Rozdział 7

37 5 1
                                        

Obudziły mnie krzyki i dźwięki walki. Otworzyłam oczy i poczułam jak ktoś przystawia mi lufę do głowy.

* nie kombinuj, wstawaj - głos mężczyzny zmroził mi krew w żyłach. Zobaczyłam jak Austin zostaje obezwładniony przez dwóch innych typów, ale najbardziej zdziwiłam się że nigdzie w pobliżu nie było małej.

* pójdziecie z nami - rozkazał ten sam facet, który do mnie mierzył. Podnieśli mnie gwałtownie i zaczęli prowadzić nas w nieznanym kierunku.

* kim jesteście? - zapytałam. Było ich trzech, jeden niósł nasze plecaki, dwóch nas prowadziło.

* waszym największym koszmarem kochanie - odpowiedział wysoki mężczyzna, grubo po czterdziestce.

* co zrobiliście Lucy? - zapytał wkurzony Austin

* żadnej innej dziewczyny nie było. A jak by była to bym o tym wiedział. - powiedział mężczyzna z uśmiechem na twarzy, prowadził Austina który jak do tej pory zerkał na mnie.

W milczeniu dotarliśmy do...
więzienia. Mężczyźni zaprowadzili nas do sali bez niczego. Była tam tylko licha żarówka, zabrali nasze bagaże i zamknęli za nami drzwi na klucz.

* co teraz? - zapytał Austin, to pewnie oni zabili tych ludzi z obozu.

Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej plecami. - musimy trzymać się tylko jednej wersji zaczęłam, jesteśmy sami i nie wiemy o co chodzi. - powiedziałam

* czyli samą prawdę - powiedział Austin

* samą prawdę - powtórzyłam.
Co się stało z Lucy- starałam się uspokoić i nie myśleć o niej czy o tej całej sytuacji, nie potrafiłam, nie wiem gdzie ona jest, może jest sama gdzieś w lesie może sobie nie poradzi.
Nie wiedziałam też do czego są zdolni te ludzie, a jeśli to właśnie oni zabili tych z obozu, pewnie czeka nas to samo. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do środka wszedł ciemno włosy mężczyzna i szybkimi ruchami wyprowadził mnie na zewnątrz. Nie było sensu się opierać.

Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia. Były dwa krzesła i stolik, a na ścianie szyba z lustra weneckiego. Ciemno włosy kazał mi usiąść i czekać. Chwilę później do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna.

* jestem Joe, a ty? - zapytał

* po co nas tutaj trzymacie? - zignorowałam jego pytanie.

* nie myśl że od tak was puścimy. Jesteście z obozu, czyli nam nie sprzyjacie. Przyda nam się ktoś taki jak ty i twój kolega.

* kim jesteście i dlaczego uważacie ludzi z obozu za wrogami?

* nie zadajesz za dużo pytań.
Twoje usta mogą mieć o wiele lepsze zajęcie - zagryzł wargę.

* jesteś obrzydliwy i paskudny - jego twarz przybrała groźny wyraz. Po chwili znalazł się obok mnie i przyciągnął moja głowę bokiem do blatu.

* mała szmato nie będziesz mnie wyzywać. - powiedział mi do ucha.
Może i nie znam twojego imienia ale jesteś całkiem seksowną kobietą - cmoknął i puścił. Automatycznie się wyprostowałam. Mężczyzna usiadł na swoim poprzednim miejscu.

* wstań! - rozkazał, - dobrze a teraz ściągaj bluzkę - uśmiechnął się delikatnie. Już chciałam zaprzeczyć ale zdążył mnie uprzedzić.

* rób to co ci każe, bo jak nie to twój kolega mocno ucierpi.

Przestraszyłam się, nie mogłam pozwolić na to aby zrobili coś Austinowi. Więc zrobiłam to co mi kazał.

Austin

Stałem przed szybą, trzymany za ręce z tyłu. Chciałem na to nie patrzeć co się dzieje po drugiej stronie, ale jeden z typków trzymał moja głowę. Słyszałem wszystko o czym rozmawiali, dziewczyna powoli zaczęła ściągać ubrania a mężczyzna patrzył na nią łapczywie. Miałem ochotę to wszystko przerwać, mogli nawet mnie pobić ale niech ona tego nie robi.

* Sally niee! - krzyknąłem

* oni cię nie słyszą - powiedział jeden

* nie jesteśmy z obozu. - powiedziałem po raz kolejny - czego od nas chcecie?

* udzielił ktoś ci głosu? - zapytał jeden z nim. Mężczyzna stojący przy Sally patrzył na nią z widoczną chęcią. Nagle uderzył ją w policzek. Kiedy upadła na podłogę wyszarpałem się z uścisku i ruszyłem do szyby. Nawet nie udało mi się podbieć ponieważ odciągneli mnie i rzucili na ziemię, kopneli mnie kilka razy, splunąłem krwią na podłogę i podniosłem się ostatnimi siłami.
Mężczyźni wyciągnęli mnie z sali i zaprowadzili do poprzedniej.
Z bólem brzucha usiadłem i czekałem aż Sally przyjdzie. Długo czekać nie musiałem

Dziewczyna weszła do pomieszczenia zasłaniając się rękoma. Wstałem ściągnąłem rozpinaną bluzę, podeszłem do niej i zarzuciłem na jej ramiona ubranie. Ubrała to, miała opuchnięte policzek.

* nie musiałaś tego robić dla mnie - wyszeptałem, pomogłem jej usiąść - wszystko widziałem, byłem na szybą - wyjaśniłem, gdy na mnie spojrzała

* wszystko dobrze - spytała.

* teraz ty jest ważna, ja przeżyje - powiedziałem

* dlaczego oni to robią? - zapytała. Jej głos był słaby i nie wyrażał żadnych emocji. Patrząć na nią wiedziałem jedno- muszę nas stąd wydostać. Za bardzo mi na niej zależało i nie mogłem pozwolić aby bardziej ucierpiała...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 19, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Żywe Trupy. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz