06 - Trzepot anielskich skrzydeł

52 7 1
                                    



Castiel, jak zwykle, wyglądał na znużonego. Jego prochowiec był wygnieciony; podobnie jak jego twarz. Głębokie cienie otaczały jego czyste, intensywnie błękitne oczy. Włosy miał w nieładzie i garbił ramiona. Nie przypominał Posłańca Boga. Wyglądał jak zestresowany urzędnik podatkowy, którego dopiero co wylano z pracy.

- Dean – powiedział sucho.

- Cas – odparł Dean. – Co jest?

- Jesteś pijany?

- Jesteś ślepy?

- A ten skąd się wziął? – spytała Donna.

- Donno, poznaj Castiela, anioła. Cas, poznaj Donnę Noble.

Oczy Castiela rozszerzyły się, a jego szczęka opadła. Spojrzał na Donnę z czystym przerażeniem.

- Co ona tu robi?

- Siedzę sobie przy piwku z Deanem, wielkie dzięki – odparowała Donna. – Przy kilku piwkach. I przy paru głębszych.

- Nie powinno cię tu być, Donno Noble – wyszeptał Castiel. – Nie wolno mi z tobą rozmawiać.

- Dlaczego?

- Twoja obecność to zagrożenie. Istnieje pewien plan. Ty się w nim nie mieścisz.

- No i właśnie sprawiłaś, że mój anielski przyjaciel posrał się ze strachu. Chyba cię kocham – oznajmił Dean, podnosząc się z krzesła.

Castiel przeniósł uparty wzrok na jego twarz. Donna pomyślała, że anioł jest dość niewysoki, jak na Posłańca Boga. Mimo to, była w nim jakaś siła, niczym zwinięty wąż, gotowy do ataku.

- On jest z nią? Doktor?

- Jest z Samem – odparł Dean. – Szukają informacji na temat naszej zjawy. Wiesz, tej od trupów puree.

- Nie wolno ci się w to angażować – rozkazał Castiel. – Zostaw tę sprawę. Teraz. Zanim będzie za późno.

- Chwila, mamy tu zjawę, która morduje ludzi rozsmarowując ich na płask, a my mamy sobie odpuścić? To nasza praca, Cas. Nie odejdziemy, dopóki nie zetrzemy go na proszek.

- Powinniście być gdzie indziej – powiedział anioł surowo. – Tak, jak zostało zapisane. Ich obecność wywołuje zakłócenia. Ten człowiek, ten Doktor, to mąciwoda. Wykrzywia czas, przeinacza rzeczywistość. Już raz...

- Już raz co? – spytała Donna.

- Jesteś anomalią. – Spojrzenie Castiela z wolna przewędrowało ku Donnie. – Nie należysz do tego miejsca. Także dla ciebie istaniał plan, ale został przeinaczony, więc teraz wywołujesz przeinaczenia wszędzie, gdzie się pojawisz.

- Jak to, nie należę do tego miejsca? – wykrzyknęła Donna. – To mój świat!

- Już nie.

- Co? – Zarówno Donna jak i Dean niedowierzająco potrząsnęli głowami.

- Dość o tym. – Castiel znów zwrócił się do Deana. Mogło to być złudzeniem, ale zdawało się, że blade wargi anioła drżą. – Dean, musisz spotkać się z Bobby'm. To właśnie robisz. To jest twoja historia. Zostaw ich i jedź. Zabierz ze sobą Sama. Bóg raczy wiedzieć, jakie już wywołaliście szkody. Spakuj się i jedź.

- Nie.

- Dean. – Castiel głęboko zaczerpnął powietrza. – Ty sam sprawiasz wystarczająco dużo kłopotów. Jesteś uparty i poddajesz się nastrojom, i nie masz pojęcia, dokąd chciałbyś skierować swoje życie. Do tego dochodzi Sam. Ja już... Są pewne zasady, Dean, a ja muszę ich przestrzegać. Wydaje mi się, że nie robię niczego innego, tylko kryję twoje tyły. Dokonałeś tak wiele, ocaliłeś tylu ludzi, ale nadal pozostajesz żałosnym ciężarem na moich ramionach. Myślałem, że lepiej ci pójdzie wypełnianie rozkazów.

- Taaa, tylko, że ta moja część wzięła się i umarła – zawarczał Dean. – Nie jesteś moim tatusiem.

Rozległ się nagły trzepot i mroczny cień w kształcie skrzydeł na moment pojawił się ponad ramionami Castiela. Donna wstrzymała oddech.

- Teraz powie, że zepchną mnie do piekła, z którego on mnie wyciągnął – skomentował Dean, kompletnie nie przejęty. – Szczerze? To robi wrażenie tylko za pierwszym razem.

- Nie, nie powiem tego. – Cień zniknął. – Powiem tylko – spiesz się. To miejsce, ci... ludzie... nie mają być częścią twojego życia. Choć raz posłuchaj mojej rady, i wyjedź stąd.

- A ty, Donno Noble. – Spojrzał na nią znowu, z cieniem uśmiechu w kącikach ust. – Nie mów o mnie Doktorowi. Niech to będzie niespodzianką, kiedy nadejdzie czas.

I zniknął.

Kto Sieje Wiatr kontra Sztormowy ŻniwiarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz