07 - Trzecia oznaka niebezpiecznych związków

48 8 0
                                    


Donna otworzyła oczy i przez chwilę po prostu się gapiła. Na suficie wymalowani byli mali kowboje. Na zasłonach wydrukowani byli mali kowboje. Do toalety wiodły saloonowe, wahadłowe drzwiczki. Zdecydowanie nie była to TARDIS.

Potem zerknęła w lewo i zobaczyła twarz Deana, zaledwie o centymetry oddaloną od jej własnej twarzy.

Wrzasnęła cienko i usiadła gwałtownie, zagarniając rękoma prześcieradła i podciągając je wysoko pod szyję.

Dean zamrugał i podniósł głowę z poduszki. W kąciku ust miał nieco śliny. Jego zaspane oczy przesunęły się po Donnie, potem rozszerzyły się dziko, a Dean odskoczył w tył, wypadając z łóżka.

- Jeeeezu!

- Czy my... – Gardło Donny było wyschnięte na wiór. – Czy myśmy... zrobili... to?

- Ja... My... Nie pamiętam – odpowiedział Dean z podłogi. – Czy ty...?

- Nie mam pojęcia. Masz na sobie majtki?

- A ty?

Bardzo powoli Donna przeniosła wzrok w dół i zajrzała pod prześcieradło.

- O, Boże!

- Co?

- Nie sądzę, żebyśmy... to zrobili – odpowiedziała. – Jestem ubrana... Trochę... Ty?

- Eeem... nie za bardzo. Mogę?

- Pewnie. – Podała mu prześcieradło, a sama schowała się za poduszką. – Widziałeś gdzieś moją bluzkę?

- Nie. Widziałaś moje... wszystko?

- Mam twoją koszulkę.

- Możesz mi ją podać?

- Najpierw musisz dać mi moją bluzkę. Bo nie mogę znaleźć stanika.

- Jeeeezu!

- OK, obydwoje byliśmy pijani. Za bardzo pijani, żeby zrobić... cokolwiek. Byłam taka zalana, że śniłam o aniele w barze.

- No, był tam Castiel... – Głowa Deana wynurzyła się zza skraju łóżka. – Ale po tym wszystko wydaje się... dość niewyraźne.

- Mam nadzieję, że nie polubiłeś mnie tak bardzo, jak ja ciebie – powiedziała Donna. – Bo jeśli tak...

- Lubię cię, Donno. Tylko ta sytuacja jest...

- Bardzo niezręczna. Wiem.

Znalazła swoją bluzkę i stanik zwinięte w kłębek i upchnięte pod drugą poduszką.

- Dobrze, nie podglądaj.

Rozległo się pukanie do drzwi. Donna sapnęła ze strachu i szybko przeciągnęła bluzkę przez głowę.

- O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! – wyszeptała.

- Donno, jesteś tam?

To był głos Doktora.

- O... MÓJ... BOŻE... – wypowiedziała Donna samym ruchem warg.

- Dean? Dean, obudź się? Co się ze wszystkimi stało?

Na palcach Donna przekradła się do łazienki, uchyliła maleńkie okienko i przecisnęła się przez nie, twardo lądując w zielsku pod murem. Okrążyła budynek motelu, przystanęła na chwilę, by uporządkować włosy i zetrzeć rozmazany makijaż, po czym podeszła do drzwi pokoju Deana i zastukała głośno.

- Proszę.

Weszła do środka, czując jak wali jej serce. Doktor obrzucił ją przelotnym spojrzeniem.

- Donna? Gdzie byłaś? Szukałem cię wszędzie.

- Ja... Wyszłam... – wymruczała Donna, starając się nie patrzyć na Deana, który nadal był tylko częściowo ubrany, za to wyraźnie zestresowany.

- Co się stało? – spytała Donna.

- Myślimy, że wiemy kim, albo czym, jest nasz duch – odpowiedział Doktor. – To ci się spodoba, Dean.

Przemaszerował przez pokój, zawrócił, zatrzymał się i ze zmarszczonym czołem zapatrzył w podłogę. Donna spojrzała w to samo miejsce i dostrzegła swój sandał, częściowo zagrzebany w małej kupce ubrań Deana. Poczuła nagłe gorąco wypływające jej na policzki.

- Tak. – Doktor odchrząknął. – W porządku. Duch. Czy... czy możemy spotkać się w restauracji, za jakąś godzinę?

- Tak. Pewnie – słabo odparł Dean.

- Doktorze, wszystko w porządku? – spytała Donna.

Spojrzał na nią pytająco, z przekrzywioną głową, szeroko otwierając brązowe oczy.

- U mnie zawsze wszystko w porządku – odpowiedział.

Co oznaczało, że było dokładnie na odwrót.

Kto Sieje Wiatr kontra Sztormowy ŻniwiarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz