Rozdział Dziewiętnasty

2.1K 196 7
                                    

   — Hmm... — mruknął Fereol gapiąc się bezczynnie na pusty stół. Robił to już od dobrych paru minut i raczej nie zamierzał zmienić obiektu zainteresowania. — Ciekawe, co się stało... Niki nie ma, jego też... — wymruczał wciąż wgapiając się w biały stolik z lekko zmarszczonymi brwiami.

   — Kto to Nika? I kim jest ,,on"? — zapytał ojciec Fereola, który od dobrych paru minut stał w przejściu między korytarzem, a salonem obserwując dosyć dziwne zachowanie syna.

   — Eh...? — stęknął nagle zdając sobie sprawę, że wcale nie jest sam. — A... Nikt ważny. Tylko koleżanka, a on to jej brat — odpowiedział w końcu wywołując tym zdziwienie u mężczyzny.

   — Mhmm... — mruknął w odpowiedzi udając brak zainteresowania tym kim dokładnie byli nowi przyjaciele jego syna. — Radziłbym ci się zbierać do szkoły. Nie spóźnisz się, ale lepiej być przygotowanym wcześniej i jeszcze sobie w spokoju posiedzieć niż robić wszystko na wariackich papierach, Fereol — dopowiedział spoglądając przy okazji na zegar wiszący na ścianie obok.

   — Kiedy mi się nie chce... Szkoda, że masz urlop, tak to mógłbym sobie zostać w domu — burknął niezadowolony chłopak po chwili patrząc na swojego ojca, który wziął łyk kawy z trzymanego w dłoni kubka.

   — Musisz się uczyć, Fereol. Nic na to nie poradzisz, tak jak na to, że należy mi się urlop. Jak przyjdziesz ze szkoły to pokażesz mi czego wciąż nie rozumiesz i cię poduczę. Jak widziałem twoje oceny na koniec roku to złapałem się za głowę — odparł z miną męczennika przypominając sobie ten feralny moment.

   — Nie moja wina, że jestem debilem — powiedział z uśmiechem rozkładając ręce w geście, że nic nie może na to poradzić.

   — Jesteś leniwy — rzucił w odpowiedzi patrząc prosto w oczy Fereola.

   — Gdybym był leniwy to nie wyglądałbym tak — zażartował nastolatek przejeżdżając opuszkami palców po prawym policzku. — Takie piękno trzeba pielęgnować, a to wymaga wysiłku.

   — Ty lepiej się do szkoły zbieraj, misterze — uciął szybko temat po czym wziął kolejnego łyka kawy.

   — Ugh... No dobra! — fuknął wstając niechętnie z kanapy i idąc do swojego pokoju po ubrania, które nie były piżamą.

***

   — Jadłeś ty coś w ogóle? — zapytała zirytowana Xavien opierając się o łóżko, na którym wciąż leżał Dante.

   — A po co? Doskonale wiesz, że mi to aż tak nie jest potrzebne — odpowiedział odgarniając czarne kosmyki z twarzy, ponieważ po wałkowaniu się po łóżku to, aby zostały w jakimkolwiek ładzie było niemożliwe.

   — Picie jest ci nawet bardziej niepotrzebne, a i tak to robisz. Nawet jeśli cię to nie odurzy to wciąż desperacko próbujesz — wypowiedziała uszczypliwie w tym samym momencie kopiąc delikatnie jedną z pustych butelek, która akurat znalazła się pod jej nogami.

   — Potrafisz ostatnio tylko narzekać — syknął Dante zasłaniając oczy przedramieniem, żeby nie widzieć kobiety.

   — Ty już tego nie robisz to ja muszę. Takie życie, złotko — odparła marszcząc przy tym brwi. — Jak mi się przez ciebie porobią zmarszczki to będziesz płacił za kosmetyczkę — burknęła wzdychając ciężko na myśl o zwalczaniu objawów okrutnej i w wielu przypadkach nieuniknionej starości.

   — Żyjesz już ponad sto lat i kostucha po ciebie nie przychodzi, zmarszczki tym bardziej, więc wątpię w pomniejszenie mojego stanu konta — powiedziała całkowicie poważnie Bestia.

(Nie)Przerażająca BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz