Test na zaufanie

539 45 15
                                    

- wiem! - krzyknąłem nagle podczas śniadania, sprawiając, że Cene i Domen spojrzeli na mnie z zaskoczeniem.

- Peter, jeżeli prowadzisz wewnętrzną dyskusję z samym sobą, to raczej nie powinieneś jej przenosić na zewnątrz. - powiedział spokojnie Cene.

- mam pomysł. - powiedziałem, patrząc na Domena i ignorując zaczepkę ze strony drugiego brata.

- żebym...

- żebyś przestał się bać wysokości! Chodźcie. - rzuciłem z uśmiechem, wstając.

- a może najpierw powiesz o co chodzi i wspólnie zadecydujemy, czy to aby na pewno jest dobry pomysł? - spytał Cene z lekką ironią.

- nie ma takiej opcji. Dowiecie się na miejscu. No już, ruszać dupy.

Nie zadając więcej niepotrzebnych pytań obaj posłusznie się zebrali i po kilkunastu minutach wsiedliśmy do auta i jechaliśmy do kolejnego z "moich" miejsc, o którym wiedziałem tylko ja. Cieszyłem się jak głupi, będąc dumnym z siebie, że wymyśliłem kolejny genialny plan i nie zważałem na niepewność swoich braci, ani na kompletne zaskoczenie na ich twarzach, kiedy zamiast jechać normalną drogą przez wieś, skręciłem w las. Po paru kilometrach jazdy leśną drogą, wyjechaliśmy pod dość dużą górę i nagle znaleźliśmy się już za lasem, na małej polanie, która kończyła się kilkudziesięciometrową, dość stromą skarpą. Wysiadłem z samochodu i z uśmiechem spojrzałem na widok, który miałem przed sobą. Same lasy i góry. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na Domena i Cene, którzy już stali obok mnie, dalej skonsternowani.

- ładnie, co?

Domen przytaknął kiwnięciem głowy, zapatrzony w ten widok, natomiast Cene spojrzał na mnie z niepokojem.

- na pewno wolno tu przyjeżdżać autem? - spytał.

- pewnie nie. Ale nie mamy innego wyjścia. - odparłem, wolnym krokiem podchodząc do skarpy i patrząc jak daleko jest z niej do ziemi. Było dość wysoko, żeby zrobić sobie poważną krzywdę. - przepraszam, że nigdy wam nie pokazałem tego miejsca, ale wiecie, mając tyle rodzeństwa czasem potrzebowałem sobie iść gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł.

- fajnie, ale co to za pomysł? I po co nam do tego samochód? - spytał Domen.

Nie odpowiedziałem, a jedynie uśmiechnąłem się przechodząc obok niego, po czym otworzyłem bagażnik.

- wiesz dlaczego Tande postanowił trenować skoki? - spytałem, wyjmując linę holowniczą i wracając na przód samochodu.

- bo jest jebnięty? - odparł niepewnie mój najmłodszy brat. - tak samo jak my i każdy, kto wybrał ten sport?

Znów się uśmiechnąłem, widząc że Cene już intensywnie myśli nad tym co robię i powoli składa wszystkie elementy w całość, starając się zrozumieć na czym miał polegać mój plan. W milczeniu przypiąłem jeden koniec liny do auta i trzymając drugi, zacząłem z powrotem iść w stronę skarpy. Kiedy byłem blisko, drugim końcem obwiązałem się w pasie i cofnąłem się jeszcze kilka kroków, a kiedy lina się naprężyła, sprawdziłem jak daleko jestem od przepaści i spojrzałem na Domena.

- bo ma lęk wysokości. I wybrał skoki jako sposób terapii, żeby nauczyć się kontrolować swój strach. Całkiem nieźle mu to wychodzi, co nie? - stwierdziłem z uśmiechem. - Cene, spuść ręczny i cofnij kilka centymetrów. Tylko powoli, żebyś mi nie przetrącił kręgosłupa.

- co ty chcesz zrobić? - spytał podejrzliwie.

- zaraz się dowiesz, tylko zrób o co cię proszę.

Cene głęboko westchnął, wsiadł do auta i zaczął cofać, dopóki nie powiedziałem, że wystarczy. Potem lekko odchyliłem się do tyłu, opierając się na trzymającej mnie linie i upewniając się, że mnie utrzyma i że dobrze się przywiązałem. Widziałem, że Domen cały czas patrzył na mnie z niepewnością, stojąc zaraz przy samochodzie i nie miał najmniejszego zamiaru do mnie podchodzić nawet na krok.

Tell me Peter, how it really was...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz