3

205 20 0
                                    

Nie słuchając Tae wybiegłem z domu. W duchu marzyłem, aby mnie coś potrąciło. Z oczu ciekły mi łzy, a ludzie mijani po drodze patrzyli na mnie z politowaniem. Wbiegłem w lasek mieszczący się nieopodal. Musiałem odizolować się na jakiś czas od ludzi, a las był idealnym na to miejscem.
   Zagłębiałem się coraz głębiej, szum ulic zaczął ucichnać, a po ludziach ani śladu. Usiadłem pod drzewem i zacząłem rozmyślać.
   Nie powinienem tak się zachować... Powinienem do tego podejść z zimną krwią... Wiedziałem o tym jednak gdy zobaczyłem te zdjęcia... W tamtym momencie dotarło do mnie, że mój brat nie żyje, że nigdy już nie wróci, nie pocieszy mnie, nie okrzyczy,nie przytuli...
   Najbardziej bolał mnie fakt, że chwilę przed wypadkiem obraziłem go, uraziłem nabijając się z homoseksualistów pod czas gdy był on jednym z nich.
   Siedziałem tak w tamtym miejscu przez kilka godzin i kiedy niebo zaczęło się powoli ściemniać postanowiłem wrócić.
   Wstałem spod drzewa i rozejrzałem się dokoła szukając jakiegoś charakterystycznego punktu mogącego wskazać mi drogę z której przybyłem. Wszędzie było identycznie. Niczego szczególnego. Krzaki i drzewa i nic po za tym. Zacząłem powoli wpadać w panikę. Lasy po zmierzchu od zawsze mnie przerażały więc chciałem się stamtąd jak najszybciej wydostać. Pobiegłem na prawo i błądziłem z nadzieją, że znajdę choćby ścieżkę jednak na marne. Nie miałem telefonu, ani choćby gównianej latarki. Dookoła mnie było całkowicie ciemno... Z każdej strony dobiegały do moich uszu coraz to inne, bardziej przerażające dźwięki. Upadłem na kolana i modliłem się, aby ktoś wpadł na pomysł szukania mnie po lesie.
***
   Nie wiem ile czasu spędziłem wśród mroku i drzew, ale dla mnie było to jak wieczność. Moje rozkołotane ze strachu serce uspokoiło się dopiero w momencie gdy usłyszałem znajomy mi głos...
-Króliczek!!!
   Tak... To był Taehyung. Bez chwili namysłu wtuliłem się w jego ciepłe ciało i błagałem, aby mnie stąd zabrał co już po sekundzie po mojej prośbie wykonał.
   Szliśmy za rękę. Drogę przed nami rozświetlał ekran telefonu chłopaka. Nie odzywał się, ani słowem... Co było mi szczerze mówiąc na rękę. Nie pytał, nie pocieszał... Poprostu... Szedł mocno ściskając moją dłoń.
   Kiedy dotarliśmy do domu musiałem się go zapytać o jedną istotną rzecz...
-skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?
   Chłopak uśmiechnął się miło i odpowiedział że stoickim spokojem...
-zawsze tam biegniesz... Zawsze się gubisz w tym samym miejscu, pod tym samym drzewem... Zawsze nie masz przy sobie telefonu...

Like You//VKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz