25.11.2017r.
Peter Parker był dorosły.
Peter Parker był bohaterem z sąsiedztwa.
Peter Parker był Spider-Manem.
Peter Parker był cholernie przerażonym mężczyzną stojącym tuż przed gromadą superbohaterów zwanych Avengers i zastanawiającym się jak skutecznie im nawiać. I to w tej trwającej właśnie sekundzie.Dlaczego?
Na całe to zgromadzenie Avengers, które składało się z zajętego już Omegi, Stevena Rogersa i właściwie samych Alf oraz Bet... Peter Parker będący Omegą czuł się przytłoczony. To nie tak, że był wolny i bał się, że ktoś go sobie z tej hałastry upatrzy. Chodziło raczej o to, że był zajęty, a jego Alfa był bardzo bardzo niegrzecznym i bardzo bardzo zaborczym facetem. Z nieprzeciętną wyobraźnią dotyczącą wszelkich zagadnień związanych z seksualnością.
- To... Przyłączysz się do nas? - zapytał bardzo wesoło Thor, opierając wielkie ręce na swoich biodrach i posyłając mu szeroki uśmiech.
Niebezpieczeństwo. Zbliżył się za bardzo, a przy tym był nie zajętym Alfą.
- Dalej, Spider-Man, nie daj się prosić - Steven Rogers uśmiechnął się do niego inaczej, bardziej sympatycznie.
Niebezpieczeństwo pomnożyło się. Facet był Omegą, mógł go lada moment przejrzeć i wydać swoim koleżkom.
- Absolutnie nie! - rzucił się w bok ponad krawędzią dachu i runął w dół, aby uczepić się siecią najbliższego budynku i natychmiast, właściwie instynktownie, obrać za cel wschodnią część miasta.
Tam miał tego dnia włóczyć się jego facet. I oby tam był, bo z niewyjaśnionych przyczyn cała drużyna superbohaterów uznała za doskonały pomysł podążyć jego śladem.
Źle. Źle. Źle. Źle!
Skakał po dachach, przerzucał się między balkonami, a kilka razy przylgnął rozpaczliwie całym sobą do ściany w jakimś ciemnym zaułku i czekał aż go miną. Problem leżał jednak w tym, że obojętnie ile razy ich gubił, lada chwila i oni znów go wypatrywali, a potem ponawiali pościg.
Zadzwoniłby do faceta uświadomić go, że ma naprawdę poważny problem, ale nie miał przy sobie żadnego komunikatora. To miał być standardowy patrol; nie planował obławy!
....a jednak celem jednej w tej chwili był.
Ślizgiem przedostał się między samochodami tkwiącymi w korku, gorączkowo usiłując sobie przypomnieć gdzie dokładnie jego Alfa miał się w tej dzielnicy znajdować. Czuł, że ma zdecydowanie za mało kontroli nad własnym ciałem. A instynkt, który wbrew jego woli działał jak u małego, przestraszonego króliczka/zająca wcale mu nie pomagał. Wizja Avengers jako ścigających go hartów była naprawdę straszna. Przerastała jego pewność siebie o jakieś dwa metry.
Rozkojarzony nie zauważył przeszkody na swojej drodze, uderzył w duży wóz, który w jego osłabionym pojmowaniu pojawił się znikąd i poleciał w górę jak wystrzelony z procy, ponieważ wyrzucona wcześniej pajęczyna naciągnęła się jak recepturka i pociągnęła go do miejsca, gdzie ją zaczepił. Zderzył się boleśnie z pancerną szybą na którymś piętrze jakiegoś wieżowca i runął w dół, nie rejestrując już nawet tego, co jest dookoła niego i czy nie upadnie czasem dokładnie na ulicę.- Coś ty taki rozgorączkowany, Spidey? - znajome ręce chwyciły go mocno; jak małą lalkę, jakby nic nie ważył, jakby upadające ciało nie stanowiło żadnego problemu...
- Boli - poskarżył się dziecinnie, dopiero po kilku długich minutach odważając się otworzyć oczy. Deadpool uśmiechnął się szeroko, a przynajmniej na to wskazywała maska, która się lekko naciągnęła w okolicy ust.