Tym razem to ja jestem pierwszym, który się budzi. Moja głowa leży na jego nagiej, ciepłej piersi, doskonale słyszę, jak spokojnie oddycha.
Przykładam zimną jak zawsze dłoń nad jego usta i czuję jak ciepłe wydychane przez niego powietrze, odbija się od mojej skóry, trochę ją ogrzewając.
Nie umiem przestać mu się przyglądać, więc po prostu patrzę i patrzę. Na jasne, roztrzepane włosy, jak zwykle nieułożone, pełne usta, trochę rozwarte podczas snu, wystające obojczyki zupełnie jak u mnie, czy umięśnione ramiona.
Cholera, zwaliłem wszystko, na nowo uświadomiłem sobie jak bardzo go kocham i chyba pokochałem jeszcze bardziej.
Odwracam wzrok, bo mam wrażenie, że jak na niego patrzę, to łamię się coraz bardziej. Dlatego ubieram koszulkę, buty i tą straszną kadrową kurtkę, następnie wychodząc z pokoju.
Idę do najbliższego sklepu, bo drodze duże płatki śniegu spadają mi ma włosy, przyczepiają się do rzęs. Z boku ulicy leży kupka białego puchu. Ręką bez żadnej rękawiczki dotykam go, jest mięciutki i zimny, strasznie fajny w dotyku. Już rozumiem moje zafascynowanie nim.
W ogóle, kiedy tak idę przed siebie, zauważam, że wszystko w nim wygląda lepiej. Korony drzew, małe krzaczki, samochody, czy chodniki i ulice. Idealnie białe, jakby nie skażone niczym, co złe. Podoba mi się ten widok.
To wszystko wciąż we mnie buzuje, wspomnienia wczorajszej nocy; wciąż czuję smak jego ust na swoich. I wiem, że nie powinienem był odkręcać wczoraj tej wody, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie po tym, jak zobaczyłem ten płatek śniegu.
Tak naprawdę usta opuchnięte mam tak, że ledwo mówię, a szyję całą pokrytą w malinkach, tylko że dokładnie zapiąłem kurtkę; ale mimo tego wszystkiego nie żałuję. Cholera, to była najlepsza noc w moim życiu, przynajmniej z tych, które pamiętam.
Jest strasznie zimno, więc chowam dłonie w rękawach kurtki, a z ust wypuszczam powietrze, patrząc na parę, która się przede mną pojawia.
Ale jeśli jest coś, czego jestem bardziej pewien po tej nocy, prócz tego, że jestem od niego uzależniony, to tego, że muszę to zrobić. Bo nie mogę wyobrazić sobie jego bólu za każdym razem, gdy zapomnę. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, by nie pamiętać tych ostatnich dni.
Lepiej, żeby zabolało raz, niż żeby rozrywało co kilka dni.
Pozbiera się, jestem tego pewny. Pewnie jeszcze wygra tą Kryształową Kulę, może będzie dany mu też medal na igrzyskach. Fajnie by było, chciałbym zobaczyć, jak jest z tego powodu szczęśliwy, ale coś za coś. Bo jeśli zostanę, to nie widzę jego przyszłości w skokach. Wiem, że zaraz by zrezygnował, by być przy mnie. Bo jest cholernym idiotą i za bardzo się martwi.
Wchodzę do sklepu i zaczynam rozglądać się po półkach. Biorę Milkę, suszoną żurawinę i mały nóż. Śmieszne, nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak będą wyglądać ostatnie zakupy w moim życiu.
Pani przy ladzie kasuje to wszystko bez słowa, nawet chyba nie rejestruje tego, co kupuję.
- Proszę nie pakować - mówię, kiedy spod lady wyciąga reklamówkę; wszystko chowam do kieszeni, płacę i wychodzę, uprzejmie się żegnając.
Wracając, ze śniegu robię kulkę i przerzucam sobie ją w dłoniach. Palce mi zamarzają, powoli już przechodzą z czerwonego w fioletowy, ale nie przejmuję się tym za bardzo.
To zresztą dość refleksyjna chwila jest, bo uświadamiam sobie, że prawdopodobnie po raz ostatni powiedziałem komuś do widzenia, że po raz ostatni oddycham tym świeżym powietrzem, uśmiecham się do nieznajomej, czy ostatni raz słyszę, jak moje buty skrzypią na śniegu.