Kiedy się obudziłam, za oknem było już ciemno. Czyli super. Przespałam połowę dnia, przez który jeszcze bym coś pozwiedzała.
Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam godzinę.
21.30
No nie. Dopiero się obudziłam, a zaraz znowu muszę iść spać.
Leniwie wstałam z łóżka i poczłapałam do toalety. Wiecie, codzienne potrzeby i prysznic.
...
Wychodząc z łazienki, poczułam odwieczną potrzebę spania. Jestem tak cholernym leniem, że aż wstyd się do tego przyznać.
Idąc w szlafroku przez pokój, poczułam się głodna. Ale tak naprawdę głodna.
Nie dość, że leniwa to jeszcze głodomor.
Jednak co ja poradzę, taka jestem i trudno.
Stałam na środku pokoju i zastanawiałam się czy aby na pewno muszę coś zjeść, czy wytrzymam do śniadania.
-Dobra. Kij tam. Wytrzymam, nie jestem małym dzieckiem. -powiedziałam sama do siebie.
W tym momencie zamknęłam drzwi od pokoju na klucz, zasunęłam rolety na drzwiach balkonowych i rzuciłam się (dosłownie) na łóżko.
Czysta, pachnąca ale głodna, przykryłam się kocem i kliknęłam włącznik, który był na ścianie obok łóżka. Wtedy zapadła ciemność, a ja momentalnie zasnęłam.
No i tyle było z mojego pierwszego dnia w Krakowie.
....
Melodyjka.
Do mojego mózgu po paru sekundach dotarło, że to budzik. Wtedy zepsuło mi się całe nastawienie do wstawania.
Dźwięk ustał.
Odetchnęłam i zakopałam się w pościeli jeszcze bardziej.
Zaczęłam od nowa zasypiać, ale wtedy to wszystko popsuł mi mój brzuch, a dokładnie głód.
-Nosz kurde jego mać. -usiadłam z ponurą miną na łóżku.
-Głupi żołądek. -narzekałam sama do siebie.
Wstałam, odsunęłam rolety i otworzyłam drzwi balkonowe, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Zaciągnęłam się nim i ruszyłam do wielkiej szafy, żeby wybrać sobie ubranie na dzisiejszy dzień.
Szykując sobie strój, obmyślałam plan na dziś. Na sam początek zejdę zjeść śniadanie, potem wrócę do pokoju i przyszykuję się do wyjścia na miasto. Dzisiaj wezmę za cel rynek i stare miasto. A potem to już się zobaczy.
Weszłam do łazienki, żeby wziąść krótki prysznic i się przebrać. Wróciłam do pokoju ubrana po swoją kosmetyczkę. Otworzyłam szafę, odsunęłam ubrania na wieszkach i przejrzałam się w lustrze, czy aby na pewno dobrze wyglądam.
Uznałam, że tak. Wzięłam kosmetyczkę i ruszyłam spowrotem do toalety, żeby lekko się umalować.
Jestem osobą, która nie użyła maskary, podkładu i innych dupereli. Po prostu maluję rzęsy i powieki. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Po co mam psuć sobie cerę, skoro mam powiem szczerze nieskazitelną? Bezsens.
Stanęłam przy umywalce i wyciągnęłam z kosmetyczki tonik. -Musiałam oczyścić swoją skórę.
Nalałam trochę tego płynu na dłonie i wklepałam do skóry twarzy. Poczekałam przez moment aż wyschnie i nasmarowałam twarz kremem nawilżającym. Po tym wymalowałam swoje oczy i wyszłam z toalety.
Zabrałam ze stołu telefon, spojrzałam na godzinę i była już 9.30. Czyli miałam jeszcze równą godzinę do zjedzenia śniadania.
Opuściłam pokój i zamknęłam go na klucz, który zabrałam ze sobą. Zeszłam do jadalni, a tam panowały pustki.
Byłam sama, ale może to i lepiej. W tej chwili ujrzałam po prostu Szwedzki stół.
-Oh Díos Mío.. -powiedziałam sama do siebie. -Przecież ja przez cały pobyt tutaj nie zdążę wszystkiego skosztować.. -zamurowało mnie.
Podeszłam do stołu, po drodze zabierając talerz. Nabrałam sobie sałaty, do tego ogórki, pomidory i miekki biały ser.
Położyłam talerz na miejscu, gdzie chciałam usiąść...Ale jeszcze pokusiłam się sokiem jabłkowym, który nalałam sobie do szklanki. No i tak wyglądało moje śniadanie.
Żeby było jasne, ja nie wpieprzam fast foodów. Mnie to po prostu brzydzi. Odżywiam się zdrowo, tylko że jestem żarłok...No ale to już wiecie.
CZYTASZ
YouTuber i JA?!//Szczepanikov
BeletrieZwyczajne spotkanie, trochę żartów i odgryzania. Przyjaźń. Całą sielankę przerwą problemy rodzinne Hiszpanki. ¡Co jakiś czas występują przekleństwa! ???? #1 miejsce w rankingu opowiadań pod hastagiem SZCZEPANIKOV ????????