○ 8 ○

7.5K 410 66
                                    

Po udanej akcji dostałam pozwolenie na swobodne poruszanie się po bunkrze. Miałam również dostęp do danych zawartych w komputerach. Zostałam również zwolniona z obowiązku odbudowy bazy. 

Pierwszym miejscem, gdzie się udałam była zbrojownia, gdzie przebrałam się w czarny, świeży uniform, zostawiłam broń i zawinięta kocem, z teczką pod pachą, ruszyłam w stronę swojej celi. Tam ułożyłam się na materacu i postanowiłam przestudiować zawartość teczki. Po lewej stronie znajdowało się zdjęcie około trzydziestoletniego mężczyzny, w czerwone, flanelowej koszuli wsadzonej w jeansy. Na lewym nadgarstku znajdował się czarny zegarek. Był szczupłej postury, miał zielone oczy i blond włosy, zaczesane do tyłu. Zdjęcie było zrobione przy kafejce, w której prawdopodobnie często bywał.

Po prawej stronie znajdowały się informacje o miejscu zamieszkania, obecnym miejscu pracy i w miejscach, gdzie najczęściej bywał.
Parę razy przesunęłam wzrokiem po tekście przedstawiającym jego życiorys, po czym zamknęłam teczkę i wstałam z posłania, zsuwając koc z ramion. Na moim ciele od razu pojawiła się gęsia skórka. Przymknęłam oczy, czując znajome mrowienie ciała, towarzyszące zmianie postaci. Przenikając przez ściany, znalazłam się w pokoju Rumlowa, siedzącego przy laptopie.

— Spal to — oznajmiłam wypranym z emocji głosem.

— Udało ci się zapamiętać wszystko? — spytał z nutką niedowierzania w głosie.

— Oczywiście, a teraz spal to najszybciej jak potrafisz. Ja idę łamać kody — rzuciłam i po chwili prułam korytarzami w stronę hangaru.

Po dotarciu na miejsce, owiał mnie zapach świeżego powietrza. Cały czas, ściskałam pendriva w dłoni, jakby ktoś z obecnych miał zabrać mi go, śmiejąc się w twarz. Zdziwiła mnie jednak ich reakcja, jaką były liczne pochwały i pełne szacunku pochlebstwa. Nie ma co. Moje ego zostało mile połechtane.
Ostrożnie weszłam po schodach bez barierki, uważając na uwijających się agentów. Podeszłam do tego samego komputera, w którym tkwił pendrive zaledwie pięć godzin temu. Odpaliłam maszynerię i rozpoczęłam żmudną pracę.


❉❉❉


Po sześciu godzinach, licząc małe przerwy, udało mi się dostać do głównego dysku przeciwnika. W końcu poznałam nazwę organizacji, która nas zaatakowała. Tarcza. Z ich stronki pobrałam większość danych i rozesłałam do każdego. Nie patrzyłam, co ściągam, starałam się robić to jak najszybciej. Już parę razy ich informatycy prawie mnie wywalili, lecz jak dzielna lwica, nie dawałam za wygraną. Właśnie siedziałam nad jednym plikiem. Jednym, zasranym plikiem, który za Chiny nie chciał się skopiować. Owa przyczyna mojego podłego humoru nosiła nazwę Avengers i walczyła ze mną zaciekle. Musiało znajdować się tam coś ważnego, skoro nie udało mi się od razu go przejrzeć

Po chwili ekran zrobił się czarny, a ja w pośpiechu wyjęłam pendriva, żeby mnie nie namierzyli. Odetchnęłam z ulgą.

Już od ponad godziny towarzyszyła mi cisza, agenci rozeszli się na obiad, a może kolację? Nie wiem.

Zostaliśmy zaatakowani bardzo wcześnie, koło czwartej. Walka trwała co najmniej trzy godziny. Siedzę tutaj około sześciu godzin, czyli teraz jest coś koło... Trzynastej. Postanowiłam pierwszy raz od odmrożenia zjeść na stołówce z innymi. Podczas badań karmili mnie jakąś breją z odpowiednimi witaminami w celi, ale teraz...

Dobra nie ma co.

Podniosłam się z miękkiego fotela, czemu towarzyszył odgłos strzykających kości i wsadziłam pendriva do kieszeni uniformu. Powolnym krokiem udałam się w stronę stołówki. Bezszelestnie poruszałam się korytarzami, by w końcu stanąć przed dwuskrzydłowymi, szarymi drzwiami, zza których dochodził gwar rozmów i brzdęk sztućców. Odetchnęłam głęboko.

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz