04 - Druga oznaka niebezpiecznych związków

60 10 0
                                    


- Czyste wariactwo, nie?

- Co?

- Kompletne odpały. Ta angielska parka. Wiesz – ten cały Doktor? Co za dziwo!

- Ja ich w sumie lubię. – Sam obrócił się na plecy i podłożył obie ręce pod głowę, wpatrując się w sufit motelowego pokoju.

- To dlatego, że sam jesteś dziwo – stwierdził Dean, wpychając do ust resztki podwójnego hamburgera z serem i cebulą.

- Dupek –odparował natychmiast Sam.

- Kosmita? – Dean przyłożył ręce do skroni i poruszył palcami, naśladując antenki. – Że niby ma niemal tysiąc lat i podróżuje w czasie i przestrzeni w tym drewnianym pudle? Kompletnie porąbane!

- Wyglądał na kogoś, kto zna się na rzeczy – westchnął Sam. – Wie co robi. Dean, ten facet to geniusz. To, jak wyznaczył pozycję tej zjawy? Ja tego nie potrafiłem zrobić, nawet z pomocą komputera.

- To pewnie jeden z tych autystycznych cudownych idiotów. Wiesz, coś jak Rain Man. Albo raczej coś w rodzaju K-Paxa; jakaś kompletnie porąbana schiza.

- Nie wiem. Ja tam wierzyłem, że Prot jest kosmitą.

- Sammy, ten facet był odjechany na maksa! A ta laska? Ta ruda? No weź, ta to dopiero jest dziwna!

- Czy ja wiem. Wydaje mi się, ze się w tobie zadurzyła, Dean.

Starszy z braci Winchesterów zakrztusił się kęsem hamburgera. Przez chwilę kaszlał, oskarżycielsko celując w Sama palcem.

- Nawet tak nie mów! – powiedział wreszcie. – Ona... ona... ona jest ruda, do cholery! Ruda, Sam!

- Wyglądała na ognistą babkę – przyznał Sam. – I ma głowę na karku. Jest zabawna... Nie jest cycatą azjatycką ślicznotką – dokończył z budzącym się zrozumieniem. – No, w każdym razie nie jest azjatką – zachichotał.

- Tak czy tak, ona nie...

- Och, ona tak.

- Sammy, obydwoje mają pierdolca, totalnie! A my mamy poważniejsze problemy. Nadciąga apokalipsa. Byłbyś może tak uprzejmy i skupił się na tym?

- Pewnie, że mógłbym, ale martwię się trochę intymną stroną twojego życia. Dean, kobieta twoich snów dosłownie rzuca się na ciebie, a ty mówisz nie?

- Ona nie jest kobietą moich snów!

- Ale dobrze na tobie wyglądała.

- Sam!

- Co ja poradzę, tak było.

- Palant! – powiedział Dean, rzucając w młodszego brata pustym opakowaniem po burgerze.

- Dupek! – Sam złapał opakowanie i odrzucił je z powrotem. – Mówię, jak jest.

- No to nie mów! – Dean podskoczył na swoim łóżku, obracając się na bok i okładając pięściami poduszkę, dla nadania jej kształtu. Nadal czuł lekki ból w miejscu, w które Donna przyłożyła mu kolanem. Była tak odległa od jego ideału, jak to w ogóle możliwe; w normalnych okolicznościach nie poświeciłby jej nic więcej ponad przelotne spojrzenie. Mądra i zabawna? A kto, do diabła, szuka tego w dziewczynie?

- Zamierzam jutro popracować z Doktorem – powiedział Sam do pleców Deana. – Zobaczymy, czy uda nam się znów obliczyć pozycję tej zjawy.

- Ja przeszukam kino – warknął Dean.

- Dobra. Weź ze sobą Donnę.

- Nie w tym wcieleniu!

- Co powiedziałeś?

- Nic. Dobranoc, Sammy.

- Pchły na noc, Dean.

- Karaluchy pod poduchy.

- Żadnych wizji.

- Żadnych koszmarów.

- No to papaty.

Ziewnięcie.

Kto Sieje Wiatr kontra Sztormowy ŻniwiarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz