one

5.1K 194 69
                                    


When the day that lies ahead of me
seems impossible to face
when someone else instead of me
always seems to know the way...

Natychmiast zerwałam się na równe nogi i wyłączyłam budzik w telefonie.

Szczerze nienawidziłam tej piosenki, ale tylko Lovely Day - Bill Withers kojarzyła mi się z tatą. Była tak jakby jedyną rzeczą, która po jego śmierci mi po nim została.

Przez parę minut leżałam na łóżku i sprawdzałam wszystkie sociale, ale jak prawie zawsze nie było żadnych powiadomień.

Wzięłam wcześniej wybrane, poukładane ubarnia i poszłam do łazienki.
Nikt mi w tym nie przeszkodził, ani nie musiałam czekać aż ktoś wyjdzie.
Przez jakiś czasu musiałam mieszkać sama, z racji tego że moja mama wyjechała w delegację, a rodzeństwa nie miałam. Czasem było to naprawdę spoko, robiłam co chciałam, wracałam o której chciałam, bez zbędnego tłumaczenia się i kłótni, lecz z drugiej strony cholernie brakowało mi kogoś z kim mogłabym od tak pogadać, wracać do domu w którym ktoś by na mnie czekał. Starałam się po prostu o tym nie myśleć.

Rozpuściłam swoje blond włosy. Sięgały mi zaledwie do ramion, lecz odpowiadała mi taka długość. Przez pewien okres w swoim życiu miałam naprawdę długie włosy, każdy mówił jakie to są ładne i jak mi pasują, sama tak uważałam i było mi cholernie miło za te wszystkie komplementy, lecz pewnego razu, kiedy byłam sama, nie było nikogo obok mnie, nikogo do kogo mogłabym się skierować i porozmawiać, byłam tak cholernie zdeterminowana i zdenerwowana, bałam się samej siebie, nie umiałam się uspokoić. Wszystko co działo się w moim życiu mnie po prostu przerosło, tak cholernie przerosło, czułam się taka sama, bez nikogo, od śmierć ojca a mamy już ze mną nie było, miałam jej to za złe, ale bardziej starałam się ją zrozumieć, każdy inaczej radził sobie z żałobą i po prostu musiała wrócić do pracy, żebyśmy miały za co żyć.. Miałam 15 lat, ustałam przed lustrem w trzęsącej dłoni trzymałam  nożyczki i niechlujnie pod wpływem cholernie silnych emocji je ścięłam, kalecząc się przy tym, moje włosy były wtedy całe poszarpane i mokre od krwi jak i od łez. do teraz miałam blizny na palcach. Zaraz po tym zakleiłam palce plastrami, mimo że one i tak chuja dały bo po chwili i tak całe przesiąkły krwią. Umyłam włosy, narzuciłam na siebie bluzę z założyłam kaptur. Na dłonie ubrałam rękawiczki, całe szczęście, że była to zima i ubranie rękawiczek o tej porze należało do normalnych, po czym wyszłam z domu i poszłam do fryzjera, żeby nikt nie dowiedział się, że jest coś nie tak. Nie chciałam nikogo obarczać swoimi problemami.
Od tamtej pory zostałam przy takiej długości włosów.

Starannie je rozczesałam i spiełam w nienaganny kucyk. Umyłam twarz, zęby, zrobiłam makijaż. Prysznicu nie brałam. Bo myłam się zawsze przed snem. Ubrałam zwykłe jeansy z wysokim stanem i szary sweterek z białym kołnierzykiem. Po 30 minutach wyszłam z łazienki  spowrotem do pokoju. Wzięłam plecak i zeszłam na dół coś zjeść. Po śniadaniu ubrałam buty i narzucił płaszcz i jak normalna 17 latka wyszłam na zajęcia.


-Witam Panią Diane ! - wybiegła i krzykneła zza rogu Hannah
Moje serce przyspieszyło.

Hannah była moją przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką. Różniłyśmy się znacznie. Była szalona. Wszędzie było jej pełno. Działała impulsywnie i żyła z dnia na dzień. Jak każdy miała swoje problemy, ale żyła w szczęśliwej rodzinie, z rodzicami i bratem, niczego jej nie brakowało, była zawsze taka szczęśliwa i nie umiałam czuć się inaczej będąc z nią.
Kochałam ją za to.

-Witam Panią Hannah - odpowiedziałam, zaraz po tym jak się uspokoiłam.
-Jak tam humor? - zapytała i dołączyła się do mnie.
-A dziś nawet, nawet, a u ciebie?
-Świetny!  W ogóle, nie uwierzysz co sie dzieję
-To mnie oświeć.
-Idziemy dziś na imprezę do Hope - dokończyła podekscytowana.
-Idziesz, ja dzisiejszy wieczór spędzam z bilogią i chemią - cholernie zależało mi na studiach, marzyłam o tym, żeby być w przyszłości chirurgiem, tak cholernie chciałam pomagać w ten sposób innym.
-Dziewczyno jest piątek, wylzuj - dodała błagalnym głosem.

Spojrzałam ostatni raz, na nią i do szkoły doszłyśmy już w milczeniu.
Wiedziała dobrze co znaczy te spojrzenie. Miała po prostu skończyć temat bo i tak nie warto go dalej drążyć.

Zajęcia dłużyły się jak nigdy. Lecz minęły bez żadnych sensacji. Całe szczęście. Naprawdę lubiłam tą szkołę chodzenie do niej sprawiło mi więcej szczęścia niż siedzenie samej w domu..
Weszłam do szatni i czekałam za Hannah. Wychodziłyśmy zawsze razem. Miałam już do niej dzwonić gdzie jest, lecz przeszkodził mi w tym sms. Był on od mamy, byłam pewna, że będą to nie za ciakwe wieści.

"Nie będzie mnie dłużej o parę tygodni. Bardzo przepraszam, ale nie mam wyjścia. Za jakiś czas poinformuje Cię kiedy dokładnie będę, przelałam Ci dodatkowe pieniądze na konto, kocham Cię skarbie, buziaki. "

No to zajebiście.

Odpisałam ze zrozumieniem, lecz tak naprawdę łzy nabrały mi się do oczu, nie pozwoliłam im wypłynąć, nie chciałam robić żadnej dramy wokół siebie.

Hannah jak nie było, tak nie ma. Stwierdziłam, że daruję sobie dzownienie i po prostu wyszłam, ze szkoły.

Po niespełna 30 minutach byłam już w domu. Spacerek o takiej jesiennej porze nie zaszkodzi. Weszłam do pokoju odłożyłam plecak i położyłam się na łóżku. Starając się nie rozpłakać, już sama nie wiedziałam czemu znowu mnie na to brało. Może powinnam zapisać się do jakiegoś psychologa? Może nagle trzeba było przestać udawać, że wszystko jest okej?

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam ze schodów, z zdziwieniem, że przeżyłam nie wypierdalajac się na nich i otworzyłam drzwi.
Stała w nich Hannah z kilkoma osobami za sobą

-Hannah ? - spojrzałam na nią z zażenowaniem.
-Nie chciałaś przyjść na imprezę, to impreza przyszła do ciebie ! - powiedziała z entuzjazmem i weszła razem z resztą do domu. Wszyscy po kolei się ze mną witali, a ja starałam się powstrzymać uśmiech, w głębi duszy chyba tego potrzebowałam
Mój humor był strasznie zmienny, ale chyba jak każdej kobiety?

__________

Gravitation |°| Lil PeepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz