Resztę dnia spędziłem na kompletowaniu potrzebnego sprzętu. Gão natomiast udzielał Iris lekcji łucznictwa. Stwierdził, że będzie czuł się lepiej jak ktoś kompetentny będzie osłaniał mój tyłek. Sądząc po komentarzach jakie słyszałem w trakcie praktyk, nie szło jej najgorzej.
Tej nocy odstąpiłem swoje łóżko, a sam zadowoliłem się kawałkiem podłogi obok kominka. Rano, gdy mieliśmy już wyruszać Gão wręczył Iris łuk i strzały ze słowami: "opiekuj się nim". Mnie natomiast odciągnął na stronę:
-Mam coś dla ciebie - zawiesił mi na szyi skórzany rzemyk - ten medalion dostałem od Loreny. Ona miała drugi taki sam - włożył mi go do ręki. - Żegnaj.
-Nie martw się. Jeszcze tu wrócę.
Wyruszyliśmy więc. Denerwowałem się okropnie. Po raz pierwszy byłem zdany tylko i wyłącznie na własne siły. Starałem jednak zachowywać się pewnie. Nie chciałem okazywać słabości przy Iris.
Postanowiłem omijać jakiekolwiek trakty biegnące przez tą puszczę i kierować się trochę bardziej na wschód niż sugerowałoby to miejsce, do którego zmierzamy. Po pierwsze może to zmylić potencjalny pościg, a po drugie chciałem przejść przez ziemie lokalnych Indian - Seminoli. Wiele razy byliśmy tu z Gão. Tubylcy nas znają i szanują. Poza tym mimo, że na ogół są pokojowi, nie przepadają za obcymi. Zwłaszcza tymi zachowującymi się agresywnie. Jeśli pościg złożony z brutalnych oprychów dotrze tu za nami, z pewnością napotka kilka niemiłych niespodzianek.
Starałem się nie narzucać zbyt forsownego tempa, lecz mimo to osiem godzin marszu dziennie musiało być dla Iris wyczerpujące. Ani razu jednak nie usłyszałem od niej słowa skargi. Pamiętam jak Gão zabrał mnie po raz pierwszy na dłuższą ,,przechadzkę". Ciągle narzekałem jak to mnie nogi bolą. Dostało mi się wtedy porządnie po uszach - westchnąłem ciężko - już mi go brakuje.
Szliśmy w ciszy. Ja przodem, ostrożnie, nasłuchując podejrzanych odgłosów, a ona nieco z tyłu, za mną. Nagle zatrzymałem się. Coś było nie w porządku. Iris zrównała się ze mną. To nie dźwięk zwrócił moją uwagę, tylko jego brak. Ucichł śpiew ptaków ze strony, z której przyszliśmy. Zacząłem powoli, po cichu odwracać się. Wtem usłyszałem świst strzały i zanim zdążyłem zareagować poczułem ostry ból w lewym ramieniu.
-Uciekaj!!! - krzyknąłem i popchnąłem Iris w przeciwnym kierunku niż ten, z którego nadleciał pocisk. Po czym pobiegłem za nią. Nie było to łatwe. W trakcie marszu czy biegu używam kostura do wykrywania i omijania drzew na mojej drodze. Teraz jednak nie mogłem manewrować lewą ręką, więc co chwilę obijałem się o drzewa. W końcu potknąłem się o wystający korzeń i upadłem tak niefortunnie, że przywaliłem głową o coś twardego. Przez mgłę, uciekającego w otchłań nieświadomości umysłu, usłyszałem krzyk dochodzący jakby z bardzo, bardzo daleka.
-Alrik...
Potem jeszcze przez chwilę słyszałem krzyki układające się w jakąś dziwną melodię, a potem już nic.
CZYTASZ
Po Omacku - Tytuł Roboczy
AdventureJest to opowieść o chłopcu, który w straszliwym ataku stracił wszystko: Rodzinę, dom, zdrowie. Cudem przeżył, a teraz musi nauczyć się żyć od nowa. Nic już nie będzie takie jak wcześniej.