Rozdział 22.

312 30 3
                                    

Z tym seksi panem zaczynamy raczej ostatni rozdział na te 3 tygodnie. Przepraszam, że nie byłam w stanie napisać wam więcej, ale dla mnie było to troszkę niemożliwe i nie miałam czasu.

Łucja POV:

Nie wiem kim była tamta nieśmiała dziewczyna, nie mam bladego pojęcia co się tutaj odstawiało, dlaczego chciała podpis i zdjęcie z Patrykiem, ale się zaraz dowiem. On jest jakiś sławny czy coś? Jeżeli tak i to była jakaś jego fanka, to chyba możemy mieć przerąbane, bo tutaj ze mną był a plotki szybko się roznoszą, nie chciałabym narobić szatynowi jakiegoś bagna.

-A teraz mi powiedz, o co chodzi, bo jakoś chyba jestem zacofana. -spytałam chłopaka kiedy tamta dziewczyna odeszła od naszej dwójki.

-A miała to być rozmowa na sobotę, ale no dobra powiem ci, temat nie jest długi. Jestem Youtuberem. -odpowiedział a ja popatrzyłam na jego twarz trochę zaskoczona, nie spodziewałam się takiego czegoś kiedy tutaj przylatywałam.

-Krakowski Youtuber? Ciekawie ci powiem. A teraz czy może być jakiś przypał z naszego spaceru z tą dziewczyną? Znaczy, nie sądzisz, że może wypłynąć jakaś plotka, że kogoś masz? -spytałam.

-Ee, raczej nie. Tak mi się wydaje, moi widzowie pamiętają, że ja to jestem forever alone, dlatego nie za bardzo by w to wierzyli, bo prędzej chwaliłbym się im, że kogoś mam. Taki jestem, dlatego nie ma się czym martwić. Nawet jeżeli tak pomyślą, to co z tego? -zaśmiał się.

-No nie wiem, nie chciałabym robić ci jakiegoś bagna i być przyczyną jakiś plotek. Nie leży takie coś w mojej naturze. -powiedziałam po czym usiadłam na ławeczce.

-Spokojnie, to tylko spacer. Jeżeli ktoś od razu myśli, że mogłabyś być jakąś moją dziewczyną, to nie ma w głowie drugiego kierunku, który się zwie "Patryk ma koleżanki i znajome". -usiadł obok mnie.

-No w sumie racja. -powiedziałam i obserwowałam żabę, która szybko zniknęła w krzaczkach.

-Patrz! Wiewióra! -szatyn zadarł mi się do ucha.

-Popieprzyło cię człowieku? -popatrzyłam na niego jak na totalnego idiotę.

-Nie gadaj tyle, tylko gońmy ją. -wstał z ławki i pobiegł za zwierzęciem.

-A co ja pies? -krzyknęłam za nim.

-Moja nienormalna znajoma, no chodź! -zrobił gest ręką i zniknął za drzewem.

-No debil. -przewróciłam oczami i nie ruszyłam się z miejsca, tylko obserwowałam szatyna, który biegał za wiewiórką. Po pewnym czasie pojawiły się aż dwie, które zmierzały spowrotem w moją stronę, komicznie to wyglądało. Zaraz w ich ślady poszedł Patryk, który tak samo jak te dwa małe zwierzaki biegł w moim kierunku. Usunęłam się mu z drogi, jednak on złapał moją rękę i pociągnął *dosłownie* za sobą. To było już zmuszanie do aktywności fizycznej, za którą nie przepadałam za bardzo, a zwłaszcza jeżeli jest bezsensowna i bezużyteczna. No kto kuźwa goni wiewiórki w parku? Normalna osoba na pewno nie.

Kiedy zwierzęta uciekły na drzewa, szatyn się zatrzymał i odwrócił w moją stronę, ja natomiast patrzyłam na niego z ironicznym wyrazem twarzy i mierzyłam go wzrokiem. Odpowiedział mi swoich roześmianym spojrzeniem i szeroko się uśmiechnął, pominę fakt, że dyszał jak jakiś stary, zmęczony maratonem pies.

-No i? -spytałam.

-Co? -brał duży łyk powietrza.

-Po co ci to było? Lepiej? Mózg się rozruszał i dotlenił? Uważaj bo ci płuca zaraz wyskoczą sportowcu. -prychnęłam. -W ogóle, dlaczego ciągnąłeś mnie za sobą co? -spytałam.

-Żeby poszaleć. Poznałaś mnie, to chyba jakoś trzeba tą znajomość rozmaicić. -zaśmiał się. -Daj mi momencik. -oparł ręce o kolana i przybrał pozę osoby zmęczonej maratonem.

Minęło kilka sekund, po czym szatyn się wyprostował, wziął duży łyk powietrza i rozciągnął się.

-No powiem ci, że te wszystkie nieobecności na wf-ie wychodzą w tych starych latach. -powiedział.

-Ehe, zwłaszcza, że masz 50 lat staruszku. Chodź żesz z tego trawnika na chodnik. -przeszłam sobie przez trawę.

-Może aż taki stary nie jestem. -zaśmiał się i szedł za mną.

-Ale ogółem jesteś. -powiedziałam złośliwie.

-Nie wolno mi tak mówić, bo się denerwuję. -odpowiedział.

-Przykro mi, ale mówię co myślę. Znajomość trzeba jakoś urozmaicać. -prychnęłam.

-Ha ha ha. Bardzo śmieszne, czekaj. Usiądźmy może co? -spytał, po czym zajął miejsce na ławeczce.

-Stary dziadek. -zaśmiałam się. -Trzeba było nie biegać za tą biedną wiewiórką. -powiedziałam.

-Jakoś tak wyszło, to lepsze niż kop po energetyku. -stwierdził.

-Nie wiem czy to dobrze, czy źle. -wzruszyłam ramionami. W tym momencie na mój but wskoczyła jakaś mała żabka, której wystraszyłam się jak cholera, a reakcją na to był pisk i odskoczyłam na bok tak, że wylądowałam na kolanach chłopaka, który aktualnie odpoczywał sobie na ławeczce.

-A ty co znowu robisz? -spytał zaskoczony. -Zabolało dziewczyno. -zaśmiał się.

-Przepraszam, ale to tamta ża...Mierda madre! -krzyknęłam kiedy spojrzałam na but i ten gad dalej tam siedział. Zaczęłam trzepać nogą na wszystkie możliwe strony, aż spadłam z kolan szatyna na chodnik. -Moja dupa...-powiedziałam żałośnie.

-Czy z tobą wszystko okey? -chłopak nie umiał przestać się śmiać, ze mnie, tak pewnie tak.

-Nie, zresztą jak widzisz. -wstałam z podłogi i otrzepałam spodnie.

-Łucja? Masz coś brudnego na biodrze. -śmiał się dalej jak debil, teraz to już zachodził się śmiechem.

-Dzięki kurwa mać. -uzieleniłam sobie spodnie, tylko nie wiem jakin cudem.

-Nie bluźnij. -powiedział.

-Bo co? -spytałam.

-Bo cię pan Bóg ukarze i ci morde wykrzywi. -znowu zaczął się śmiać. 

-Na wszystko się zgadzam, może przez to pech mnie ominie. -prychnęłam. -Chociaż, do tej pory mi nie wykrzywił, to chyba tego nie zrobi. A ty przestań się tak śmiać, bo w końcu się zesikasz z tej radości. -powiedziałam i usiadłam obok niego na ławce.

-A skąd pewność, że tego nie zrobiłem? -spytał.

-O weź nawet tak nie żartuj głupku. -powiedziałam i lekko się odsunęłam, na tak kilka centymetrów.

-Ale ja nie żartuje. Patrz, moje spodnie tak wyglądają. -pokazał na swoje nogawki i jeansowych spodenek.

-Faktycznie, ale to są takie spodenki, prawda? -popatrzyłam na niego.

-Możliwe. -zaśmiał się.

-Ja pierdziele. -przewróciłam oczami i się zaśmiałam.

-Widzisz, w mojej pracy bardzo dobrze się spisuję, w sensie jako YouTuber. -powiedział.

-To znaczy, że robisz za takiego sieciowego płazna tak? -spytałam.

-No coś koło tego, ale daleko mi do tego określenia. -zaśmiał się.

YouTuber i JA?!//SzczepanikovOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz