Rozdział 6

3K 153 19
                                    

Obudził mnie...płacz dziecka?! Otworzyłam oczy i wstałam z łóżka. Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam. Podkradłam się do schodów i spojrzałam na dół. Mama trzymała jakieś dziecko na rękach. Od razu pojęłam, co to za bachor. To moje rodzeństwo. Nie chciałam mieć siostry, ale zawsze chciałam mieć starszego brata. Zezłoszczona poszłam do pokoju.

-Sylvia!- usłyszałam wołanie mamy.- Chodź na chwilę!

Westchnęłam i zeszłam na dół. Gdy tylko matka mnie zobaczyła uśmiechnęła się i podeszła do mnie.

-To jest twoja siostra.- powiedziała.- Ma na imię Angestia. Chcesz ją potrzymać?

-Nie.- powiedziałam chłodno.

-Bądź miła dla siostry.

-Po co?

-Sylvia, nie pyskuj do mamy.- powiedział ojciec.

-Edward, ma prawo być zła.- rzekła mama.- Nic jej nie powiedzieliśmy.

-To nie znaczy, że ma nas nienawidzić.

Wściekłam się. Jak mam ich nie nienawidzić? Tupnęłam nogą i wybiegłam z domu. Poszłam do lasu. Przyroda mnie uspokaja. Chodziłam między drzewami i zbierałam kwiatki, a potem je paliłam. Nienawidzę wszystkiego, co jest związane z dziećmi. Usiadłam na kamieniu i spojrzałam na niebo. Skierowałam rękę do góry i zrobiłam ogniste fajerwerki. Zrobiłam tak kilkanaście razy. W końcu usłyszałam syreny policji, więc się ulotniłam.

Weszłam przez okno do mojego pokoju i połorzyłam się na łóżku. Dlaczego to jest takie ciężkie? Przeprowadzki, rodzeństwo. Mam dość.

-A ja mam dość twojego narzekania.- powiedział Jack.

-Ty nie masz rodzeństwa, więc się nie udzielaj!- skarciłam go.

Chwilę się nie odzywał, ale potem pojawił się w pokoju. Usiadł koło mnie i patrzył się na mnie. Po chwili się uśmiechnął.

-Co?- spytałam.

-Jesteś urocza jak się wściekasz.- odpowiedział.

Zaśmiałam się cicho i dałam mu kuksańca w ramię, a on objął mnie ramieniem. Poczułam zapach spalenizny. Jako, że byłam bardzo ciekawska poszłam to sprawdzić.

Poszłam za zapachem. Doszłam do pokoju rodziców i otworzyłam drzwi. Co tam zastałam? Angestia strzelała ogniem na wszystkie strony. Rodzice chodzili po pokoju i gasili ogień. Kiedy się wszystko skończyło mama i tata przytulili moją siostrę.

-Już po wszystkim.- powiedziała mama.- Nic się nie stało.

-Słucham?!- krzyknęłam na cały dom.

-Co się stało, Sylvia?- spytał ojciec.

-Co się stało?! Ona podpaliła cały wielki pokój i nic się nie stało, a jak ja podpaliłam tylko łazienkę, to już się na mnie wydzieraliście i musieliśmy się przeprowadzać!!!

-Oj, dziecko, dramatyzujesz.- powiedziała mama wywracając oczami.

-Żartujesz sobie ze mnie?!- spytałam.- Nienawidzę was!!

Wybiegłam z domu cała zapłakana i pobiegłam do lasu. Kiedy już byłam głęboko w nim usiadłam na kamieniu i się rozryczałam. Płakałam chyba z dziesięć minut. Nagle poczułam, jak ktoś mnie przytula. Oczywiście wtuliłam się w niego i płakałam mu w koszulkę. Jack ciągle głaskał mnie po włosach i pocieszał, a ja tylko ryczałam.

-Przepraszam, Jack.- powiedziałam cała we łzach.

-Ej, ej, ale za co mnie niby przepraszasz?- spytał.

-Za to, że musisz mnie znosić i za to, że pewnie cię denerwuję i masz mnie dość. Przepraszam za problemy, które Ci robię.

-Sylvia popatrz na mnie.- zrobiłam, co kazał.- Ty mnie nie denerwujesz. Uwielbiam cię i nawet nie wyobrażam sobie, żeby zamienić cię na jakąś inną osobę. Chcę na zawsze być twoim ognikiem. Chcę na zawsze być z tobą. Jesteś słodka, urocza, piękna, masz cudowny charakter i nie myśl sobie, że jest inaczej, rozumiesz?

-Dziękuję.- powiedziałam po chwili milczenia.- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

Po tych słowach jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. Staliśmy w bezruchu przytulając się. Nagle zobaczyłam jakiegoś małego pieska pod drzewem. Szybko do niego podbiegłam i klęknęłam przed nim. Piesek się na mnie popatrzył swoimi małymi cudownymi oczkami.

Przyjrzałam mu się. Był to mały owczarek niemiecki, a nawet szczeniak. Nie miał obroży, więc nie miał właściciela. Cały śmierdział i był wychudzony. Nie mogłam go tak zostawić. Wyciągnęłam rękę w stronę szczeniaczka, a on ją powąchał, a następnie polizał. Uśmiechnęłam się i go pogłaskałam. Zdjęłam swoją bluzę i okryłam nią pieska, a później go podniosłam.

-Zamierzasz go przygarnąć?- zapytał Jack.

-Tak.- powiedziałam stanowczo.- No przecież go tu nie zostawię.

-A rodzice?

-Mam ich w dupie. Najpierw pójdę z nim do weterynarza, nakarmię go, a potem zamieszka u mnie w pokoju.

Po tych słowach ruszyłam w stronę domu ze szczeniakiem na rękach. Jack teleportował się do mojej głowy. Kiedy już byłam na podwórku odetchnęłam z ulgą, bo myślałam, że się zgubiłam. Weszłam do środka i poszłam do pokoju po pieniądze na weterynarza. Kiedy miałam wychodzić zaczepiła mnie matka.

-Co to jest, Sylvia?- spytała z nutką złości w głosie.

-Szczeniak, nie widać?- odpowiedziałam obojętnie.

-Ja się nie zgadzam na psa w domu.

-A ja się nie zgadzałam na tego bachora, a i tak go macie, hmm?

I wyszłam nie czekając na odpowiedź. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę gabinetu weterynarza. Wiedziałam, gdzie on jest, bo mijam go, jak idę do szkoły. Weszłam i pokazałam psa weterynarzowi. Mężczyzna wziął psa i kazał mi zaczekać gdzieś tak z godzinę. Jako, że nie chciałam wracać do domu, to czekałam w poczekalni. Czekałam, tą godzinę, aż wreszcie weterynarz poprosił mnie po psa.

Czarodziejka ognia ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz