Rozdział 3

52 4 0
                                    


Pierwszy prawdziwy dzień wakacji okazał się bardziej owocny niż cały ich okres w moich wyobrażeniach sprzed tygodnia. Miałam spać do dziesiątej, zostać zbudzona przez Anię, chodzić po domu bez sensu do południa, a w ramach rozrywki pójść na lody. Nic z tych rzeczy jednak się nie wydarzyło. Prawie.

Moja młodsza siostra, nie kłamię, w ramach pobudki usiadła mi na głowie. Mogłabym to przeboleć, gdyby nie fakt, że była siódma rano, a ja spałam od czterech godzin. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie będę czytać po nocach.

Jak się okazało zajęcia taneczne są o ósmej. Kto to wymyślił? Czy przypadkiem pierwszy tydzień wakacji nie jest konstytucyjnie ustawionym tygodniem na odespanie roku szkolnego?

Nie miałam wyboru, musiałam wstać. Na dodatek ubrać się w miarę ładnie, w końcu szłam do ludzi. I to wcale nie miało związku z wczorajszą wizytą naszej sąsiadki i tym czego się dowiedziałam.

Wpadła do naszego domu, od samego progu narzekając na bolący kręgosłup i ceny leków, które, chcąc nie chcąc, musi przyjmować. Siedziałam wtedy przed komputerem w swoim pokoju i przymierzałam się do obejrzenia po raz setny Kopciuszka w wersji z Seleną Gomez. Byłam bezgranicznie zakochana w historii panny od pantofelka jak i królowej Instagrama, więc siedziałam jak na szpilkach, czekając aby przynajmniej w połowie się załadowało. Wtedy usłyszałam

Najpierw Ollie, nasz pies, narobił niezłego hałasu, gdy tylko usłyszał otwierającą się furtkę. Później Ania, która wołała rodziców, a po chwili mnie, kiedy ani mama, ani tata nie raczyli się zjawić i uraczyć niespodziewanego gościa herbatką.

W ten sposób zostałam wciągnięta w rozmowę o bólach kości, łupaniu w kręgosłupie przy każdym gwałtownym ruchu i absencji przy większości obowiązków domowych. W tenże też sposób dowiedziałam się kim był sprawca prawie-zabójstwa kota. Wnuczek pani Kukiełka, osiemnastoletni mieszkaniec stolicy Szwajcarii, tymczasowo: pomocnik w gospodarstwie swojej babci. Co ciekawe rozkoszny Samuel, jak nazwała go pani Apolonia, wcale nie chciał tu przyjechać. Skłoniła go tylko perspektywa pracy. Jako instruktor tańca.

Prawie zachłysnęłam się sokiem, gdy to usłyszałam. Rany, to jedyny chłopak, który zwrócił na mnie jakąkolwiek uwagę; jasne, że byłam wniebowzięta przez cały weekend i dwadzieścia cztery na siedem myślałam, dlaczego to zrobił. Szybko jednak się otrząsnęłam, uświadamiając sobie, że przestanie się mną interesować przy pierwszej rozmowie. Nie znał mnie, nie był stąd, więc nie mógł słyszeć co zrobiłam, nie znał mojej przeszłości. Mieszkając jednak tu przez wakacje, na pewno usłyszy moją historię. Nie będzie chciał mnie znać.

O ile do tej pory ktoś go nie uraczył tą jakże ubarwioną historyjką, krążącą po wiosce. Było to całkiem prawdopodobne, zważając na fakt, że wczorajszego wieczoru widziałam jak szedł ulicą w stronę boiska. Jeśli spotkał kogoś w swoim wieku i z nim rozmawiał, z pewnością dostał ostrzeżenie. 

Ostrzeżenie przede mną.

Mimo to zasiało się we mnie ziarenko nadziei. Ubrałam się w krótkie, dżinsowe spodenki i koszulkę na ramiączkach, bo był to zdecydowanie jeden z tych gorących dni, który zostanie zwieńczony ulewą.

Już jakiś czas temu zauważyłam, że wyglądając ładnie, czuję się pewniej i jestem bardziej otwarta na ludzi niż zwykle. Więc dlaczego nie warto spróbować?

Boże, zalatuje desperacją przeżycia wakacyjnego romansu.

Żadnej miłości, nie. Przyjaźń. Potrzebuję przyjaciela.

To też zalatuje desperacją, Wiki.

Nie rozmawiałam z nikim w swoim wieku od blisko pięciu lat, chyba mam prawo, prawda? Już nawet nie pamiętam jak to jest być przez kogoś tak po prostu przytulanym. Ciotka z Krakowa się nie liczy.

SzczęśliwaWhere stories live. Discover now