Szybko dochodzę do jednego wniosku. Pamięć jest rzeczą względną. Albo ją masz, albo nie. Ja mam nową, zaraz ją stracę i rozpocznę kolejną.
Jestem trochę jak nowa kartka papieru, albo nowe narty, niby to samo, a jednak zupełnie inne.
Zdolność do rejestrowania i ponownego przywoływania wrażeń zmysłowych, skojarzeń i informacji została mi odebrana.
Czym zawiniłem? Co zrobiłem źle?
Kiedy wracamy do hotelu, stwierdzam, że nie chcę już nigdzie iść i proszę go, byśmy zostali w pokoju. Zgadza się bez słowa.
Dzwoni jeszcze tylko do recepcji i prosi o dzbanek zielonej z cytryną. Unosi brwi i uśmiecha się do mnie. Nic nie mówiąc, pyta mnie: No co?
Kręcąc głową bezgłośnie odpowiadam, że nic. Też się chyba uśmiecham, nie umiem tego opanować, kiedy on robi to tak pięknie.
Siadam na łóżku, opieram głowę o zagłówek i wyciągam nogi. Wzdycham głośno.
- I co teraz? - pytam.
Patrzy na mnie, ale kiedy chce coś powiedzieć, do drzwi puka obsługa z naszym dzbankiem i dwoma filiżankami. Myślę o tym, że teraz to bym się w sumie nieźle napierdolił, ale nie mogę, bo nie wiem na czym by się to między nami skończyło.
To w sumie śmieszne, bo zabrano mi pamięć, a z pomocą alkoholu chcę zapomnieć.
- Teraz - zaczyna nalewać herbaty do filiżanek, potem podaje mi jedną - napijemy się tej ohydnej herbatki.
- Wcale nie jest ohydna - zaprzeczam - Jedyne, co jest tu ohydne, to milka.
Znowu unosi brwi i robi tą jednocześnie dziwną i słodziutką minę, a ja prawie rozlewam herbatę na świeżą pościel.
Chciałbym, żeby ciągle miał na ustach ten uśmiech, ale przypominam sobie, że jestem jednym z powodów, dla których on znika.
Mam serio dużą nadzieję, że szybko odbuduje się po tym jak zniknę, kiedy patrzę na niego, jak siada obok. Łóżko ugina się pod nim, znowu czuję ten oszałamiający zapach cynamonu i czegoś jeszcze. Piję, by o tym nie myśleć.
Przeczytałem w moim zeszycie, że nadzieja matką głupich jest, że wcześniej ją miałem. Podobno łudziłem się, że lekarze gdzieś się pomyli, że to wszystko kłamstwo i błąd. Teraz nie mam już po co mieć nadziei, ona tylko by tu wszystko utrudniała.
Ale cholera wiem, że chcę ją mieć, kiedy on zwyczajnie pije ze mną tą herbatę, gdy jej nie lubi. Albo gdy widzę radość w jego oczach, gdy mówię, żeby wyciągnął tą czekoladę, bo mogę się dla niego poświęcić.
Potem zmienia miejsce, by siedzieć naprzeciwko mnie na tym łóżku, pewnie wie, że ja bym nie dał rady tam usiedzieć. Jestem tak słaby, że potrzebuję oparcia.
Znowu wygląda rozczulająco, trochę jak połączenie nieba i piekła, bo wiem, że nie powiniennem tak myśleć nawet. Ale nie mogę się powstrzymać.
- Uczesałbyś się, czy coś - mruczę z ustami zapchanymi czekoladą. Jestem pewny, że zasłodzić chce mnie. Zresztą cukrzyca jako następna choroba do kolekcji chyba nie musi być taka zła.
Patrzy na mnie przez chwilę, zabawnie marszcząc brwi. Prawy kącik ust ma umazany czekoladą, mam ochotę ją z tamtąd zetrzeć.
- A swoją szopę widziałeś?
Patrzy na mnie tym aroganckim wzrokiem, a ja na moment przestaję oddychać. Czuję się jak głupek, jakbym był w tym nowy, a nie jestem, bo przecież przeczytałem wszystko w zeszycie.
Czuję jak coraz bardziej się na niego otwieram, chociaż miałem tego nie robić. Nie miałem pozwolić mu się do mnie zbliżyć, nawet jeśli znaczył dla mnie najwięcej.
Bo za każdym razem, kiedy się otworzę, to będzie boleć jeszcze bardziej, już to czuję. Był plan, miałem do niego się w ogóle nie zbliżać, by nie bolało tak mocno, kiedy go porzucę.
Gówno z tego wychodzi, jak zwykle.
Chyba dostaliśmy za mało szans, to smutne ale to prawda. On po części też to rozumie, widzę to w jego błękitnych oczach za każdym razem, kiedy na mnie spogląda. Nie ma pieprzonej sprawiedliwości, ale to wszystko mogłoby się chociaż jakoś równoważyć.
Gadamy o jakichś pierdołach, ale chłonę każde wypowiedziane przez niego słowo; tworzę z niego wspomnienie, do którego jeszcze przez jakiś czas będę mógł wrócić. Nie wiem jaki.
- Wiesz kiedy pocałowaliśmy się po raz pierwszy?
Pyta mnie, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że nie mam zielonego pojęcia. Zwyczajnie nie pamiętam.
- Siedem miesięcy po pierwszym spotkaniu, zaprosiłem cię do domu, żebyś pomógł mi naprawić coś z prysznicem.
- Zgaduję, że szkoda ci było pieniędzy na hydraulika - śmieję się cicho.
- Nic nie robią, a potem jeszcze chcą więcej pieniędzy - uśmiecha się i spuszcza wzrok. Patrzy się na narzutę, wykręcając sobie długie palce. Moje są lodowate, jak zwykle.
Nie wiem czemu to robię, zwyczajnie taki odruch mam, że wkładam swoją dłoń pomiędzy jego wiecznie ciepłe.
- Możesz się w końcu na coś przydać i ogrzać mi ręce - stwierdzam, on podnosi ten swój wzrok na mnie.
Uśmiecha się i kręci głową, potem przysuwa się jeszcze bliżej mnie i łapie też drugą rękę. W końcu mi ciepło, nie tylko w dłonie.
Zaraz potem bawi się moimi palcami, bada ich strukturę dokładnie opuszkami palców, kiedy mnie przechodzą dreszcze.
Z powrotem nie patrzy na mnie, skupiony jest na moich palcach, jakby świat kończył się na nich. Jestem już pewny, że nie powie nic więcej, kiedy się odzywa.
- Udawałeś, że go naprawiasz, tak serio to nie miałeś o tym pojęcia, a ja przyszedłem do ciebie z kubkiem tej zielonej herbaty. Poprosiłeś, żebym ci coś tam przytrzymał i wszedłem z tobą do tej kabiny i wtedy woda...
- Boże nie! To nie mogło się tam stać, przecież to najgorsze co może być! - zaczynam krzyczeć, delikatnie się przy tym uśmiechając - Jaka siara. Powiedz, że nasz pierwszy pocałunek nie był pod prysznicem, proszę!
Śmieje się z mojej reakcji i na szczęście zaprzecza. Po raz kolejny nie mogę oderwać wzroku od jego uśmiechu.
- Co za ulga - mruczę - To jak to było?
- Jesteś zwyczajną niezdarą i kiedy siedziałem już w suchych ciuchach na łóżku, to ty chciałeś wziąć moje suche, które ci wtedy pożyczyłem i które leżały zaraz obok mnie. Swoją drogą nie oddałeś mi ich do dziś. Potknąłeś się o dywan naprzeciwko łóżka i wylądowałeś na mnie. Ja się śmiałem, a ty zwyczajnie mnie pocałowałeś, odbierając zdolność oddychania.
Spoglądam na niego, nie umiem wytłumaczyć tego, jak dziwnie się czuję. Nie wiem co mu powiedzieć; że wpadłbym na niego tak jeszcze raz, przecież nie mogę, nie mogę robić nadziei.
Czuje na sobie mój wzrok i podnosi swój na mnie. Wtedy ja zakłopotany uciekam, patrząc na fascynującą komodę. Mówię coś, co najłatwiej mi powiedzieć.
- Już nie wiem, która opcja była gorsza.
Zaczyna chichotać, też próbuję to zrobić, ale nie umiem. Bo czuję jak budzi się wewnątrz mnie i rośnie. Nadzieja.
_____________________________
nie podoba mi się, jeszcze się poryczałam jak bachor jakiś; jak ktoś chce poczytać coś znowu z perspektywy petera to zapraszam wiecie gdzie
CZYTASZ
remind you | lellinger
Hayran Kurgupodobno bez wspomnień stajemy się zupełnie innymi osobami