- jestem do niczego, miałam najlepszego przyjaciela pod słońcem, był ze mną cały ten cholerny czas. A ja go tak po prostu wyrzuciłam, na zbity pysk, jestem okropna. - powiedziałam łkając w koszulkę Alana- możesz spróbować go namierzyć, chce go przeprosić?
- dla ciebie wszysto, kochanie, ale wiesz, że to nie ja jestem tu najlepszym informatykiem. Może pogadasz ze swoim specjalistą, ale wydaje mi się, że Seba wróci, pamiętaj, że znam go trochę dłużej niż ty. - zaśmiał się, a ja po chwili się opanowałam- Mellody, czy możesz dzisiaj nie wychodzić nigdzie sama, mam jakieś złe przeczucia- poprosił, a ja tylko pokiwałam głową.
Następnie zleciłam informatykowi zadanie i razem z Alanem zajeliśmy się papierkową robotą. Lecz było mi się ciężko skupić, cały czas po głowie chodziła mi jedna i ta sama myśl, Sebastian mnie kocha. Jak ja mogłam tego nie zauważyć, a już wiem idealnie to maskował, ciężko było tego nie pomylić z przyjacielską postawą. Ale czy ja kocham go, oczywiście, ale tylko jak brata lub przyjaciela, lecz nic więcej. Patrząc na moje uczucia do Seby wiem, że już nawet czuje więcje do Dimiego, to już bardziej można porównać do prawdziwej miłości.
Niespodziewanie zaczął dzwonić mój telefon, byłam tak zaskoczona, że spadłam z krzesła i uderzyłam głową o podłogę. No nie powiem trochę zabolało, ale bardziej mnie ciekawiło kto sobie o mnie przypomniał. Przecież oprócz Dimiego i czasami Claudi, lub Eli nikt nie dzwoni na ten telefon.
-Mellody, skarbie to ty?- zapytał bardzo dobrze znany mi głos. Myślałam, że on nie chce mnie znać po tym jak zostawiłam ich samych z tym konkursem.
- Coll, to ty, bosze nie wierzę... Co się stało, że dzwonisz?- zapytałam, chociaż bałam się tego co usłysze, mógł dzwonić ze złymi wieściami.
- to nie jest rozmowa na telefo, możemy się spotkać w tej kawiarni za miastem, za dwie godziny. -zapytał, a mnie tylko zastanowiło jedno skąd on do jasnej cholery wiedział, w jakim mieście jestem, ale jakoś się tym postanowiłam nie przejmować, tylko po prostu wymknąć się jakoś z bazy i to tak, żeby Alan mnie nie nakrył.
*Collin*
- ona mnie znienawidzi...- wyszeptałem, za co od razu dosałem po twarzy, od dość umięśnionego chłopaka, siedziałem przywiązany do jakiegoś krzesła, a sznury wżynały mi się w ręce i nogi. - możesz przestać i powiedzić mi po co ja wam jeszcze jestem, zrobiłem to co kazaliście, macie wypuścić Demi.
- oj, nie twoja siostrzyczka i ty możecie nam się jeszcze przydać kochasiu. Przecież ktoś musi wplątać Larson w pułapkę- powoiedział, a ja od razu zaczęłem zaprzeczać, nie mam zamiaru im jeszcze bardziej pomóc, przecież to moja przyjaciółka. Niemal po chwili znowu zostałem uderzony, ale tym razem o wiele mocniej.- a może jednak się zgodzisz pomóc, jak uszkodzę twoją piękną siostrzyczkę.- oznajmił, a jakiś dwóch gości wprowadził Demi, na jej twarzy widniała determinacja, wiedziałem, że ona się nie boi i, że nie pomoże.
Po chwili do pomieszczenia weszła jakaś kobieta, niemal od razu wydawało mi się, że ją znam. Odciągnęła chłopaka na bok i zaczeli żywo dyskutować. Gdy rozejrzałem sie po pomieszczeniu zobaczyłem, że Demi jest wolna i schowała sie z telefonem za jakąś komodą. Byłem z niej dumny, bo wiedziałem co robi, ratuje Mellody.
- ty, gówniaro, coś ty narobiła, wszystko zepsułaś.- powiedział chłopak podchodząc do niej, ale ona jak zwykle była sprytniejsza i zwinniejsza. Zrobiła nad nim salto i znowu była schowana za jakimś meblem.- chowaj się ile chcesz, ale pamiętaj, że to twój brat ma przystawioną do głowy broń, a nie ja.
Hejka, macie rozdział dzień wcześniej.
Podczas choroby zawiele nie napisałam rozdziałów, bo nie byłam w stanie. Mam nadzieję że rozdzialik wam się spodoba 😍Natix14 czyli Roxx
![](https://img.wattpad.com/cover/120659789-288-k266850.jpg)
CZYTASZ
Walcząc o marzenia
AçãoMyślałam, że wszystko zaczyna się układać, ale nad moim szczęściem zbierały się czarne chmury. Od zawsze chciałam spełniać marzenia, a rodzina starała się mi pomagać ze wszystkich sił... Teraz muszę podjąć kroki przez które mogę już nigdy nie spełni...