Prolog

428 29 8
                                    

* dwa tygodnie temu *

- Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać tych dwoje kochających się ludzi. Odeszli z tego świata pogrążając w żałobie wszystkich swoich bliskich i zostawiając swoje dopiero, co narodzone dzieci. - powiedział kapłan, a po moich policzkach spływało coraz więcej łez. Przyszli wszyscy moi przyjaciele z dawnego gangu, przyjechali też ci z Ameryki, byliśmy tu wszyscy brakowało tylko naszych rodziców. Od strony Lili nie było nikogo, dziewczyna zerwała kontakty ze wszystkimi z rodziny, może dlatego pokochała nas wszystkich.

Dalej nie mogę uwierzyć, że Nathaniela już z nami nie ma, ale trzeba się z tym pogodzić, bo on już nigdy nie wróci. Nie usłyszę już od niego żadnych miłych słów, albo nawet tego, że jest ze mnie dumy, ja też już nigdy nie będę mogła z nim porozmawiać. Nie zdążyłam powiedzieć mu jak bardzo go kocham oraz, że wybaczyłam mu tamte stare sprzeczki.

- Ja i Nathaniel, nigdy nie bylismy rodzeństwem idealnym, bo zawsze spieraliśmy się o każdą drobnostkę zamiast się wspierać. Dlatego właśnie zaczeliśmy się od siebie odsuwać, wreszcie coś się stało i on postanowił wyjechać, właśnie w ten sam dzień powiedziałam mu, że go nienawidzę, a on nazwał mnie najgorszą siostrą. Martwiłam się o niego każdego dnia, a w nocy cały czas śniły mi się różne wizje tego, co może mu grozić. A teraz, gdy po wielu latach nareszcie zaczeliśmy być jak najprawdziwsze rodzństwo, znowu zostaliśmy rozdzieleni. Żałuję tylko tego, że nigdy nie powiedziałam mu, że tak naprawdę wcale go nie nienawidzę... Nie mieliśmy nawet szansy dostatecznie odnowić naszych relacji! Mój brat miał być ojcem i wcale się tego nie bał, chciał dla swoich dzieci wszystkiego co najlepsze.- nie mogłam dalej mówić, bo poprostu się popłakałam, naszczęście nikt ode mnie nie wymagał daleszej przemowy. Dimitri przytulił  mnie najmocniej jak umiałm i odciągnął na bok...

Po moim przemówieniu, jeszcze tylko parę osób zabrało głos, a następnie było już po wszystkim. Ludzie w zaskakująco szybkim tempie zaczeli opuszczać cmentarz, zostałam ja i moi przyjaciele. Wszyscy byliśmy pogrążeni w ciszy, każdy o czymś myślał, może i nad tym jak kruche jest ludzkie życie. Ile razy to mi właśnie groziła śmierć, a jakoś jeszcze mnie nie dopadła, ale mój brat nie musiał ginąć. Nawet teraz mogłabym się z nim zamienić, żeby on mógł zająć się swoimi dziećmi, żeby widział jak rosnął.

- Mellody, chyba musimy już iść, zaraz mamy rozmowę...- szpnął Dimitri, wiedziałam o tym, że mamy dużo spraw do załatwienia, ale nie chciałam zostawiać brata samego. Wiedziałam, że go już z nami nie ma, ale miałam tą głupią nadzieję, że wyskoczy zaraz zza drzewa i krzyknie: nabrałem was kretyni. Niestety nic takiego się nie stanie.

- zaraz do was dołączę, dajcie mi pięć minut...- po prosiłam, a już po chwili byłam sama, przyjaciele zawsze rozumieją i rzadko wymagają. Gdy patrzyłam na te góry kwiatów to, po moich policzkach spływały słone łzy, teraz z rodziny został mi tylko Kevin i jego rodzice oraz mój chłopak...- obiecuje waszej dwójce, że znajde tego kto wam to zrobił i zabije gołymi rękami, a waszymi dziećmi zaopiekuje się najlepiej jak tylko umiem. Szkoda, że nie wiem jak chcieliście je nazwać, ale musiałam coś wymyślić, dlatego mam nadzieję, że wam by się spodobały. Przepraszam braciszku, że nigdy nie powiedziałam ci jak bardzo cię kocham!


hej misaczki...

tak pojawiłam się z nową częścią naszej histori o marzeniach.

Przed Mellody nowe wyzwania, a przedemną strach o moje biedne życie, bo zapewne w niektórych momentach macie ochote mnie zabić

Za okładkę dziękuję, mojej kochanej siostrzyczce, męczyłam ja o to z dobry tydzień, ale wreszcie ją mam.

Chciała bym was ponformować, że rozdziały będą pojawiały sie w każdą sobotę, chyba, że będę miała więcej czasu i wstawię cos w tygodniu.

wasza Roxx

Walcząc o marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz