Słońce razi mnie zbyt mocno. To nie ten dzień, to nie mogło wszystko tak wyjść. Przecież zaplanowałem to sobie inaczej.
Biorę w dłoń kamień i rzucam nim o taflę jeziora. Wcześniej było takie czyste, spokojne. A potem wleciał kamień i wszystko się spierdoliło.
Mrużę oczy i wyzywam się jeszcze raz w myślach za to, że nie wziąłem okularów. Ale nie tak miało być, prognozy tego nie pokazywały. Nie tylko pogody.
Poprawiam po raz kolejny szal i zapinam kurtkę, bo robi się już zimno. To dobry znak.
Ale to dziś miał być ten dzień, nie mogę tego przekładać. Już wszystko zrozumiałem, byłem gotowy, podrzuciłem mu nawet list.
Ale nie ma śniegu.
Rzucam kolejny kamień, pozwalając mu zatonąć. A co jeśli on chciał żyć? Może miał plany?
Kogo to obchodzi.
Słyszę z tylu kroki i wiem, że to on. Biegnie, pewnie potyka się o własne nogi i płacze, bo przed chwilą przeczytał. Po cholerę pisałem w nim miejsce, może śnieg by jeszcze spadł?
Kiedy jest bliżej mnie, zwalnia. Już dawno mnie poznał, pewnie żywi jeszcze jakąś nadzieję i cóż, tu ma rację.
Siada obok mnie na suchej trawie, przygląda mi się. Patrzy na nadgarstki, potem na twarz; ja patrzę przed siebie. Rzucam kolejny kamyk.
- Wziąłeś coś? - to pierwsze, o co pyta. Uśmiecham się pod nosem.
- Za bardzo szanuję swoją wątrobę - podobno, dodaję w myślach.
Wtedy na niego spoglądam. Wszystkie szczegóły, każda część, która została dokładnie opisana, zgadza się. Jeszcze by mi brakowało bym go pomylił.
Ma przydługawe blond włosy, które odstają we wszystkie strony świata, a ja jakoś wewnętrznie mam ochotę je ułożyć. Druga rzecz, która zdecydowanie jest za długa, to jego ciemne rzęsy. Są tak długie, że nie wiem jakim cudem widzi coś na oczy. Ale dodają mu tego czegoś. Po prostu nie da się go nie zauważyć.
Oczy są błękitne, jak tafla tamtego jeziora i połyskują łzami, które wywołałem. Nos czerwony, jak u Rudolfa. Czy ja widziałem kiedyś Rudolfa?
Jasne, że jest przystojny. Nawet przestałem się sobie dziwić, że mi się spodobał. Ale jaki musiał być, że go pokochałem?
- Dlaczego? - głos ma niski, z chrypą. Odnoszę wrażenie, że łamie się coraz bardziej.
- A dlaczego nie? - odpowiadam pytaniem na pytanie. Patrzę w jego oczy i myślę, że chciałbym w nich zatonąć. Ale są nieznajome.
Zaciska w prawej dłoni tą kartkę. Ja robię to samo z moim zeszytem. To jedyne co mi pozostało.
- Czemu nic mi nie powiedziałeś?
Spoglądam w niebo. Jest takie czyste, widzę tylko słońce, które mnie razi. Znów się uśmiecham.
- Odwodziłbyś mnie. Poza tym chyba chciałem przeżyć to normalnie, bez żadnych zmartwień i zakazów.
- Więc czemu rozmawiamy?
- Bo pogoda nie pasuje.
Nie mówi już nic, wsłuchuje się w mój oddech, a ja robię podobnie. Przeczucie podpowiada mi, że jest dobrym człowiekiem, chyba w to wierzę.
Chciałbym poprosić go, by powiedział coś o sobie, ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę się przywiązać, bo potem będzie bolało bardziej.
Słyszę, jak pociąga nosem. Dźwięk jest dziwny i chyba rozumiem dlaczego go nie lubiłem.
- Możesz przestać już płakać? - pytam.
Spogląda na mnie, marszczy brwi.
- Podaj powód, dla którego miałbym tego nie robić.
Czuję, że nie jestem osobą, której powinien zadać to pytanie, dlatego mu to mówię. Przez chwilę znowu pozostaje w ciszy, myśli. Potem się odzywa:
- Czy w takim razie mogę poprosić cię o jedną, jedyną rzecz?
Jest na mnie zły, za to, że nic mu nie powiedziałem. Ale wie, że nie jestem tym Stephanem, którego zna. Więc udaje, że jest lepiej.
A mnie chyba łapią wyrzuty sumienia, za to co robiłem wcześniej, bo przytakuję.
- Co?
- Pozwól mi spróbować ci przypomnieć. Wszystko. Możemy pojechać już dziś, w nocy powinniśmy być w Willingen, potem...
Pozwalam mu mówić, jest już za późno, bo się zgodziłem. Nie słucham, bo myślę w kółko o jednej rzeczy.
W końcu śnieg musi spaść.
________________________________
ogólnie to jestem trochę bardzo ciekawa waszych odczuć odnośnie tego