Dean wcisnął się za blat stolika i z głębokiem westchnieniem sięgnął po mneu. Sam zerknął na niego nieuważnie sponad otwartego laptopa.
- Co jest jadalne? – spytał Dean
- Nie wiem. Kawa jest przyzwoita.
- Acha, no to bierzemy danie dnia. – Dean obrócił się na siedzeniu i sprawdził menu wypisane na tablicy ponad barem. – „Parówkowa niespodzianka"? Nie dzięki, żadnych niespodzianek na śniadanie. Co to jest „Kot w worku"?
Sam drgnął, natychmiast wyrywając się z zamyślenia.
- Żartujesz sobie, nie?
- Pewnie. – Dean roześmiał się i sięgnął przez stolik, wymierzając bratu przyjacielski cios w ramię. – No to, co znalazłeś?
Sam westchnął i obrócił laptopa. Na ekranie widniały liczne otwarte okna, wszystkie ukazujące dogłębnie nieprzyjemne scenki, między innymi zdjęcie straszliwego pożaru, obraz przedstawiający kometę ponad niewielką wioską, rysunek szkieletu dzierżącego kosę, oraz fotografia zakrwawionego i poranionego ciała.
- Nie ma na ten temat zbyt dużo informacji– powiedział Sam. – Jak dotąd zginęły dwie osoby. Trzecia przeżyła upadek, ale nadal jest w stanie śpiączki.
- Upadek?
- Utrzymują, że facet wypadł z samolotu, podobnie jak pozostali. Cała trójka wylądowała w tej okolicy. – Sam kliknął na jedno z okien, powiększając mapę. – Ale tutaj nie ma niczego szczególnego. Tylko las, pola i mała rzeczka.
- A co to? – Dean nachylił się, próbując odcyfrować ledwie czytelne napisy na mapie. – Siarkowe co?
- Gorące źródła siarczane – powiedział Sam. Rozejrzał się i wzruszył ramionami. – Słuchaj, powinniśmy się stąd zbierać. Bobby ma wieści o...
- Nagle strasznie się napaliłeś na tę apokalipsę – burknął Dean.
- O co ci chodzi?
- O nic. O nic. Tylko... ostatnio jesteś bardzo skory do bitki. Zupełnie jakbyś nie mógł się doczekać chwili, kiedy znów będziesz musiał użyć tych swoich mocy. Czego nie powinieneś robić. Nigdy.
- Nie jestem skory do bitki. Ja tylko... Nie potrafię siedzieć w jakimś Nuda Creek w Colorado, kiedy Lilith...
- Niech mnie diabli! – wykrzyknął nagle Dean. – To oni!
- Co...?
- To oni; ten cały Doktor i ta jego brytyjska laska!
- Gdzie?
Sam powiódł wzrokiem za spojrzeniem brata i wyjrzał przez zakurzone okno baru. Chudzielec w garniturze galopował przez ulicę, trzymając w wyciągniętej ręce jakieś dziwacznie wyglądające urządzenie. Wyglądało to tak, jakby urządzenie ciągnęło go za sobą. Mężczyzna miał na twarzy wyraz komicznej koncentracji – jedna brew zmarszczona, jedna wysoko na czole, oczy szeroko otwarte i dzikie, włosy w totalnym nieładzie. Ruda podążała za swoim towarzyszem ze znacznie większym wdziękiem i godnością. Jednak jej białe rybaczki straciły nieco z wcześniejszej nieskalanej świeżości; wielka plama z trawy zdobiła jej tyłek, druga widniała na prawym kolanie.
- No chodź...! – Dean był już przy drzwiach baru. – Sam!
- Co? Gdzie? Po co? – Sam zerknął na swój laptop. – I co ja mam zrobić z...?
Deana już nie było.
- Świetnie!
Dogonił go o dwie przecznice dalej. Z nosem przyciśniętym do niemalże nieprzejrzystej witryny, Dean zaglądał do wnętrza opuszczonego kina.
CZYTASZ
Kto Sieje Wiatr kontra Sztormowy Żniwiarz
FanfictionSuperWho. Bez Locka. Uważam, że świat Supernatural i świat Doktora Who cudownie by się ze sobą zderzyły. Istna katastrofa. Dziesiąty Doktor i Donna Noble oraz Sam i Dean Winchester z czwartego sezonu Supernatural (to ten z łamaniem pieczęci, piciem...