Rano budzę się otulony tym zapachem, który kojarzy mi się tylko z jedną osobą. Nawet nie wiem, jak to się stało, ale głowę mam na jego piersi i jakoś tak wygodnie mi, wcale nie mam ochoty jej stamtąd zabierać.
Staram się zapamiętać tą chwilę, zaciągam się jego zapachem. Dobrze się czuję, wyjątkowo, aż uśmiecham się sam do siebie. Rejestruję każdy element, wiedząc że to może być nasz ostatni wspólny poranek.
- Wstałeś - mruczy, dłonią bawi się moimi włosami. Jestem pewien, że mogę sobie wyobrazić teraz jego minę.
- Na to wygląda - odpowiadam; nie ruszam się, nie chcę - Mam pytanie.
- Co?
To pewnie idiotycznie strasznie wygląda, zwłaszcza gdy kicham i podskakuję na jego klatce piersiowej. Ale on się tylko śmieje.
- Popcorn solony czy karmelowy?
- Solony - odpowiada bez wachania - Co cię wzięło na popcorn?
- Jaki ja lubię?
Przestaje na chwilę bawić się włosami, znowu się śmieje.
- Myślisz, że serio spotykałbym się z kimś, kto je karmelowy?
- No tak - wzdycham - Oczywiście.
Boję się strasznie, bo co jeśli teraz już nie lubię solonego, a karmelowy?
Uświadomiłem sobie już, że nie jestem z ludzi, którzy lubią ciszę. Że jeśli wokół mnie jest cicho, automatycznie zaczynam gadać, by tylko nie czuć się niekomfortowo.
Ale w tej chwili wiem, że nie potrzebuję niczego innego, niż spokojnego wsłuchiwania się w jego oddech. Dowodu, że on rzeczywiście tu jest, a ja wiem kim jest. J e s z c z e.
Nie wiem jak długo tak leżymy, ale zapamiętuję każdą sekundę. Mam wrażenie, że po wczorajszym wieczorze zmieniło się dużo, za dużo. Choćby to, że leżę u niego na piersi, a on bawi się moimi włosami; mam nadzieję, próbuję ją ciagle stłumić, ale zwyczajnie mi nie wychodzi. Nie kiedy uśmiecha się do mnie tym swoim uśmiechem, albo zwyczajnie ogrzewa mi ręce.
Nie potrafię.
- Idziemy - wzdycha w pewnym momencie, ale nie podnosi się. On też nie chce.
- Gdzie? - marszczę brwi. Szczerze mówiąc to nie chce mi się stąd podnosić, wolałbym leżeć tak z nim do końca świata.
- Na skocznię, na zawody.
•
Nie umiem wyjść z podziwu, kiedy stajemy pod skocznią. Ludzi wciąż nie ma zbyt wielu, bo do rozpoczęcia kwalifikacji zostało jeszcze sporo czasu. Wciąż dziwi mnie to, że zmienił zdanie.
Patrzę na niego, nerwowo rozgląda się dookoła. Chyba domyślam się jak wiele kosztowała go ta decyzja, przecież kiedyś to było coś naszego, wspólnego.
Prowadzi mnie na jakąś trybunę zaraz z boku i stawia w pierwszym rzędzie. Obok stoją pojedyncze osoby, trochę dziwnie się na mnie patrzą, ale nie przejmuję się tym.
- Na pewno dasz sobie radę? - mówi, kiedy musi już iść, widzę to po jego spojrzeniu. Uśmiecham się tylko i przytulam go. Bo mam ochotę.
Boi się strasznie, że ktoś do mnie podejdzie i zada pytania, na które nie będę mógł odpowiedzieć. Boi się, że sobie nie poradzę.
- Ja miałbym sobie nie dać rady? - znowu zaciągam się jego zapachem. Chcę zapamiętać, wszystko - Pokaż wszystkim, gdzie ich miejsce.
Kiedy odchodzi, myślę o tym, że nie chciałbym żeby przeze mnie rezygnował ze swojej pasji. On swoim ostatnim spojrzeniem uświadamia mi, że byłby w stanie poświęcić wszystko.
Wydaje mi się też, że wczoraj okłamał mnie mówiąc, że zrezygnował z konkursu. Coś podpowiada mi, że chciał wycofać się w ostatnim momencie, kłamiąc że źle się czuje. Albo w ogóle o tym zapomniał.
I w sumie to rozumiem jego obawy i mam nadzieję, że nie spotkam tu nikogo, kogo wcześniej znałem. Dlatego odwracam się w stronę skoczni i patrzę na nią, chociaż nikt jeszcze nie skacze.
Razi mnie odrobinę słońce, które znajduje się idealnie nad nią, wiatr wieje delikatnie, rozwiewając włosy dziennikarce, która przechadza się całkiem blisko mnie.
Dziś nie będzie śniegu, nie muszę nawet sprawdzać prognozy, by to wiedzieć.
Gdzieś po godzinie wszystko się zaczyna. Zaczynają skakać, a ja nie potrafię oderwać wzroku od tego, jak pięknie fruną w powietrzu. Techniczne rzecz biorąc spadają, ale jednak.
Nawet nie zawracam sobie głowy próbą zapamiętania nazwisk ich wszystkich, nie są mi zwyczajnie potrzebne. Wysłuchuję tylko jednego.
- Stephan Leyhe? Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym zadać kilka pytań...
Na początku się nie odwracam, imię wciąż jest trochę obce, nie orientuję się, że chodzi o mnie. Ale kiedy staje na przeciwko, już wiem.
- Anna Lustig, portal skijumpers, mogę zadać kilka pytań?
Spoglądam na nią, to ta kobieta, której wiatr tak rozwiewał włosy. Ma zdeterminowany wzrok i skupioną minę. Uśmiecham się pod nosem.
- Chyba musiała mnie pani z kimś pomylić. A teraz przepraszam, chciałbym w spokoju obejrzeć zawody.
Zdziwiona otwiera usta, ale nie mówi już nic. Kiedy odchodzi, mierzy mnie jeszcze odrobinę wściekłym spojrzeniem. Pocieszam się tym, że kłamię lepiej niż ten, na którego skok ciagle czekam.
Po kolejnych trzydziestych minutach nadchodzi na niego czas. Startuje siódmy od końca, widzę jak skupiony siada na belce. Śmiać mi się chce, kiedy widzę jego kask, bo wygląda dokładnie jak ta idiotyczna czapka tylko, że no, jest kaskiem...
Przed startem rozgląda się jeszcze, a mimo że mało co widzi z góry, to wiem, że szuka wzrokiem mnie. Wie, że czekam z zapartym tchem.
I chyba serio odcina mi tlen, najpierw kiedy pędzi na progu szybciej, niż umie jeździć swoim samochodem, a potem wybija się w górę.
Nie mam pojęcia skąd to wiem, ale ma idealną sylwetkę w locie. Wygląda jak ptak, jakby znowu nie miał przed sobą żadnych problemów, jakby był wolny.
Lądowanie nie jest idealne, trochę nie wychodzi mu telemark, ale jestem z niego cholernie dumny. Unosi w górę zaciśniętą pięść, niemieccy kibice skandują jego imię; nie dziwię się, bo skoczył najdalej. A ja stoję, biję brawo i uśmiecham się jak idiota. Znowu oddycham.
Kończy w sumie na piątym miejscu, a ja nie potrafię wyjść z podziwu. Wraca do mnie po dwudziestu minutach, po zakończeniu tego wszystkiego i przeprasza, tłumacząc, że musiał pogadać z trenerem.
Każę mu się ogarnąć i nie przepraszać za to, a jednocześnie kiedy patrzę na jego szczęśliwą twarz, coraz bardziej uświadamiam sobie jak dużo straciłem. I dlaczego kochałem tak bardzo skoki i jego.
_____________________________
za słodko jest już
i tak tylko mówię, że loser o peterze czeka
CZYTASZ
remind you | lellinger
Hayran Kurgupodobno bez wspomnień stajemy się zupełnie innymi osobami