś się kołysać. Podniosłaś na mnie wzrok a ja poczułem się lekko nie swojo.
-Amm nie wiele.Na twoje "Nie wiele" składały się dwa pistolety, dodatkowe dwa magazynki i nóż motylkowy oraz standardowo gaz pieprzowy w marynarce praz paralizator. Moje oczy chciały wyjść z orbit. TO JEST NIE WIELE?!
-"Nie wiele" tak?-Powiedziałem z otwartymi ze zdumienia ustami.
-Wiecej przy sobie mieć nie mogę niestety.
-Boję się ciebie.-Odparłem a ty schowałaś arsenał, wzięłaś kubek ze stołu i idąc w stronę zlewu przetarmosiłaś moje włosy śmiejąc się.
-Haha, spokojnie. Robię się odrobinę straszna tylko gdy ktoś ci zagraża.Pov ty
Nigdy nie zapomnę jego miny, plus to jak wypadł mu widelec z ręki. Muszę mieć się czym bronić. W końcu nikt nie chce by Yuri podzielił los Victora.
-Uroczo...-Usłysałam za swoimi plecami, czułam jak policzki pokrywają się czerwienią. Nie byłam pewna temu co słyszą moje uszy.
-Słucham?-Zapytałam niepewnie.
-Nic! Nic!-Odparł nerwowo. Stałam za nim, nie było siły by zobaczył moje rumieńce gdy opierałam się o zlew. Yhg, znów chodzi bez koszulki. Albo robi to celowo albo ma tak w zwyczaju.
-Heh okay, ubierz się za 20 minut wyjeżdżamy.Doprowadziłam się do porządku, wyglądałam nienagannie jeżeli chodzi o mój garnitur. Zawsze biała koszula, idealnie założony krawat. Tak to był mój znak rozpoznawczy.
Brunet powoli schodził schodami mając zawieszone na ramieniu łyżwy. Szkoda mi go, nic nikomu nie zrobił a odebrano mu bezkarnie coś tak cennego.
CZYTASZ
"Say my name" Yuri Katsuki x Reader
FanfictionZostajesz przydzielona do ochrony łyżwiarza, Yuriego Katsukiego. Przerażająca historią jaką ośmieli ci się przedstawić sprawi że zechcesz rozwiązać jego kłopoty