Kolejny najgorszy dzień mojego życia

549 43 6
                                    

Dochodziła jedenasta. Przez całą noc nie zasnąłem nawet na chwilę. Po prostu leżałem, myśląc nad całą sytuacją. Ignorowałem wszystkie telefony i wiadomości od osób chcących dowiedzieć się co z Domenem. Jedynie napisałem Cene, że nie jadę dziś do szpitala i na tym nasza rozmowa się zakończyła. Po kolejnych długich minutach leżenia w końcu postanowiłem wstać.

Dobra. Dość tego. Wracasz do życia Peter.

Po godzinie byłem z powrotem w domu. Od razu po wejściu napotkałem pełen nadziei wzrok Emy, spodziewającej się zobaczyć Domena. Widok tej nadziei gasnącej w jej oczach był pierwszym większym ciosem jaki otrzymałem tego dnia, mimo że już po sekundzie ucieszyła się że mnie widzi. W domu były tylko dziewczyny i nasz ojciec. Po krótkiej rozmowie z nim udało mi się wywnioskować, że nie pojechał do szpitala tylko i wyłącznie dlatego, że Cene to zrobił. I mimo, że byłem w pełni świadomy tego, że nie mają ze sobą praktycznie żadnych relacji, a wręcz starają się unikać siebie nawzajem, nie potrafiłem zrozumieć dlaczego przynajmniej teraz nie mogli sobie dać spokoju z tą małą wojną, którą toczyli. Nie znałem powodu ich kłótni, nigdy też w to szczególnie nie wnikałem, ale nie ważne co by to nie było, akurat w takim momencie powinni to odłożyć na bok. To był drugi cios, chociaż nie tak mocny jak ten pierwszy. Trzeci wyszedł od Niki, do której też postanowiłem zajrzeć. Podobnie jak ja, w trudnych sytuacjach wolała się odciąć do wszystkiego i wszystkich, więc po prostu siedziała w pokoju i czytała książkę. 

- cześć, przeszkadzam? - spytałem z powagą.

- trochę. - stwierdziła niechętnie. - czego chcesz? 

- spytać, czy wszystko w porządku. 

- tak, a czemu? 

Spojrzałem na nią wymownie, uświadamiając ją do czego zmierzam.

- chodzi ci o to, czy się martwię o tego dupka? Nie, mam to gdzieś. 

- Nika... - głęboko westchnąłem, czując już rosnącą irytację.

- mam to gdzieś Peter, bo jemu nic nie będzie. Przecież jest w szpitalu, tam się leczy ludzi. Niedługo wróci do domu i po sprawie. 

To był trzeci cios, chociaż sam nie wiem dlaczego jej słowa mnie zabolały. Może podświadomie uważałem inaczej? W odpowiedzi wymusiłem na sobie uśmiech i poszedłem do siebie. Szybko zrozumiałem jak bardzo złym pomysłem był powrót do domu. Wpierdoliłem się w sam środek tego, od czego rozpaczliwie potrzebowałem się uwolnić. Czułem się jeszcze gorzej niż poprzedniego dnia. Nie byłem mocny psychicznie, nie byłem w stanie patrzeć każdemu w oczy z uśmiechem i mówić, że przecież wszystko będzie dobrze. Nie miałem pojęcia jak Cene wytrzymywał tę presję, skoro miał z Domenem dużo lepsze relacje niż ja i na pewno ruszyło go to w znacznie większym stopniu. A jednak to ja znów zacząłem się trząść z nerwów, nie on. To ja nie byłem w stanie nawet pomyśleć o przyjechaniu do tego cholernego szpitala. Czułem się całkowicie bezsilny i nie byłem w stanie racjonalnie wytłumaczyć tego, co się ze mną działo. Z pokoju wyszedłem dopiero na obiad, wierząc, że dowiem się czegoś nowego, albo chociaż uspokoję się w towarzystwie mamy i Cene. Ale tak się nie stało.

- dobrze się czujesz? - spytał Cene, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Od dłuższej chwili siedziałem z talerzem przed sobą i udawałem, że jestem zainteresowany jedzeniem. Zanim mu odpowiedziałem, głęboko westchnąłem, żeby trochę się opanować, ale wciąż czułem jak moje ciało mimowolnie drży. I z każdą chwilą było się coraz gorzej.

- tak... nie spałem w nocy. To ze zmęczenia - odparłem, łudząc się, że młodszy brat uwierzy w tak głupie kłamstwo. 

Nie powrócił do tematu. Chyba po prostu zaakceptował sytuację choć jestem pewien, że mi nie uwierzył. Wystarczyło na mnie spojrzeć, żeby wiedzieć, że jestem na skraju załamania nerwowego, a Cene zawsze był wyjątkowo spostrzegawczy. Być może też po prostu chciał poczekać aż sam poproszę go o pomoc. W każdym razie pozwolił mi udawać, że jest okej. Chociaż wcale nie było i czułem, że zbliżam się do kresu wytrzymałości.

Tell me Peter, how it really was...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz