Nie miało to określonego kształtu, przynajmniej z początku. Zaledwie kłąb ciemności wyłaniający się z przestrzeni pomiędzy normalnymi wymiarami. Znalazło się pomiędzy nimi, ale jednocześnie zdawało się zbliżać do ich świata z jakiejś nieprawdopodobnej dali. Rozległo się przeciągłe, straszliwe, kaszlące zawodzenie, które wwierciło się im w mózgi niczym długa na łokieć śruba. Wszystkie duchy zgasły w jednej chwili, aby pojawić się w chwilę później, skryte w kątach odrapanej sali kinowej; milczały teraz, a ich ciemne, zapadnięte oczy rozszerzał pierwotny lęk. Urządzenie w rękach Doktora wypluło jaskrawy pióropusz iskier i skonało z sykiem. Wszystkie elementy ustrojstwa rozstawionego na podłodze zaczęły eksplodować jeden po drugim w niepowstrzymanej reakcji łańcuchowej. Obrzyn Deana wystrzelił w powietrze, Doktor upuścił bezużyteczny wzmacniacz energii, Donna wrzasnęła cienko, a Sam wyskoczył na przód, wyciągając przed siebie ramię i otwierając dłoń, jakby sam ten gest mógł powstrzymać cokolwiek się do nich zbliżało.
Najdziwniejsze było to, że gest podziałał.
Ciemość zawirowała i wydęła się, ujęta w ryzy przez młodszego Winchestera. Doktor westchnął cicho i sięgnął po soniczny śrubokręt. Donna skryła się za jego plecami; skrawkiem umysłu żałując, że stanowiły tak wątłą barykadę. Dean z uporem ładował pociski w chmurę ciemności; dookoła dziko gwizdały rykoszety. Sam dygotał z wysiłku, zaciskając oczy i zgrzytając zębami. Strumyczek krwi pociekł nagle z jego nozdrza, przeciął blade wargi i spłynął na brodę. Sam zachwiał się, zatoczył do tyłu, jedną ręką nadal powstrzymując dym, a drugą przyciskając do skroni. Jęknął z bólu.
- Sam?! – wrzasnął Dean. – Sammy, nie!
- Mogę to zatrzymać! – wychrypiał młodszy Winchester. – Ale nie na długo! Lepiej... zmywajcie się stąd! Już!
- Nie ma, cholera, mowy! – Dean przeładował broń i przysunął się bliżej do brata. – Nie zostawię cię tu!
Sam jęknął i osunął się na kolana. Donna wrzasnęła zza ramienia Doktora. Doktor wyciągnął przed siebie swój soniczny śrubokręt. Mroczna chmura wyła, zawodziła i kaszlała. Wydłużyła się; wysiłki Sama wciąż częściowo ją powstrzymywały, ale druga część wyciągnęła się ku górze i skłębiła się niczym gruba, złowieszcza warstwa dymu. Gotowa opaść im na głowy, zadławić ich swoimi oleistymi splotami.
- To jest... – Słowa Doktora utonęły w przerażającym hałasie, jaki wywoływała ta istota. Potrząsnął głową i złapał Donnę za nadgarstek. Musiała odczytać słowa z ruchu jego warg, aby cokolwiek zrozumieć:
- Uciekaj, Donno! Jeśli ci życie miłe, w nogi!
- A co z nimi? – odkrzyknęła, wskazując na Sama, klęczącego teraz i wyciągającego przed siebie obie ręce. Oczy chłopaka wywróciły się ku górze, błyskając szerokimi półksiężycami rogówki, a z obu jego nozdrzy tryskała krew. – To coś go zabija!
Dean musiał dojść do identycznego wniosku, ponieważ upuścił bezużyteczną strzelbę i chwycił Sama pod ramiona, próbując dźwignąć go z podłogi i odciągnąć w jakieś bezpieczne miejsce. W mgnieniu oka ciało Sama zwiotczało jak pozbawione życia, a jego głowa przetoczyła się na ramię. Osunął się w ramionach brata – bezwładny balast, ciągnący ich obu ku ziemi.
Chmura cofnęła się, uniosła, wystrzeliła z siebie liczne macki i zaczęła smagać nimi dookoła z jadowitą wściekłością. Jedna z macek smagnęła Sama w twarz i nowy strumień krwi popłynął na jego pierś. Młodszy z braci Winchester uchylił powieki i jęknął z bólu. Dean wrzasnął coś niezrozumiałego i przesunął się szybko, odpychając Sama ku podłodze, zamieniając się z nim miejscami. Macka chlastnęła go przez plecy, rozdzierając jego kurtkę i brązową koszulkę. Dean wrzasnął i okręcił się w miejscu, zwracając się twarzą w stronę przeciwnika.
CZYTASZ
Kto Sieje Wiatr kontra Sztormowy Żniwiarz
FanfictionSuperWho. Bez Locka. Uważam, że świat Supernatural i świat Doktora Who cudownie by się ze sobą zderzyły. Istna katastrofa. Dziesiąty Doktor i Donna Noble oraz Sam i Dean Winchester z czwartego sezonu Supernatural (to ten z łamaniem pieczęci, piciem...