Rozdział 5.

554 40 16
                                    

Piątek.

To już dziś.

Dzień wylotu.

Jestem tak podekscytowana, tak szczęśliwa i pełna energii jak nigdy dotąd. To wszystko spowodował jeden wylot do całkiem innego kraju. Jeszcze dzisiaj zobaczę Polskę. Adrenalina we mnie buzuje a na twarzy mam ogromny uśmiech.

-Łucja? Słuchasz? -usłyszałam pytanie taty. Odwróciłam głowę z budynku lotniska i spojrzałam na jego twarz.

-Nie...Przepraszam, zamyśliłam się ciut za bardzo. -przyznałam.

-No to teraz posłuchaj. Nie wejdę tam z tobą, musimy się pożegnać tutaj. Dostałem SMS od szefa i muszę za moment być w pracy. Odprawę masz za pół godziny. Pamiętaj. Jak wylądujesz masz zmienić całkowicie myślenie i masz być bardzo ostrożna. Będę się o ciebie martwił, więc musisz do mnie zadzwonić jak już tylko będziesz mogła. Nie z hotelu, tylko nawet przy odbiorze walizki. Dobrze? -tata patrzył na mnie z troską. Ale przez to, że jeszcze byłam nieco zamyślona i przez to, że mówił dosyć szybko, powoli łapałam o co mnie prosił.

-Dobrze. Będę pamiętała. -uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

-Uważaj tam na siebie. Kraków jest dużym miastem. Wiem co mówię. Możesz się pogubić..Ahh i wolałbym, żebyś nie kontaktowała się z ciotką..Lepiej, żeby nie wiedziała nic o twoim przylocie. -powiedział.

-Tak wiem. Nie będę się z nią kontaktowała. Przecież sama cię prosiłam, żebyś nic jej nie wspominał o tym, że będę w Polsce. Zapomniałeś? -spytałam.

-Nie zapomniałem. Po prostu wolę ci jeszcze tak powiedzieć. Bo kto wie co ci wpadnie do głowy jak się pogubisz albo nie dasz rady. A ją jedną tam będziesz znała najlepiej...-zrozumiałam o co mu chodzi.

-Nie bój żaby tata. Dam radę. Jestem już dorosła, jeżeli mogę to tak nazwać. Poradzę sobie, a ciotka o niczym się nie dowie. Obiecuję. Leć już do tej pracy. -przytuliłam go.

-Kocham cię córeńko. -tata wyszeptał mi to na ucho. -Przepraszam cię za wszystkie kłótnie, uważaj tam na siebie. -w jego głosie był żal, troska i smutek.

-Też cię kocham tato..I nie przepraszaj. -spojrzałam mu w oczy. -Będzie dobrze. Wrócę za dwa tygodnie. -uśmiechnęłam się.

-Będę czekał. -tata odwzajemnił uśmiech i ostatni raz przytulił mnie zanim ruszyłam do budynku lotniska.

Stojąc pośród tych wszystkich ludzi, poczułam się bezradna. Tłum i pomiędzy nim ja. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam wymijać te wszystkie osoby.

Doszłam do odpowiedniego miejsca, z którego zaniedługo zostanę odprawiona. Na dzień dobry ujrzałam kobietę w mundurze, która sprawdzała zawartość bagażu. Stanęłam za jakimś starszym panem w kolejce. O dziwo szybko przyszła kolej na moją walizkę i na mnie. Kiedy mój bagaż zostawał sprawdzany, ja byłam jakby to ująć, skanowała jakąś maszyną. Cała ta kontrola przeszła bez przeszkód. Przeszłam dalej. Ułożyłam walizkę na ruchomej taśmie i patrzyłam przez krótszy moment jak odjeżdża w nieznane. Weszłam do małej salki zaraz za tym starszym panem. Usiadłam na wolnym miejscu, położyłam sobie torebkę na kolanach i wyciągnęłam z niej telefon.

Zobaczyłam, że mam nową wiadomość od mojego przyjaciela. Zdążyłam pożegnać się z Luisem wczoraj. Ale jednak teraz mi go tutaj brakuje. Wiem, że będę za nim tęskniła przez te dwa tygodnie pobytu w Krakowie. W sumie..Mogłam zabrać go ze sobą, mogłam kupić mu bilet. Jakbym tak zrobiła, to w tym momencie oboje siedzielibyśmy tutaj i opowiadali sobie historie, które nie mają sensu.

Ale trudno..Mój wybór był taki, a nie inny. Chcę polecieć tam sama i odseparować się od mojego tutejszego życia na te 14 dni. Jest mi przykro, że złamałam obietnicę..Ale musiałam tak postąpić. Wiem, że od tego wszystkiego odpocznę i wrócę tutaj wypoczęta. Być może już nigdy nie nadarzy się okazja wylotu właśnie do Polski? Co jeżeli to jest moja jedyna szansa poznania miasta, w którym się urodziłam?

To głupio brzmi..Urodziłam się w Krakowie, a nawet nie wiem o tym mieście najgłupszej rzeczy. Beznadzieja. No ale trudno.

Odpisałam Luisowi, że zadzwonię do niego jak będę już w hotelu. Wysłał mi tylko uśmiechniętą buźkę, co oznaczało, że już czeka. Zaśmiałam się cicho. Spojrzałam na zegarek w telefonie.

9.25

Czyli jak mniemam za pięć minut będzie odprawa. Westchnęłam i wlepiłam wzrok spowrotem w telefon.

Jednak nie chciałam marnować baterii i schowałam komórkę do torebki. Zajęłam się obserwowaniem ludzi, którzy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. Większość osób była chyba po 20.

Jak tak wszystko obserwowałam ujrzałam dość ładną kobietę w bordowym stroju. Przypuszczam, że była to hostessa. Ubraną miała na sobie białą koszulę a na niej krótką marynarkę. Do tego spódniczka i czarne butu na lekkim obcasie.

Stanęła przed dosyć masywnymi szklamymi drzwiami i oznajmiła, że możemy wszyscy ustawiać się do odprawy. Wstałam z krzesła i stanęłam pomiędzy ludźmi, w jakiś sposób powstała kolejka.

Hostessa otworzyła drzwi i zaczęła sprawdzać bilety, po czym wpuszczała przez przejście. Kolejny raz wszystko sprawnie szło..Tylko, że jakimś cudem ja stałam na końcu tej całej kolejki.

Kiedy przeszłam przez drzwi, kobieta w bordowym stroju weszła za mną i zamknęła przejście.

Ruszyłam szarym tunelem na pokład samolotu. Dopiero teraz czułam lekki stresik. Jednak zlekceważyłam to.

Idąc już ostrożnie pomiędzy fotelami, szukałam swojego miejsca. Po pewnym czasie znalazłam odpowiedni fotel. Przy samiusienkim oknie. Musiałam przepchać się przez nogi innych pasażerów, którzy siedzieli w tym rzędzie.

Udało mi się i już siedziałam obok jakiegoś młodego mężczyzny. Ciekawie zaczęłam się mu przyglądać.

-Nie musi się pani tak na mnie patrzeć. -zaśmiał się.

Zrobiło mi się cholernie głupio i spaliłam buraka.

-Przepraszam. -powiedziałam nieśmiało.

-Nie musi pani. Skoro mamy siedzieć obok siebie pewnie kilka godzin, pasowałoby ze sobą porozmawiać. Jestem Jack. -blond mężczyzna odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.

-A ja Łucja. -zakłopotana również się uśmiechnęłam.

-No to w takim razie witam. -blondyn wyciągnął do mnie dłoń. Niepewnie ją chwyciałam.

-Witam. -powiedziałam.

Wtedy przyjrzałam mu się bardziej. Wydawał się wysoki. Był blondynem o niebieskich oczach. Co wydawało się klasykiem.

Blondyn = niebieskie oczy.

Ale mniejsza.

Miał lekki zarost i łagodne rysy twarzy. Ubrany na sportowo, no i wydawał się sympatyczny po takiej krótkiej rozmowie.

W tym momencie usłyszałam głos pilota.

"Drodzy państwo. Za moment startujemy".

Zaczęło się -pomyślałam.

YouTuber i JA?!//SzczepanikovOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz