Rozdział 5

3.2K 163 22
                                    

Obudził mnie dźwięk tłuczącej się szklanki. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Kogo tam zastałam? Jack'a krzątającego się po pomieszczeniu i robiący jedzenie. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się, westchnął i mruknął z niezadowolenia.

-Kurde.- powiedział z uśmiechem.- Chciałem Ci zrobić niespodziankę i zrobić ci śniadanie.

-Ouuu.- odpowiedziałam uśmiechając się w jego stronę.- Kochany jesteś. Dzięki.

-Ta. Tylko szkoda, że przeze mnie wszystko się popsuło.

-Ejejejeje!!! Nic się nie popsuło. Genialnie pachnie. Ty umiesz gotować?

-Jak widać. Zrobiłem naleśniki. Chcesz?

-Ty się jeszcze pytasz?!

Po tych słowach oboje zaczęliśmy pałaszować jedzonko. Ja, jak to ja, nie mogłam jeść suchego naleśnika, więc posmarowałam sobie go nutellą. Lofciam Nutellę!!! Po skończeniu posiłku poszłam do szkoły. Dzisiaj piątek! Ouuu Yeeeaaa!!! Weszłam do budynku. Zauważyłam Markusa siedzącego na ławce. Kiedy mnie zobaczył odwrócił wzrok. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

-Dzięki, Jack.- powiedziałam do przyjaciela, bo wiedziałam, że on też to widział.

-Spox.- odpowiedział.- Wczoraj, naprawdę, miałem ochotę mu przywalić.

-Weź. A kto ci bronił?

-W sumie to nie wiem.

-No ja też nie.

Poszłam pod klasę, a tam czekała na mnie Evie. Przytuliłam dziewczynę i usiadłam na ławce. Do dzwonka rozmawiałyśmy o wczorajszym spotkaniu i słuchałyśmy piosenek na moich słuchawkach z jej telefonu, bo w moim miałam tylko piosenki Marcus'a&Martinus'a. Kiedy zadzwonił dzwonek weszliśmy do klasy. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam na nauczycielkę, bo gdzieś poszła. Gdy przyszła od razu po niej do klasy wszedł Kayl.

-Dzień dobry.- powiedziała.- Kayl, co chciałeś?

-Sylvia, chodź ze mną.- powiedział chłopak.

-Po co?- spytałam.

-Bo pani od biologii coś od ciebie chce.

-Oookey.

Wstałam i poszłam za chłopakiem. Kiedy wyszłam i zamknęłam za sobą drzi od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.

-Pani od biologii nic ode mnie nie chce, prawda?- odezwałam się podejrzliwie.

-Brawo.- powiedział ironicznie.

-Toooooo..... Gdzie mnie ciągniesz?

Kayl odwrócił się do mnie, bo przedtem szedł przedemną,  złapał mnie mocno za ramię i zaczął mnie ciągnąć w nieznanym mi kierunku.

-Au, au!- krzyknęłam.- Co ty odwalasz?

Nic nie odpowiedział, tylko szarpnął mną mocniej. Próbowałam się wyrywać, ale był silniejszy. Wpadłam na pomysł.

-Sprytnie.- pochwalił mnie Jack, bo wiedział, o czym myślę.

-Wiem.- odpowiedziałam.

-Poczekaj, Kayl.- zaparłam się z całej siły nogami.

-Ugh, co?!- krzyknął. przystając.

-Będę posłuszna, tylko nie ciągnij mnie tak i mnie puść.- po tych słowach puścił moje ramię.- Okey. A teraz, na chwilę, zamknij oczy.

-Chciałabyś.- powiedział ironicznie.

-Nie ucieknę, obiecuję. Zamknij.- przejechałam palcem po jego nosie, a on pokręcił głową i zamknął posłusznie oczy.

Od razu, gdy to zrobił, ja wykręciłam mu ramię i załorzyłam je mu za plecy. Kayl jęknął.

-Mów!- powiedziałam ostro.- Gdzie mnie ciągnąłeś?

-N-nie mogę...

-Mów, powiedziałam!

-Markus... Markus Egin posłał mnie po ciebie.

-Hmmm... Cały on.- szepnęłam.- Masz się do mnie więcej nie zbliżać! I powiedz temu debilowi, że jak jeszcze raz na mnie kogoś pośle, to pożałuje, że się urodził!

Popchnęłam go na kafelki. Jęknął z bólu, ale mnie to nie obchodziło. Po prostu się odwróciłam i poszłam do klasy. Usiadłam w ławce i resztę lekcji zastanawiałam się, czego Markus ode mnie chciał. Postanowiłam sama to z nim wyjaśnić. Kiedy zadzwonił dzwonek od razu rzuciłam się biegiem w stronę drzwi.

Szukałam tego idioty w całej szkole, aż w końcu znalazłam. Podeszłam do niego, złapałam go mocno za ramię i pociągnęłam do kantorka. Był rozkojarzony, ale kiedy mnie zobaczył spiął się jeszcze bardziej.

-Czego Ty ode mnie chciałeś?!- krzyknęłam.- Po co wysyłasz po mnie jakiś kolesi?!

-Bo...- nie dokończył.

-Bo...?

-Bo chciałem dokończyć to co zacząłem. I teraz to zrobię.

Zaczął mnie przytulać i rozbierać. Szarpałam się, a to i tak nic nie dawało. Dobrze, że kiedyś rodzice pozwolili mi trenować boks. Nadepnęłam Markusowi na stopę, a ten poluźnił uścisk. Wykorzystałam to i uderzyłam go z pięści w twarz i powaliłam go na ziemię. Z jego nosa zaczęła lecieć krew. Miał przecięty łuk brwiowy i podbite oko.

-Jeszcze raz!- krzyknęłam.- Jeszcze raz takie coś, a będę mniej łaskawa!

Po tych słowach wyszłam i skierowałam się na dwór. Usiadłam pod wielkim dębem i zamknęłam oczy. Próbowałam uspokoić oddech, ale nie mogłam. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Od razu wiedziałam do kogo należy. Rzuciłam się w ramiona mojego przyjaciela i pozwoliłam łzom płynąć.

-Spokojnie.- powiedział Jack.- Już, spokojnie. Pójdziesz do dyrektorki, na policje i będzie dobrze. Poza tym pięknie się nim zajęłaś.

Mimowolnie się uśmiechnęłam.

-Dzięki.- powiedziałam.

Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. To była ta sama blondyna, do której zarywał Markus. Przyszła z towarzystwem.

-Ej, młoda.- powiedziała.- Spadaj, bo chcemy tu usiąść.

Nie chciałam się kłucić i wstałam, a za mną Jack. Blondyna pokazała palcem na bruneta.

-Ten słodziak może zostać.- rzekła z uśmiechem.

-Emm...dzięki, ale nie.- odpowiedział chłopak.

-Dlaczego niby?

-Wolę towarzystwo przyjaciółki, niż taniej lali spod latarni, co codziennie do solarium lata.- na te słowa zaśmiałam się.

Dziewczyna miała bezcenną minę w tej chwili. Jack złapał mnie za rękę, splótł nasze palce i pociągnął mnie za sobą. Poszliśmy do domu. Pierwsze co zrobiłam, kiedy już byliśmy w środku, to przytuliłam mojego ognika.

Poszłam do siebie do pokoju, a Jack za mną. Połorzyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam, jak materac ugina się pod ciężarem chłopaka. Jack objął mnie w talii, a ja się do niego przytuliłam. Wtulona w ognika zasnęłam.

Czarodziejka ognia ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz