Rozdział 3

112 18 0
                                    

* 2  miesiące później.

Biegłam. Biegłam chodź już siły nie miałam. Za sobą słyszałam jęki, prześladujące mnie w dzień jak i w nocy, okropne.
Upadłam, próbowałam wstać ale nie mogłam. W końcu mnie dopadł, rzucił się na mnie, próbował mnie ugryźć. Wtedy wyjełam nóż i wbiłam mu w głowę. Padł obok mnie, teraz to już na pewno nie wstanie. Wstałam.

Nie wiedziałam która była godzina, w sumie nie wiedziałam nawet jaki mamy dzisiaj dzień. Od paru tygodni, miesięcy to już nie miało znaczenia.
W końcu wdrapałam się na moje posłanie powieszone pomiędzy dwoma drzewami, usunęłam.

Tego popołudnia siedziałam przy malutkim ognisku i wspominałam rodzinę, Tatę nie znalazłam teraz nawet nie wiem czy żyje. Staram się o tym nie myśleć ale to tak samo przychodzi do głowy. Po chwili zauważyłam zza horyzontu pierwsze żywe Trupy, powoli podchodzą w moim kierunku. Przyszła pora dać im święty odpoczynek.
Podeszłam trochę bliżej, gdy zza moich pleców usłyszałam kolejne jęki i zobaczyłam kolejne trupy.
Nie zdążyłam cokolwiek zrobić otoczyli mnie z każdej strony i nie było drogi ucieczki.

Jeden z nich rzucił się na mnie, udało mi się odepchnąć go, ale ten nie miał dość i znowu ruszył na mnie. Udało mi się go zabić nożem, byłam zadowolona, jednego mniej.
Po chwili trupy nacierały na mnie już ze wszystkich stron, nagle usłyszałam huk pistoletu, a trupy po kolei padały na ziemię.
Zobaczyłam chłopaka stał jakieś 5 metrów ode mnie i patrzył się nie mnie.
Był dość wysoki, mniej więcej w moim wieku, miał ciemne włosy.

  * Nic Ci się nie stało?
Trochę dużo ich było - zapytał chłopak

* Jestem cała - odpowiedziałam

* Jak masz na imię? Zapytał

Sally

* Miło mi, ja jestem Austin. - powiedział z uśmiechem.
Sama jesteś? Czy może należysz do jakiejś grupy? - zapytał

*Grupy? Raczej nie, sama jestem.
I nawet całkiem dobrze sobie radzę - powiedziałam

* Właśnie zauważyłem. Może chcesz dołączyć do mojej grupy? - zapytał chłopak

* Było by mi miło, mam dość już samotności - powiedziałam

Austin zabrał mnie do samochodu, był sam szukać zapasów i nagle napotkał mnie - miałam szczęście, teraz to już pewnie bym nie żyła.
Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Przed nami był mały budynek z czerwonej cegły i czarnego dachu. Wszystkie okna były zabite deskami.
Weszliśmy do środka...

* Dużo jest tu was.? - zapytałam

* Za chwilę zobaczysz i wszystkich poznasz. - powiedział.

Poszliśmy na górę, gdzie wszyscy mieszkańcy tego domku znajdowali się.
Było ich razem 7 wliczając jeszcze Austina, 3 kobiety i 4 mężczyzn, wszyscy starsi ode mnie tylko Austin był w moim wieku.

* Co to za jedna? - zapytała jedna z kobiet.

* Była w lesie, jeszcze chwilę i by ją dopadły - powiedział Austin.

* Ale nie została ugryziona?
Sprawdziłeś? - zapytała ta sama kobieta.

* Powiedziała że jest cała. - powiedział Austin.

Po chwili ustawili się w kółku i rozmawiali. Nie dużo słyszałam, bo zbyt daleko stali.
Jedno usłyszałam czy mnie biorą czy nie.
Po chwili podszedł do mnie brunet, który chyba był ich przywódcą i powiedział..


****
Przepraszam bardzo za błędy.
Pozdrawiam. 😘😍😘

Żywe Trupy. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz