*6*

382 32 9
                                    

Śmierć...
Czym jest śmierć...
Porzuceniem ciała?
Przeniesieniem się do lepszego miejsca?
A może czymś zupełnie odwrotnym od naszych wyobrażeń...
Może jest to pustka...
Pustka w której tkwić będziemy przez wieki... w samotności...
Czerń okalająca nas ze wszystkich stron...
Nieskończona próżnia...
A po środku my...

     Czułam się jak podczas teleportacji, lewitowałam. Nie widziałam swojego ciała, ani nic dookoła. Pustka, czerń i bezkres. Trzy słowa idealnie opisujące miejsce w którym się znajdowałam. Nic nie czułam, nie było bólu, nie było smutku, nie było tęsknoty, nie było szczęścia... Tylko głucha cisza, nie zakłucana nawet najmniejszym szmerem.
     Zastanawiałam się gdzie mogłam się znajdować, bo czułam, że to nie mogła być śmierć, a najwyżej coś pomiędzy. Jakbym znajdowała się na skraju między życiem, a śmiercią. Tak na dobrą sprawę mogłam wylądować w jakimś bardziej tłocznym miejscu, a jednak trafiłam tu. W sumie sama nie wiedziałam czy to było do końca dobre. Jakoś nie uśmiechało mi się spędzić nieokreśloną ilość czasu w tej pustce. Niby nie miałam nic do samotności, jednak w tamtym momencie zapragnęłam, aby ktoś pojawił się obok mnie.
     Ta cisza była nie do zniesienia. Była gorsza od największego hałasu. W niej myśli stawały się słowami, obrazy iluzjami, a ja paranoiczką. Widziałam sceny ze swojego życia w pizzerii. Przewijały się, jedna po drugiej, aż nie zaczęły mieszać się ze zdarzeniami które nawet nie miały miejsca. Po chwili zastąpił je tunel na którego końcu dostrzec mogłam słabe niebieskie światło. Jednak i ono zniknęło tak szybko jak się pojawiło i znów wrócił mrok.
      Po jakimś czasie znowu coś zobaczyłam. Gdzieś tam daleko widniała mała biała kropeczka, zastanawiałam się co to mogło być i czy mogłabym to zobaczyć z bliska. Jak na zawołanie światełko zaczęło się przybliżać..., a może to ja posuwałam się do przodu. Tak czy owak światło stawało się coraz jaśniejsze. Przez myśl mi przeszło pytanie, czy aby na pewno robię dobrze. Jednak szybko uspokoiłam się argumentem, iż nie mam nic do stracenia, zresztą nawet nie wiedziałam jak się zatrzymać.
Światło stawało się coraz większe, tak że po chwili nie widziałam już nic poza nim. Pochłonęło mnie całkowicie, obdarowując jednocześnie swym ciepłem. Było tak niesamowicie jasne, że musiałam zamknąć oczy. Gdy tylko to zrobiłam poczułam grunt pod nogami. Niepewnie uchyliłam powieki i rozejrzałam się dookoła.
Znajdowałam się w jadalni, tej którą widziałam w swoim śnie..., czy wizji. Nie miałam pojęcia jak to nazwać. Dookoła biegły dzieci. Do moich uszu dotarły ich radosne krzyki oraz ciacha muzyka. Piękny zapach pizzy również dotarł do moich nozdrzy. Rozglądając się jeszcze raz ponownie dostrzegłam małą blondwłosą dziewczynkę, która tym razem siedziała na miejscu jubilata.
     Po chwili do pomieszczenia weszła kobieta pchając stolik na kółkach na którym znajdował się tort. Wszyscy jak na komendę wstali ze swoich miejsc i tradycyjnie odśpiewali "sto lat". Wydawać by się mogło, iż były to idealne urodziny. Był jednak mały szczegół który udało mi się dostrzec. Goście nie byli szczęśliwi. Sztuczne uśmiechy zakrywały znudzenie które było widać w ich oczach. Nie obchodziła ich jubilatka.
     Zrobiło mi się żal dziewczynki. Po zdmuchnięciu świeczek których naliczyłam siedem matka dziewczynki klasnęła w dłonie i zwróciła się do jubilatki.
- No dobrze, a teraz niespodzianka! - krzyknęła z uśmiechem na ustach.
Jak na zawołanie wszyscy zerwali się ze swoich miejsc nie czekając nawet na tort. Blondyneczka wstała jako ostatnia i również skierowała się w stronę sceny. Mocno ściskając w ręce białego misia próbowała chociaż trochę przecisnąć się przez tłum dzieci zebranych wokoło sceny.
Miałam takie deja vu... No tak przecież tą scenę widziałam już wcześniej, gdy straciłam przytomność w swoim pokoju. Tym razem jednak zaobserwowałam więcej szczegółów. Kurtyna odsłoniła się ukazując dwa animatrony, a ja odruchowo spojrzałam się w stronę wejścia gdzie powinien stać ten dziwny stróż, jednak nie było go tam. Wróciłam spojrzeniem do dziewczynki która właśnie próbowała zobaczyć cokolwiek wspinając się na czubki palców. Mimo to i tak była zbyt niska. Zrezygnowana opuściła głowę, odwróciła się i pobiegła schować się pod stół. Udałam się za nią i schyliam się aby ją zobaczyć. Mała siedziała smutna z kolanami podciągniętymi pod brodę.
     Zastanawiałam się jakie to miało znaczenie, te wizje oraz sny były naprawdę dziwne. I... patrząc na tą dziewczynkę miałam takie wrażenie, jakbym ją znała. Niestety, nawet jeśli znałam ją w przeszłości nie było mowy abym ją pamiętała. Te przeklęte wspomnienia.
     Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk po którym dało się usłyszeć płacz i piski dzieci. Jak najszybciej wstałam na równe nogi i rozejrzalam się dookoła. Jednak to co zobaczyłam przeraziło mnie nie na żarty. Krew. Dużo krwi, wokół animatrona jak i na nim. W paszczy Fredbear'a znajdowało się dziecko którego głowa została zmiażdżona. Na sam widok takiej ilości krwi zrobiło mi się słabo.
Rozejrzałam się dookoła. I wtedy w oczy rzucił mi się ten fioletowy garnitur. Mężczyzna wykorzystując panujący chaos wyprowadzał z sali piątkę dzieci. Gdy wróciłam spojrzeniem do blondwłosej ona patrzyła się dokładnie tam gdzie ja przed chwilą. Po chwili wahania ruszyła w tamtą stronę. Niestety więcej nie udało mi się zobaczyć bo obraz znów przysłoniły mroczki po których nastąpiła całkowita ciemność.

Dlaczego Ja? /FNAF/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz