20.12.2017r.
- Jestem twoim przyjacielem! - młody mężczyzna uśmiechnął się czarująco, przeczesując palcami miękkie ciemne włosy, którymi Peter Parker lubił się bawić w dzieciństwie. Jeśli na czyjąś głowę pasowały wianki uplecione z kwiatów z ogródka cioci May to była to właśnie ta głowa.
A jednak tym razem...
- Harry, jesteś moim przyjacielem i właśnie dlatego nie chcę żebyś był moim chłopakiem - westchnął ciężko Peter, siedzący na kanapie w salonie ciotki i coraz bardziej przygnębiony z każdą chwilą.
To był już trzeci kandydat, który absolutnie nie mógł zacząć z nim chodzić. Poprzedni był Jackson, dupek ze szkoły, który go dręczył, a jeszcze wcześniej fotograf-rywal z pracy i jakiś biedny mężczyzna z obsesją na punkcie Spider-Mana, który pomylił domy idąc w odwiedziny do babci czy kogoś.
Cholera.
A przyjęcie u Pana Starka się zbliżało. Wielkimi krokami. Tak wielkimi jakie mógł zrobić Czarna Pantera, wściekły Hulk albo... Albo Falcon, gdy tak podlatywał sobie, lądując co kilkadziesiąt metrów.
Harry wyszedł z ciężkim westchnieniem i do salonu wszedł ktoś jeszcze. Peter spojrzał na pokrytą bliznami twarz faceta mogącego mieć jakieś trzydzieści, może trzydzieści pięć, lat. Uśmiechał się łobuzersko, wyglądając obłędnie w czarnym garniturze. I patrzył na niego dziwnie błyszczącymi oczami.
- Znamy się? - zapytał podejrzliwie.
- Spidey, malutki - odezwał się nieznajomy i wzdłuż kręgosłupa młodego mężczyzny prześlizgnął się dziwnie przyjemny dreszcz.
- Deadpool?
- Czekaj, nie psuj efektu. To kasting, nie?
- N-no tak - potwierdził dziwnie onieśmielony, rumieniąc się. - Co pan może... Zaoferować, panie Wilson?
Mężczyzna wyszczerzył się super szeroko, jeszcze bardziej łobuzersko i jeszcze bardziej nakręcająco. To w ten sposób musiał się uśmiechać pod maską gdy odnajdywał gdzieś Spider-Mana na małej przerwie w obowiązkach i usiłował zagadywać, albo obserwował podczas jedzenia jakiś słodkości.
- Zatem, panie Parker. Jestem zajebiście przystojnym, bogatym facetem, który potrafi się dobrze ubrać, ale niekoniecznie zachowywać w towarzystwie. Kręci mnie twój pajęczy tyłek, a panowie Stark i Rogers znienawidzą bo mnie od razu, ale przynajmniej w przeciwieństwie do pozostałych kandydatów... nie odstrzelą na stałe niczego ważnego.
- Pieprzyć to...
- Słucham?
- Biorę cię, Wade.
- Tak bez doczekania aż zaproszę cię na pierwszą randkę?
- Możesz uznać, że wizyta na przyjęciu charytatywnym pana Starka to będzie nasza pierwsza randka - zaproponował, uśmiechając się nieśmiało.
- Chyba chrzest bojowy - poprawił go Deadpool, dużo bardziej rozbawiony niż zaniepokojony.
- Umiesz tańczyć?
- To akurat tak.
- W takim razie do zobaczenia o siódmej w piątek.
- Przyjadę po ciebie - Wilson cmoknął go grzecznie w policzek, w myśl zasady, że przed pierwszą randką na serio obie strony przynajmniej udają, że są dobrze wychowane, po czym i tak pomacał tyłek Petera. Gdy wychodził był tak radośnie uśmiechnięty, że wyglądał na naćpanego.
Młody Parker, skaczący z radości w dziwnym tańcu zresztą nie lepiej.