2| Jest taki nieodpowiedzialny.

289 13 3
                                    

- Stella, zjadłaś już?- zapytałam, zaglądając dziewczynce przez ramię- Pośpiesz się, zaraz będzie tutaj tatuś.

Dziewczynka jęknęła w proteście. Odkąd wczoraj Martijn poinformował mnie, jak i małą, że przyjedzie po nią z Charelle, mała straciła wszelkie ochoty na spotkanie z ojcem. Wcale się nie dziwiłam. Dla mnie to spotkanie z uroczą panną modelką (albo panną nietoperną jak nazywa ją Alison, z powodu suchych włosów) też nie należało do najprzyjemniejszych. Samo spotykanie Martijna sprawiało, że musiałam zachowywać zasoby cierpliwości a spotkanie z ich dwójką? Całe szczęście, że była tu Allie.

- Stella, posłuchaj- zaczęła Alison, kucając przy dziewczynce- Zawsze możesz zrujnować im ten dzień. Opowiadaj o ostatniej wycieczce do lunaparku, na którą Cię zabrałyśmy z mamą a oni oszaleją z zazdrości- poradziła.

- Mama powtarza, że nie ładnie się mścić- odparła mała, grzebiąc w swoim talerzu. Przysiadłam na krześle obok.

- Powiedzmy, że tym razem masz specjalne przyzwolenie- odparła Alison, odgarniając rude włosy do tyłu. Zgromiłam ją wzrokiem.

- Po prostu staraj się zbyt dobrze nie bawić- powiedziałam, przeklinając się za bycie tak okropną matką. Nastawiałam własne dziecko przeciwko własnemu ojcu. Miejsce w piekle czeka.

Przerwał nam dzwonek do drzwi, przez który Stella jeszcze bardziej się nachmurzyła.

Ale wyjaśnię. Stella kochała Martijna i cieszyła się, gdy ją odwiedzał, jednak gdy kilka mięsiecy temu doszły do nas wieści (ciotka Laura naprawdę nie potrafi trzymać języka za zębami) o nowej dziewczynie Martijna, Stella zamknęła się w pokoju na dwie godziny. Nic nie mogłam zrobić. W końcu kazała mi zadzwonić do taty i wymusiła wręcz na nim obietnicę, że nie tylko będzie częściej przyjeżdżał ale także będzie spędzał z nią czas bez swojej dziewczyny.

Kwestię uporu nie muszę chyba mówić po kim odziedziczyła.

- Wejdź- przesunęłam się w drzwiach, by zrobić miejsce panu gwieździe i jego przybocznej- Stella, tata przyjechał!- zawołałam, odchodząc od nich. Mała z kwaśną miną zeszła z krzesła i poszła do pokoju po swoje rzeczy.

- Nadal jest tak brzydka?- zapytała cicho Alison. Powstrzymałam parsknięcie śmiechem.

- I chyba nawet jej się przytyło- odparłam, sprzątając talerz ze stołu.

W między czasie Stella przyszła z pokoju, ciągnąc swój plecak a jej mina nawet na moment się nie zmieniła.

- Czekaj, uczeszę Cię- zatrzymałam ją, chwytając szczotkę z półki. W między czasie Alison wyszła z kuchni i zmierzyła oboje przybyłych wzrokiem. Na Charelle zatrzymała nieco dłużej swoje spojrzenie, po czym prychnęła.

- Cześć, kretynie...to znaczy Martijnie. Autokorekta, wybacz- uśmiechnęła się sztucznie, na co on tylko wywrócił oczami. A tak mi się wydawało, bo to była jego częsta odpowiedź na docinki Alison.

Rudowłosa była wściekła na niego, za to co zrobił i od tej pory na każdym kroku wyraźnie mu to pokazywała.

- Co u Sonji? Dawno jej tu nie było- stwierdziła a ja powstrzymałam parsknięcie śmiechem. Alison była doprawdy suką do kwadratu. Normalnie miałam ochotę ją ucałować.

- Twoje żarty przestały być śmieszne już dawno temu.

- Patrz to zupełnie tak jak ty- odgryzła się. Nie potrzebowałam tu niepotrzebnej kłótni, nieważne jak bardzo by kusiła.

- Szczoteczkę do zębów masz w małej kieszeni po prawej. Pana Skoczka po lewej- powiedziałam do dziewczynki, wygładzając jej bluzkę na ramionach. Spojrzałam na Martijna- Nie waż się ją karmić czekoladą i pizzą po osiemnastej bo oberwiesz. Jakby coś się działo to dzwoń. Numer chyba wciąż masz- powiedziałam rzeczowo.

- Chodź księżniczko. Będziemy się świetnie bawić- wyciągnął w jej stronę dłoń, którą niechętnie chwyciła.

- Żegnaj Szmartin! Pa Szmarelle!- pomachała na pożegnanie rudowłosa. Dziewczyna posłała jej zdezorientowane spojrzenie a Martijn ją po prostu zignorował.

Obróciła się w moją stronę.

- Wolna chata!!

》《》《》《》《

- Tak bardzo mnie drażni, że zostawia swoje rzeczy, gdzie popada. Przypomina mi wtedy tak bardzo jego zachowanie- oznajmiłam, upijając łyk wina.

Alison kiwnęła w zrozumieniu.

- Przyglądając się jej bardziej przypomina jego niż Ciebie. Po tobie może mieć jedynie lubię szczęki.

- I inteligencję- dodałam, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Nachyliłam się w stronę stolika i zobaczyłam zdjęcie holendra- O wilku mowa.

- Chyba o diable.

Parsknęłam śmiechem, naciskając zieloną słuchawkę.

- O co chodzi?

- Hej, jest problem.

- To już wiemy. Inaczej byś nie dzwonił. Przejdź do rzeczy- odstawiłam kieliszek na stolik.

- Jestem ze Stellą w szpitalu- rzucił a ja poczułam, że robi mi się słabo.

- Jak to w szpitalu?

- Przyjedź. Ja...nie mam pojęcia co robić.

- Będę za chwilę.

Rozłączyłam się, podnosząc się z kanapy. Alison nie pytając o co nawet chodzi, ruszyła za mną.

Jak on mógł być ojcem? Nie potrafił się nawet sobą zająć a mowa o zajmowaniu się dzieckiem. Był taki nieodpowiedzialny. Modliłam się tylko, by nie było to nic poważnego.

Matko bosko ona była z nim dopiero drugą godzinę. Mogła zostać w domu a ja bym mu wmówiła, że zachorowała i wszystko byłoby okey. Ale jak zwykle nie posłuchałam rozsądku. No i mam.

Lonely together ~ Garrix [ WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz