*4*

356 29 4
                                    

     Myśli. Każdy myśli. Każdy człowiek posiada zdolność myślenia, jednak każdy myśli na swój sposób. Jedni mniej inni więcej. Jedni o błachostkach, inni o poważnych sprawach. Jedni potrafią się w nich zatracić na długie godziny, inni nawet nie zwracają na nie uwagi. Bo myśli nie da się wyprzeć. Nie da się ich schować w pudełku na dnie naszej podświadomości, jak ukryć uczuć pod maską. To niemożliwe. One były, są i będą częścią naszej duszy.
     U niektórych jednak myśli przybierają dość... często spotykaną, formę sumienia. To coś co zżera nas od środka. Boleśnie przypomina o czymś co tak bardzo chcieliśmy wyprzeć z pamięci. Kiedy wszyscy odchodzą, to sumienie zostaje, jak twój najlepszy przyjaciel. Ociera łzy i uświadamia ci jakie błędy popełniłeś, aby już więcej ich nie powtórzyć. Wie o tobie więcej niż ktokolwiek inny i zawsze ma rację. Choćbyś nie wiem jak bardzo zaprzeczał, w głębi duszy będziesz świadom, że ono i tak ma rację. Bo nikt nie zna cię lepiej niż ty sam...

Beznadziejna... Głupia... Bezużyteczna... Niechciana... Nie rozumiana... Oni zginą... I to będzie twoja wina...

     To właśnie był szept mojego sumienia. Tak bardzo nie chciałam aby z mojej winy stała się komukolwiek krzywda. Nie zasłużyli na to. Nikt oprócz mnie nie zasłużył aby cierpieć...
     Aksamitny głos pewnego bruneta dotarł do moich uszu. Przybliżyłam się do kratki jeszcze bliżej, o ile to w ogóle było możliwe. Na scenie stał Freddy ćwicząc jakąś piosenkę przed jutrzejszym otwarciem pizzerii. Bonnie stroił gitarę, Toy'e rozmawiały siedząc przy jednym ze stołów, Chica zapewne znów krzątała się w kuchni, za to reszty nie widziałam. Z miejsca w którym się znajdowałam, a mianowicie wentylacji miałam idealny widok na całą jadalnię. Siedziałam oparta plecami o ściankę za to nogi zgiete w kolanach opierały się o tę na przeciw. W takiej pozycji siedziałam już nie wiem którą godzinę, obserwując życie mieszkańców. Przemieszczałam się zazwyczaj wentylacjami którymi dostać się mogłam gdzie tylko chciałam. Spędzałam w tym miejscu większość swojego czasu, nie chcąc gnić samej w pokoju śledziłam życie animatroników. Nigdy nie sądziłam, że może być coś gorszego od samotności jaką miałam na codzień, a jednak. Samotność ze świadomością, że masz z kim się zaprzyjaźnić, ale brak ci odwagi była dużo gorsza.
     Mimo wszystko czasem starałam się im pomagać. Znałam pizzerię jak własną kieszeń, więc nie było dla mnie problemem naprowadzić Bonnie'ego na drzwi do schowka gdzie znajdowała się jego gitara, lub podrzucić ToFy'emu pomysł gdzie znajdować się mogły wszystkie dekoracje. Raz nawet udało mi się uratować Mangle przed niechybną zagładą spowodowaną brakiem inteligencji pewnego osobnika zwanego Foxy'm. Dziewczyna już dawno złamaną by miała rękę lub nogę gdybym na czas nie zamortyzowała jej upadku z drabiny wielką poduchą którą miałam akurat na pod orędziu. Rzuciłam ją tuż pod spadającą dziewczynę. Szkoda tylko, że tym samym pozbawiłam się jedynej poduchy jaką miałam w pokoju.
     Czasami miałam wrażenie iż Freddy dyskretnie rozglądał się dookoła. Marionetka niekiedy zerkała w stronę wentylacji, a Golden o czymś z nią cicho rozmawiał. Wydawało mi się to trochę dziwne jednak nie zaprzątałam sobie tym głowy dłużej niż musiałam. Nadal myślałam jak zabrać swoje części z P&S. Od czasu gdy opuściłam tamto miejsce czułam się coraz gorzej i fizycznie i psychicznie.
     Usłyszałam kroki i po chwili do sali wszedł Golden. Biegiem dotarł do pudełka Marionetki i szybko w nie uderzył. Po chwili wieko otworzyło się, a ze środka wyłoniła się bardzo szczupła dziewczyna. Miała ona kruczo czarne włosy sięgające do pasa, duże czarne oczy z białymi punkcikami które okalały gęste rzęsy, za to usta miała czarne do tego od oczu po kąciki jej warg rozciągały się dwa fioletowe pasy, na policzkach widać było czerwone kółka. Ubrana była w czarną sukienkę, z drobnymi białymi elementami. rozkloszowaną od pasa do kolan. Miała ona długie rekawy w czarno-białe pasy za to na rękach znajdowały się czarne rękawiczki. Na nogach miała czarne baleriny. Wyglądała na dość miłą osobę, jednak w pewnych chwilach wręcz emanowała wyższością. W tej całej "hierarchii" to ona zajmowała najwyższe miejsce, przynajmniej tak wywnioskowałam z tego co udało mi się zaobserwować.
    Po nieprzyjemnej wymianie zdań oboje zwrócili się w moją stronę. Mimo, że kratka była gruba bo sama niewiele przez nią widziałam, czułam na sobie ich palące wręcz spojrzenie. Głębokie spojrzenie białych źrenic przedzierające się do środka, dosłownie smagało mnie jak bicz. Nie mogąc dłużej czekać, w przypływie nagłej paniki przeniosłam się gdziekolwiek, nawet się nie zastanawiając. Co było karygodnym błędem za który w niedalekiej przyszłości miałam słono zapłacić.
    Pierwsze co zarejestrowałam po dość nieprzyjemnym upadku, były egipskie ciemności. Było tak ciemno iż miałam wrażenie, że w ogóle nie otwierałam oczu. Po krótkiej ocenie sytuacji doszłam do wniosku, że mogłam znajdować się albo w jednym ze schowków, na strychu, lub piwnicy. To były jedyne miejsca pozbawione jakichkolwiek okien. Ostrożnie dzwignęłam się na nogi lekko zataczając do tyłu, jednak udało mi się odzyskać równowagę. Powoli z ręką wyciągniętą przed siebie starałam się trafić na jakąkolwiek ścianę, jednocześnie uważając, aby przez nieuwagę nie przyrżnąć w jakąś szafkę, czy cokolwiek przez co mogłoby ucierpieć moje biedne ciało. W końcu moja dłoń natknęła się na coś zimnego. Przejechałam po tym ręką nie rozpoznając owego przedmiotu. Palcami natrafiłam na coś w rodzaju pstryczka. Bez wachania skierowałam go w dół*, jednak światło nie zapaliło się. Westchnęłam zrezygnowana, zapewne żarówka się przepaliła, a mi nie uśmiechało się chodzić w tych ciemnościach. 
    Zanim zdążyłam solidnie wyklnąć każde żyjące, albo i nie żyjące stworzenie chodzące po ziemi, zapaliły się dwie lampki po drugiej stronie tego czegoś. Po chwili mogłam podziwiać w pełnej krasie, ponad dwu metrowego animatrona. Animatrona który wyglądał jakby chciał mnie tu i teraz rozszarpać. Dwie czerwone lampki które wcześniej się włączyły, okazały się być jego przerażającymi ślepiami. Jego czarny kolor który pozwalał mu zlać się z ciemnością panującą dookoła, nie pozwalał mi się dokładnie przyjrzeć. Jednak mimo tego gołym okiem widać było wielkie kły wystające z jego paszczy, jak i szpony którymi bez problemu mógłby mnie przebić na wylot, ale tym co mnie najbardziej przerażało, była wielka dziura w brzuchu przypominająca drugi pysk wypełniony jeszcze dłuższymi ostrymi zębiskami.
    Mój oddech momentalnie przyspieszył, a po plecach przeszły ciarki. Chciałam coś zrobić, cokolwiek, jednak moje nogi jakby wrosły w ziemię. Zdolność logicznego myślenia przyćmioma została strachem który z sekundy na sekundę narastał. Ciało kompletnie odmawiało posłuszeństwa, aż do momentu w którym potwór zaczął się do mnie zbliżać. Wtedy jakby wyrwana z transu odwróciłam się i ruszyłam biegiem przed siebie. Najbliższe otoczenie oświetlone zostało przez ślepia tego stwora więc nie miałam problemu ze znalezieniem schodów prowadzących na górę. Zerknęłam do tyłu, aby ocenić sytuację. I w tym momencie wykonałam gwałtowny unik, lądując na podłodze. Z ledwością uchyliłam się przed wielką łapą, która gdyby nie mój refleks właśnie zaciskałaby się na mojej szyi. Karykatura nie spodziewając się tak szybkiej reakcji z mojej strony z impetem wpadła na ścianę. Ja wykorzystując jego nieuwagę wślizgnęłam się na schody, a nastepnie dopadłam do drzwi które od razu zatrzasnęłam za sobą. Oparłam się o nie oddychając ciężko, a następnie zsunęłam na podłogę.
     W głowie próbowałam przeanalizować to co tam zaszło,  jednocześnie zauważyłam, iż były to drzwi prowadzące do piwnicy. Nigdy wcześniej go tu nie widziałam. Ten potwór musiał przyjechać razem z nowymi animatronikami, innej opcji nie widziałam. Kolejny głęboki wdech i wydech, przymknęłam oczy na chwilę. Gdy je znów otworzyłam, wstałam z podłogi i nawet nie odwracając się żwawym krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju, gdzie miałam zamiar w spokoju spędzić resztę dnia.
     Nim się spostrzegłam była godzina dziewiętnasta. Moje jakże interesujące zajęcie - a mianowicie wgapianie się w sufit - przerwała muzyka stłumiona przez drzwi. Z ciekawości spojrzałam w ich stronę, a następnie nie widząc innego rozwiązania, wstałam i podeszłam do nich. Gdy tylko wrota się uchyliły muzyka stała się głośniejsza, jednak nadal niewyraźna. Powoli, lekko kulejąc, spacerowałam podążając za melodią niosącą się echem po pustych korytarzach. Nie bałam się konfrontacji z innymi robotami gdyż domyśliłam się skąd mogła dochodzić muzyka. I nie myliłam się, bo już po chwili stałam przed podwójnymi drzwiami prowadzącymi do jadalni. Położyłam dłoń na prawym skrzydle delikatnie je uchylając. Głośna muzyka oraz śmiechy od razu dotarły do moich uszu. Mieszkańcy pizzerii najwyraźniej dobrze się bawili. Urządzili sobie imprezę. Nie pierwszą i na pewno nie ostatnią. W ciągu ostatniego tygodnia, czyli od czasu gdy tu przybyli, zdążyli zorganizować jak widać trzy takie zabawy.
     Nadal nie rozumiem jak można było się bawić i śmiać, będąc w tej metalowej puszce. To było po prostu niemożliwe. Przecież zginęliśmy, według wszelkich przekonań dusza ludzka opuszcza ciało, ale nie wraca. Tak naprawdę wolałabym zginąć do końca niż żyć w tym wraku, bo przecież ciałem tego nie można nazwać. Jeszcze raz im się przyjrzałam. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, rozmawiali ze sobą, śmiali się, tańczyli, wygłupiali... Może oni nie zwracali na to uwagi bo za bardzo przypominali ludzi, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Jakby odruchowo spojrzałam w dół. Zacisnęłam mocniej szczękę widząc tylko wystające kable z miejsca gdzie powinno znajdować się moje ramię, zjeżdżając niżej zauważyć mogłam tylko masę bandaży, krwi i najróżniejszych przewodów. Zacisnęłam mocno oczy, to bolało.
     Wrak. To było najodpowiedniejsze określenie. Wrak. Do niczego się nie nadawałam, ani jako człowiek, ani jako animatronik. Ludzie mną gardzili, mieszkańcy nie znali. To było moje przekleństwo, jakbym zrobiła coś naprawdę strasznego za za życia i teraz ci z niebios karali mnie za to. Najgorsze jednak było to, iż nie miałam bladego pojęcia co to mogło być, bo również ci którzy mnie tu zatrzymali, odebrali mi wspomnienia. To było cholernie niesprawiedliwe.
    Z tego co zauważyłam, wszyscy byli na sali, więc mogłabym spokojnie zakraść się do Parts&Servis i zabrać swoje części. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Już w następnej sekundzie stałam na środku wyżej wspomnianego pomieszczenia, chwiejąc się na boki i próbując jednocześnie przegonić uporczywe mroczki które raz po raz zasłaniały mi pole widzenia. Gdy już się z nimi uporałam zabrałam się za szukanie swoich części, czego nie ułatwiał mi na pewno brak lewej ręki. Westchnęłam tylko i zaczęłam przeszukiwać pudła ustawione na półkach. Gdy zabierałam się za piąty karton usłyszałam skrzypienie drzwi za swoimi plecami. Zastygłam w bezruchu z reką wyciągniętą ku górnej półce. Gdy po paru sekundach udało mi się odzyskać czucie w kończynach, nadal tyłem schowałam się za szafką. Ukryłam się tam głównie dlatego, że musiałam jeszcze chwilę odpocząć przed kolejnym teleportowaniem się. Brak siły, ale też jakaś dziwna moc trzymała mnie w tym miejscu.
- Hej, nie musisz się mnie bać. - odezwał się spokojny, melodyjny głos pewnej dziewczyny. Wychyliłam lekko głowę, aby móc ją zobaczyć. Jak się okazało była to Marionetka. - Nie zrobię ci krzywdy. - ciągnęła. Oho nie byłabym tego taka pewna. Jakoś nie wyglądała tak potulnie, gdy zaledwie dzisiaj rano darła się na Goldena. - Z tego co widzę nie jesteś, za bardzo rozmowna. -  westchnęła, lekko się uśmiechając. Ha. Ha. No ciekawe dlaczego. No, może dlatego, że nie mam zamiaru spoufalać się z zupełnie nieznaną mi osobą. Gdybym tylko była w pełni sił, pokazałabym jej kto tu rządzi. - Słuchaj, powiem w prost zanim znów znikniesz. Wiem po co przyszłaś, tego akurat nie trudno się domyślić, czyli części i wiem też gdzie się w tej chwili znajdują. Jeśli chcesz je odzyskać, wystarczy, że wyjdziesz do nas. Naprawdę nie masz się czego bać. Jesteśmy dla siebie jak rodzina i czy chcesz czy nie, także do niej należysz, bo siedzimy w tym wszyscy razem. To jak? - spytała po czym wyciągnęła w moją stronę rękę.
    Nie wiedziałam. Na prawdę nie wiedziałam jak mam zareagować. Spodziewałam się wszystkiego. Od gróźb czy szantażów, przez wyzwiska i szydersywa, aż po strach i obrzydzenie, ale na pewno nie czegoś takiego. Byłam naprawdę zdziwiona, co chyba można było łatwo dostrzec, gdyż widziałam jak Marionetka uśmiechała się zachęcająco.
     Tą piękną chwilę musiał jednak przerwać jakiś jegomość który bez ceregieli wparował do pomieszczenia, a wtedy nie miałam już żadnych wątpliwości, że muszę znikać czym prędzej bo jeszcze chwila a zeszłaby się cała pizzeria.

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

* sry nie mam bladego pojęcia jak to opisać, chodzi mi o taki pstryczek jak jest w zabawkach, żeby je włączyć to się go przesuwa do góry do dołu, lub lewo prawo

Kurde mniej więcej w momencie opisywania Nightmare'a skleiłam sobie kciuk kropelką bo chciałam okulary naprawić, ale korek nie chciał puścić i teraz mam cały lewy kciuk ujeb**y w tym dziadostwie arghghgrgh... Oczywiście z moim pechem to mogłam i dwa palce ze sobą skleić, ale jak widać życie postanowiło dać mi fory.

Rozdział nieco krótszy, ale tylko dlatego, że nie widziałam potrzeby dokładniejszego rozpisywania wydarzeń. Jednak powoli zaczynam się rozkręcać i powiem wam, że przez ten czas od opublikowania ostatniego nie poprawionego rozdziału do głowy przychodzi mi coraz więcej pomysłów na rozwinięcie fabuły. Z czego jestem niezmiernie zadowolona.

Tak wgl już połowa wakacji. No nie mogę, jak ten czas szybko leci. Zanim się obejrzymy już będziemy siedzieli w małej sali słuchając nudnych monologów nauczycieli. Tak w sumie ten rozdział poprawiony już miałam wczoraj, ale zapomniałam go wcześniej wstawić 😁

PS. Podoba wam się taki styl pisania, czy wrócić do oddzielonych akapitów?


Do następnego!
GN102💙

Dlaczego Ja? /FNAF/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz