Rozdział 11

2.3K 132 19
                                    

Tydzień później

Przez ten tydzień nic się ciekawego nie działo. Było...normalnie, poza tym, że podpaliłam jedno drzewo. Aleeeeeee...takie małe...drzewko.

TA JASNE!!!

Podpaliłam wielki dąb, ale to przez przypadek. Nieistotne. Z Jack'iem mamy się dobrze. Dzień w dzień rozmawiamy. Nie obyło się bez pocałunków. Czasami śpimy razem. Nie w takim sensie, oczywiście. Wy małe zboczuszki. Po prostu usypiamy przytuleni do siebie.

Idę teraz do szkoły. Przed szkołą spotkałam Evie i razem udałyśmy się do klasy. Pierwsza była godzina wychowawcza, więc mamy luz. Usiadłam w ławce i zaczęłam rozmawiać z moją przyjaciółką. Nagle podszedł do mnie chłopak.

-Cześć, Wielkanoc.- powiedział.- Może teraz mnie tak spierzesz, jak tego gościa na boisku?

Powoli się złościłam.

-Może połamiesz mi rączkę, co?- zaczął się śmiać, a z nim cała klasa.- Jesteś zerem, rozumiesz? Nikomu nie jesteś potrzebna. Jesteś wybrykiem natury, wogóle nie powinno cię tu być.

Nie wytrzymałam i wstałam z ławki i stanęłan naprzeciw niego. On ciągle mnie wyzywał, ale ja słyszałam to wszystko, jak przez mgłę. Na rękach pojawił mi się ogień. Chłopak przestał gadać i jak cała klasa patrzył się na mnie przerażony.

Zamachłam się rękami i przez przypadek zachaczyłam o dwie ławki, które zaczęły się palić. Po chwili cała sala stanęła w ogniach. W tym momencie do mnie dotarło, co zrobiłam. Wybiegłam z innymi uczniami na korytarz, a potem na dwór. Kiedy byłam na świerzym powietrzu podeszła do mnie zapłakana Evie.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś?- spytała łkając.- Swojej najlepszej przyjaciółce! Jak mogłaś?!

Przerażona uciekłam z terenu szkoły. Wracam do domu. Kiedy weszłam...nic specjalnego się nie działo. Mama siedziała w kuchni i karmiła Angestię. Usiadłam obok nich i chciałam powiedzieć mamie o tym, co się stało.

Nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Do środka wpadło kilku mężczyzn w czerwonych strojach.

Strażnicy ognistej mocy.

Rozejrzeli się po mieszkaniu, a gdy ich wzrok padł na mnie, podbiegli do mnie i złapali mnie za ramiona. Angestia zaczęła mocno płakać. Mama miała bardziej zdezorientowaną minę ode mnie.

-Sylvia Easter?- spytał jeden z nich.

-T-tak?- odpowiedziałam trochę przerażona.

-Idziesz z nami.

-Co?! Dlaczego?- krzyknęła mama.

-Złamała zasadę.- wyjaśnił mężczyzna.- Wdała się w romans ze swoim ognikiem. Musimy jej tego ognika zmienić.

W tej chwili moje serce biło, jak młot. Zaczęłam się szarpać i wyrywać krzycząc i prosząc, aby nie zabierali mi Jack'a. Ale bezskutecznie. Podeszli do mnie wszyscy i złapali mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Zaprowadzili mnie i moją mamę, razem z Angestią, do czarnego samochodu.

Cały czas płakałam i krzyczałam. Nie wyobrażałam sobie życia bez Jack'a. Jechaliśmy może z piętnaście minut, aż dotarliśmy pod wielki budynek, wyglądający, jak szpital. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy do środka. Byłam cała zapłakana. Jack się nie odzywał, ale słyszałam jego cichy płacz.

Szliśmy przez korytarz, a potem weszliśmy do jakieś wielkiej sali. To znaczy zaciągnięto mnie tam i przypięto do jakiegoś wielkiego stołu, który stał pionowo. Szarpałam się, ryczałam i krzyczałam. Przede mną było coś, co wyglądało, jak laser, tylko o wiele, wiele większy. Pojawił się jakiś płomień i uderzył we mnie.

Z moich ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Czułam, jak tracę część siebie. Wszystko mnie bolało, rozrywało mi skórę. Z każdą sekundą byłam słabsza.

Nagle wszystko ustało. Odpięto mnie od stołu, a ja od razu padłam na ziemię. Miałam liczne rany na skórze. Krew ciekła mi po nadgarstach. Czyli to koniec. Odebrano mi Jack'a.

Poczułam, jak ktoś mnie podnosi, co spowodowało ból. Ledwie udało mi się otworzyć oczy.

Widziałam moją mamę calą w łzach przytulającą moją siostrę. Zostałam połorzona na jakimś miękkim...czymś. Nie wiedziałam, co było potem, bo zemdlałam.

Ale wiem jedno. Nic już nie będzie takie same.

Czarodziejka ognia ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz