5| Zobacz co zrobiłaś.

309 14 14
                                    

Perspektywa Laury

Obserwowałam jak Stella, siedziała na krześle i opowiadała ojcu o swoim pobycie w szpitalu. Z resztą nie tylko on się jej przysłuchiwał. Charelle również przesunęła się o kilka krzeseł i wysłuchiwała to, co mała miała do powiedzenia. Silvia była na górze, kości i kroki nad nami podpowiadały mi, że Martijn był razem z nią. To był wręcz idealny moment, by dolać oliwy do ognia

- Stella, kochanie. Co Ci się nie podobało, kiedy leżałaś w szpitalu?-zapytałam, poprawiając gumkę na jej główce.

- Że tatuś często wychodził bo ktoś do niego często dzwonił- spojrzałam na Charelle. Obie doskonale sobie zdawałyśmy kto był tą osobą.

- Jesteś z siebie dumna? Nie pozwoliłaś Martijnowi spędzić czasu z jego własną córką bo twoje pożal się Boże zachcianki były ważniejsze- powiedziałam chłodno. Modelka spojrzała na mnie zaskoczona.

- Ja... nie...

- Laura, odpuść- rozkazał ojciec, jednak nie przejęłam się tym. Nie mogłam znieść jej osoby pod tym dachem nie wcale nie zamierzałam.

- Nie, ktoś w końcu musi to powiedzieć. Twoja przyszłość z Martijnem nie istnieje i nigdy nie będzie istnieć, wiesz dlaczego?- tata wziął Stellę na ręce i poszedł z nią do salonu, by dziewczynka nie musiała tego słuchać. To aby mi pomogło. Teraz nie musiałam się powstrzymywać- Ponieważ on już ma swoją przyszłość. Są nimi Silvia, jego żona i Stella jego córka. Dla Ciebie nie będzie tu miejsca- kontynuowałam, przysuwając się do niej bliżej.

- Nic o nas nie wiesz- odparła dziewczyna hardo. Parsknęłam ironicznym śmiechem. Ona była taka tępa.

- Wiesz, że Silvia walczyła o rozwód? Jednak mój brat nie chciał jej go dać. Dlaczego? Bo wciąż ją kocha. Czy zauważyłaś, że wciąż nosi obrączkę? Raczej, gdy nie kocha się drugiej osoby, nie nosi się na palcu dowodu na ich miłość. Także wyraźnie jest zarysowane co i jak. Dla Ciebie w naszej rodzinie nie ma miejsca Charelle. Pogódź się z tym i odejdź- wyciągnęłam się na krześle, patrząc jak jej opór słabnie. Była tylko kolejnym błędem Martijna. Musiało to w końcu dojść do jej pustego łba, że w tej rodzinie nigdy nie znajdzie się dla niej miejsce. Była balastem. Kompletnie zbędnym.

Jej oczy się zaszkliły, jednak uparcie próbowała się nie rozpłakać. Wzięła głęboki oddech, wysunęła podbródek do przodu i z pewnością, wstała od stołu, kierując się do przed pokoju.

- Przekaż Martijnowi, że wróciłam do domu- poprosiła, stojąc do mnie tyłem zakładając płaszcz.

- Z przyjemnością.

Z satysfakcją obserwowałam jak znika za drzwiami i po chwili auto Martijna odjeżdża.

- Jesteś z siebie dumna?- usłyszałam za swoimi plecami, głos mamy.

- Nawet nie wiesz jak bardzo- odparłam, ignorując jej karcący ton- Powiedziałam tylko to, do czego ona nie potrafiła dojść przez tyle miesięcy- wzruszyłam ramionami, odwracając się w stronę rodzicielki.

- Martijn Ci tego nie wybaczy.

- Raczej jeszcze podziękuje- wyminęłam ją, kierując się do kuchni.

Perspektywa Silvii

Nie zasnęłam. Nie miałam warunków by to zrobić. Świadomość, że jestem w jego pokoju, otoczona jego rzeczami doprowadzało, że nie potrafiłam tu zasnąć. Tak jakby jakiś magnes działał na moje powieki, nie pozwalając im opaść.

W końcu zdecydowałam wrócić na dół. Zaczynało robić się późno i Stella z pewnością była zmęczona. No i jutro musiałam już wrócić do pracy.

- Stella, chodź wracamy do domu- oznajmiłam, odrywając małą od babci.

- Mamo, jeszcze trochę, proszę- prosiła.

- Nie, Stella. W weekend odwiedzisz dziadków.

- Martijn, Charelle kazała przekazać, że wróciła do domu- wtrąciła dyplomatycznie Laura.

- Trudno. Wrócę z dziewczynami- odparł, stawając obok mnie- Chyba mnie poratujecie.

- Dobra, niech stracę- westchnęłam- Stella, chodź się ubierzesz.

- Mamooo...

- Stella, bez dyskusji- wtrącił Martijn, tonem nieprzyjmującym odmowy.
Spojrzałam na niego. Przez tą trasę zmizerniał. Schudł, pod jego oczami pojawiły się sińce a twarz stała się zmęczona.

Dlaczego dopiero teraz to zauważyłam? Życie celebryty było aż tak męczące?

- Ja prowadzę- oznajmił, zabierając mi kluczyki kiedy wyszliśmy na zewnątrz.

- A to niby dlaczego?- zaprotestowałam.

- Bo wyglądasz jak śmierć i nie chce byś spowodowała wypadek?- oznajmił, otwierając bagażnik i wrzucił do środka prezenty małej.

Może miał rację? Z resztą nie lubiłam jeździć jak było ciemno. Więc dlaczego nie skorzystać?

Przypięłam Stellę w foteliku i zajęłam miejsce pasażera.

- Pamiętasz jeszcze jak się nim jeździ?- zapytałam, ziewając.

Zapiął pasy i odpalił zapłon.

- Bez obaw.

Potem nie pamiętam czy rozmawialiśmy bo byłam taka zmęczona, że chłopak obudził mnie dopiero jak dojechaliśmy.

- Idź otwórz drzwi a ja wezmę Stellę- poprosił cicho, wysiadając. Otumaniona jeszcze resztkami snu, odpięłam pas i posłusznie, poszlam do bloku. Nie wiem, jak miałam zamiar dotrzeć jutro do pracy. Tak samo, jak nie wiedziałam kto zaopiekuje się Stellą podczas mojej nieobecności. Owszem był Martijn, ale nie byłam pewna czy to był dobry pomysł.

Zapaliłam światło w korytarzu i zaczęłam ściągać z siebie płaszcz, gdy minął mnie szatyn z naszą córką na rękach.

- Śpi z Tobą czy u siebie?- zapytał cicho, ściągając buty.

- U siebie- odparłam, idąc za nim. Położył Stellę na łóżku a ja rozebrałam ją i na śpiącego przebrałam w piżamę. Potem oboje staliśmy nad nią i patrzyliśmy jak śpi aż w końcu nie ziewnęłam.

- Jesteś w tym tygodniu bardzo zajęty?- zapytałam, zamykając cicho drzwi od pokoju małej.

- Nie sądzę a co tam?- wzruszył ramionami.

- Trochę obawiam się zostawiać Ci małą pod opieką ale nie mam z kim jej zostawić- westchnęłam.

- Bez przesady. Teraz nie pozwolę by coś jej się stało. O której mam jutro być?

- O szóstej- odparłam, zbierając zabawki z podłogi.

- W takim razie może lepiej zostanę? Będzie mi poręczniej i w dodatku martwię się o Ciebie. Wyglądasz okropnie.

- Dzięki kochany. Ty wiesz jak skomplementować kobietę- zironizowałam. Martijn jedynie się uśmiechnął wzruszając ramionami. Czasem zastanawiałam się co takiego sprawiło, że się tak oddaliliśmy od siebie. Przecież tak się dopełnialiśmy.

- Idź pod prysznic. Ja tu ogarnę- powiedział łagodnie, zabierając z moich rąk plastikowy pojemnik. Nie miałam siły się kłócić, więc posłusznie skierowałam się do łazienki. Miałam serdecznie dosyć tego dnia. Tego tygodnia. Cholera, tego życia.

Nie chciałam by Stella musiała tak żyć. Ja tutaj, jej ojciec gdzieś na świecie. Jednak nie miałam prawa i nie zamierzałam zmuszać Martijna do porzucenia swojej kariery.

Popatrzyłam na pierścionki, które wypadły mi z kieszeni, gdy zdejmowałam spodnie. Były jak kotwica nie pozwalająca mi ruszyć naprzód. Martijn nie pozwalał mi ruszyć naprzód. Tkwiłam w martwym punkcie z którego nie potrafiłam się wydostać.

- Co Ty robisz ze swoim życiem- szepnęłam, osuwając się na podłogę, pozwalając by łzy mogły spokojnie płynąć. Byłam wrakiem człowieka. Podczłowiekiem. Nigdy nie czułam się tak źle.

Lonely together ~ Garrix [ WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz