fifty-four

339 30 27
                                    

Gustav.

-Kochanie - zacząłem - Do kurwy odwiążcie mnie. - starałem się sam już nie raz odwiązać węzły którymi byłem wręcz przyszyty do krzesła, lecz wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem, ktoś to mnie za każdym razem wiązał miał w chuj siły.

Kiedy zobaczyłem jak drzwi się uchylają myślałem, że znów po mnie przyszli, żebym dalej mógł "pracować", czyli iść razem z nimi do tego obskurnego domu i produkować coraz więcej towaru i więcej i więcej, to wszystko już mnie przerastało jak okrutny był "Black", a raczej Loge, który serio myślał, że nie wiem jak się nazywa, używając tego jebanego pseudonimu. To były sekundy, naprawdę sekundy do teraz pamiętam i wspominałem to każdego dnia jak razem z Diana po prostu spaliśmy, była to noc jak każda inna, nic nie wskazywało na to co miało się wydarzyć. Usłyszałem ciche pukanie w drzwi od pokoju Diany, moja pierwsza myśl "na pewno mama Diany wróciła i chciała zrobić jej niespodziankę", lecz kiedy już chciałem obudzić Dianę usłyszałem, gruby męski głos "Peep, wiem że tam jesteś, albo wyjdziesz sam, albo zrobimy Ci jazdę przy niej", serce na moment mi ustało, nie wiedziałem co robić, czy wstać czy czekać aż ktoś wejdzie, nie chciałem robić tego Dianie i zrobiłem tak jak on chciał, ubrałem się najszybciej jak tylko mogłem, nie wziąłem ze sobą kompletnie nic bo czułem, że i tak będzie mi to odebrane. Zostawiłem tylko liścik dla niej... Spojrzałem na moją Dianę ostatni raz, nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę, więc nie wierzyłam własnym oczom, kiedy w drzwiach pojawiła się moja najpiękniejsza blondynka, dziewczyna o której myślałem dzień w dzień od kiedy tu jestem i jedyna nadzieję, która trzymała mnie przy tym, że kiedyś stąd wyjdę. Warto było wierzyć, udało się było już tak blisko mnie, nic nie mogło mi tego zepsuć, nie wybaczyłbym sobie tego jakbym nagle zniknęła lub cokolwiek jej się stało. Z jednej strony cieszyłem się jak głupi kiedy ją zobaczyłem, a z drugiej zacząłem się martwić czy nic jej się tu nie stanie i żałowałem, że znalazła się w tym miejscu, nie była tu bezpieczna.

W końcu jeden z gigantów podszedł do mnie i mnie odwiązał, wstałem o mało się nie obalając, siedziałem tak od dłuższego czasu i nogi zdążyły mi zdrętwieć. Opanowałem to najszybciej jak mogłem, żeby tylko do niej podbiec, nie myślałem o niczym innym, nie liczyło się nic innego, tylko to żeby znów móc ją poczuć, usłyszeć, pocałować....

-Diana, kochanie - zacząłem biorąc ją na ręce i starając się ocucić, nadal nie było z nią kontaktu. Dopiero po dłuższej chwili otworzyła oczy i znów mogłem się w nie wpatrywać.

-Gus, to naprawdę ty, nie mogę w to uwierzyć...

Nie pozwoliłem powiedzieć jej nic więcej nasze usta się złączyły, w końcu mogłem ją pocałować, czuć ją całą, być obok mojego całego świata... Łzy zaczęły napływać mi do oczu, byłem twardy, ale nie na takie momenty, to było silniejsze ode mnie. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja nie mogłem tego nawet kontrolować.

-No już serce - powiedziała Diana wstając na równe nogi - jestem tu i bez ciebie nigdzie się nie ruszam, zabieram Cię stąd i już nigdy nie dopuszczę, żeby coś Ci się stało - dokończyła mocno mnie przytulając

-To ja powinienem Cię chronić.. - odpowiedziałem dalej tkwiąc w cudownym uścisku, którego nie chciałem nigdy zakończyć, ciepło jej ciała w ten zimny dzień, było najlepszym co od miesięcy mnie spotkało. Chciałem czuć to już zawsze, nie puszczać jej już nigdy.

-Nie chce wam przeszkadzać, ale chodźmy już stąd - powiedział Ander.

-Nie przedstawiłam was, Gus, dzięki Anderowi, dziś tu jestem, pomógł mi we wszystkim to...

-Jestem synem Loge'a - dokończył chłopak.

Nie wiedziałem jak zareagować, zacząłem czuć się z tym wszystkim niepewnie, czy aby na pewno stąd wychodzę? W końcu to jego syn, sprzeciwił się ojcu? Nie rozumiałem tego, nie wiedziałem co robić, stałem jak wryty.

-Spokojnie, to nie żadna pułapka, wszystko później Ci wyjaśnię.
Ander Loge - powiedział podając mi rękę.

-Gustav Ahr, ale to już wiesz - odwzajemniłem uścisk. Nadal kruczowo trzymając drugą ręką dłoń Diany.

-Idziemy stąd, wystarczającą się tu nasiedziałeś - powiedział Ander. - Masz ubierz moją kurtkę, na dworze jest jeszcze zimniej a ty pewnie marzniesz tu na samej koszulce od kilku godzin.

-Dziękuję... - odpowiedziałem tylko zakładając grubą puchową kurtkę i zapinając się aż po samą szyję...

Szliśmy w kierunku bramy przy której czekał Ben. Oby dwoje ostro mnie tyrali, lecz wiedziałem, że nie robili tego bo sami tego chcieli, dostawali wytyczne z góry, na które sami nie mieli wpływu.
Nie wierzyłam, że zbliżałem się do wyjścia stąd, po tylu miesiącach, znajdując się coraz bliżej bramy, byłem coraz bardziej roztrzęsiony. Bałem się, że to pułapka, że zaraz będę musiał z powrotem tam wrócić i dalej dla nich tyrać, jeśli stąd wyjdę mimo mojej naprawdę silnej psychiki, będę musiał zapisać się do psychologa, to po prostu za dużo...

-Ben, Mark, wracajcie do domu, do rodzin, to koniec - powiedziała Ander, nie wierzyłem w to co słyszę, czy on właśnie oznajmił kres temu wszystkiemu?

-Ale Loge, co ty pierdolisz - zaczął Ben.

-Pieniądze zostaną przelane na wasze konta do końca tygodnia, będziecie mieli zapewniony dzięki nim dobry start i błagam was nie popadajcie w kolejne takie gówno.

-Ale twój ojciec, co on to? Przecież to nie ty decydujesz - powiedział Mark.

-Od dziś to ja decyduję - dokończył i skinął głową na pożegnanie.

Stało się, wielka produkcja narkotyków została zamknięta, nieodwracalnie.

Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy, nawet już nie patrzyłem w to miejsce, wpatrywałem się w moją najkochańszą i najpiękniejszą dziewczynę pod słońcem, nie mogłem odkleić od niej wzroku i nie miałem zamiaru jej puszczać.

-Musimy pojechać na komisariat, do twojej mamy, załatwić tyle rzeczy - zaczęła Diana.

-Na początku chciałbym spędzić z tobą trochę czasu, nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem - zacząłem a pieprzone łzy znów zaczęły wpływać mi do oczu.

-No już gołąbeczki, zaraz będziemy na miejscu - zaśmiał się Ander.

Wysadził nas przed domem Diany, dziękowałem mu za to wszystko jak głupi chyba z dobre pięć minut. Uważam, że to i tak za mało, nigdy mu się nie odpłacę z tym co zrobił, po drodze wyjaśnił mi wszystko, już wszystko wiem i nadal nie mogę w to uwierzyć, a jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć, że jestem obok Diany...
Weszliśmy do domu, od razu poczułem przyjemne ciepło i cudowny zapach cynamonu, tak bardzo tęskniłem za tym miejscem.

-Mama, będzie dziś później

-Za nią też się stęskniłem - powiedziałem uśmiechnięty.
Mój uśmiech został od razu odwzajemniony.
Na tym nasza rozmowa się skończyła, zacząłem namiętnie całować Dianę co również od razu zostało odwzajemnione. Nie mogłem się nią nacieszyć pragnąłem jej coraz więcej i więcej. Byliśmy tak blisko siebie, jak dwa magnesy, nic nas nie mogło rozłączyć. Jej ciepłe i delikatne usta, były najcudowniejsze na świecie, będę uważał już tak zawsze i nigdy nie zmienię zdania. Ciągle się całując weszliśmy do łazienki. Nie marzyłem teraz o niczym innym niż ciepłym prysznicu z moją dziewczyną...
Całując powoli zdejmowałem z niej ubrania, ona to samo robiła ze mną, sama ta czynność mnie tak bardzo rozgrzała, aż czułem że przez prysznic z nią będę aż płonął.
Weszliśmy do środka i puściłem delikatny ciepły strumień wody z górnego prysznica. Nie mogłem napatrzeć się na jej cudowne ciało, było idealne, po prostu idealne, niczego mu nie brakowało.

-Tak bardzo, Cię kocham Gus, bez ciebie nie dawałam sobie rady, tak strasznie się o ciebie martwiłam, tak bardzo tęskniłam...- zaczęła po czym spuściła wzrok do dołu.
Objąłem jej twarz dłońmi i spojrzałem głęboko w oczy.

-Diana ja kocham Cię jeszcze bardziej, byłaś moją jedyną nadzieją, nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo tęskniłem i jak jeszcze bardziej Cię kocham.

Powiedziałem i mocno ją pocałowałem, przybliżając się najbliżej jak się da, tak żeby nasze ciało tworzyły jedność.

________________
I jak się wam podoba nowy rozdział?

Gravitation |°| Lil PeepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz