15

514 113 10
                                    

Siadam samotnie na łóżku, opieram się o zagłówek i zamykam oczy, podnosząc delikatnie twarz do góry i uśmiechając się jak pijany idiota, którym zresztą jestem.

Raczej go tu nie ma, dochodzę do wniosku, kiedy wygodnie leżę sobie po swojej stronie, próbując powstrzymać wymioty. Miałby się schować czy co?

Pojebana sprawa, za cholerę nie mam pojęcia po co tu przyszedłem, więc przykładam swoje dłonie do przymkniętych powiek, by zmniejszyć ilość światła i chyba już trochę zaczynam żałować tego pójścia na całość.

Żałuję jeszcze bardziej, kiedy nie wytrzymuję i ląduję z głową w muszki klozetowej. Wtedy on trzaska drzwiami; nie zwracam na to uwagi, próbuję zatrzymać moje wnętrzności na miejscu.

Pojawia się zaraz obok, chce mi się śmiać, bo pewnie rozpoznaje mnie już też po dźwiękach przy wymiotowaniu. Albo po prostu zobaczył buty przy wejściu.

Chyba nawet jestem w stanie wyobrazić sobie jego minę, kiedy zastaje mnie, rzygającego plecami do niego.

Nie odzywa się, nie zostaje. Wychodzi. Ale nie trzaska drzwiami, to chyba jakiś plus. Ja wymiotuję dalej.

Wraca po czterech minutach, kiedy siadam na zimnych kafelkach w łazience, plecami opieram się o ścianę i oddycham głęboko. Znowu oczy mam zamknięte, to chyba już ten moment, w którym nie jestem aż tak pijany i ten pomysł wydaję się, że nie był taki dobry.

Słyszę jak wzdycha głęboko, podchodzi do mnie.

- Musiałeś się nachlać?

- To wydawało się dobrym pomysłem - wzruszam ramionami, chichoczę cicho i wtedy podnoszę powieki, spoglądam na niego.

Ma rozwalone włosy, jak zawsze; jak zawsze też mam ochotę je ułożyć. Zaczerwieniona skóra wokół oczu i smutny wyraz twarzy mówią same za siebie.

I mimo, że alkohol wciąż krąży w moich żyłach, to gdzieś tam głęboko czuję delikatne wyrzuty sumienia. Ale nie za mocne, w końcu jedyne czego żałuję to tego, że mnie zauważył.

Nalewa wody do szklanki i mi ją podaje, unikając kontaktu wzrokowego. Piję dużymi łykami, chyba zdążyłem zatęsknić za czymś innym niż wódka. I chyba nie tknę jej już do końca życia.

Kiedy piję, staje przy drzwiach i chwilę jeszcze mi się przygląda. Opiera się prawym ramieniem o framugę, mruga kilkakrotnie i zagryza wargę.

- Jak się czujesz? - pyta, ale wzrokiem błądzi po pomieszczeniu.

Wywracam oczami, bo znowu to robi. I nawet nie wiem jak powinienem odpowiedzieć, by go nie zranić.

- Chyba mogę się napić, czy też jestem na to zbyt głupi?

Wtedy na mnie spogląda, widzę to rozczarowanie w jego oczach, kiedy wzdycha i bezradnie kręci głową.

- Nieważne - mruczy, odwraca się i wychodzi z łazienki, zostawiając mnie samego, na zimnych kafelkach, pijanego i żałosnego.

Wyzywam się w myślach, bo znowu spierdoliłem; zastanawia mnie co tu w ogóle robię, ale cholera, kiedy jestem pijany, wyraźnie widzę, że go kocham, choć nie powinienem. I nie umiem się powstrzymać.

Wstaję, nie przewracając się, co jest niemałym osiągnięciem, podchodzę do zlewu, gdzie nalewam sobie kolejną szklankę wody, którą wypijam duszkiem.

Potem idę do sypialni, do niego, bo to on jest moim domem, miejscem, w którym zawsze jestem bezpieczny. Jest moją samotnią.

Leży na łóżku, pustym wzrokiem wpatruje się w ścianę naprzeciwko i ledwo jestem w stanie stwierdzić, czy oddycha. Ale wciąż żyjemy oboje.

Podpieram się lewą ręką o komodę, kiedy próbuję przedostać się do niego; raz się potykam o własne nogi, ale ratuję sytuację.

Powoli kładę się obok, patrzę na niego, próbując wymusić kontakt wzrokowy, ale on skutecznie mnie ignoruje.

Kiedy leżę już całym ciałem, obracam się na bok i kładę głowę na jego ramieniu, które jest bliżej mnie. Natychmiast uderza we mnie jego zapach, wtedy rozumiem, że jestem tam, gdzie powinienem. Trochę jakbym przez ten czas, który mnie nie było, był na głodzie, tylko że dotyczącym jego osoby.

Dalej nie wykonuje żadnego ruchu, więc leżymy w ciszy, w sumie to mi pasuje, nie lubię omawiać problemów, zresztą mój stan aktualnie raczej na to nie pozwala.

- Po prostu nienawidzę jak się martwisz - mruczę, prawie już zasypiając.

Wiem, że nie dostanę odpowiedzi, bo ignoruje mnie bardzo sprawnie. Ale zadziwia mnie po raz kolejny i odzywa się, kiedy jakimś cudem jeszcze rejestruję jego znajomy głos.

- Nienawidzę jak nie szanujesz swojego zdrowia, więc chyba jesteśmy kwita.

_______________________________

nie wiem, jestem w takim dołku, że nie umiem zdania skleić, mam nadzieję, że nie jest tak źle, jak mi się wydaje

remind you | lellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz