Prolog

82 3 1
                                    


Wieczór. Zachód słońca. Cichy, lecz zauważalny szelest liści, oraz klangor żurawi. Nadchodzi jesień. Marka zawsze zastanawiał sens istnienia tej pory roku. Właściwie po co istnieje? Nie dzieje się podczas niej nic godnego uwagi, nie jest ani zbyt chłodno, ani zbyt gorąco.

-Chciałbym, żeby świat już pokrył biały puch – pomyślał Mark i wrócił do swojego wieczornego rytuału: czteropaku Budweisera, oraz miski orzeszków ziemnych. Mimo wszystko lubił swój niewielki renesansowy dworek na uboczu, choć od zawsze wnerwiali go pozostali domownicy, jest to jedyne miejsce, które może nazwać domem. Sam dworek jest od 10 lat w fatalnym stanie, tynk leci ze wszystkich ścian, trawa nie miała do czynienia z kosiarką chyba od początku lata, niepodcinane cyprysy i thuje rozrosły się w niepożądany sposób, nie wspominając już o niedziałającej fontannie i licznych ubytkach w dachu, powodujących podczas dużych ulew (które jakby nie patrzeć na terenie Szkocji mają miejsce dość często) przecieki, które bywają wysoce upierdliwe. Powodem tych licznych niedopatrzeń są rodzice Marka – Bernadetta oraz Ilja. Jego dziadek – Sasha wielokrotnie zwracał uwagę na Bernadettę, uważał ją wręcz za zło wcielone, kobietę, która miała zniszczyć ród Bencarów. Korzenie tej rodziny sięgają wieku XIX, kiedy to niezbyt zamożny ród szlachecki pochodzący z rejonu dzisiejszej Serbii był zmuszony do ucieczki ze swojej ojczyzny podczas wydarzenia znanego wszystkim jako Wiosna Ludów. Przodkowie Marka brali udział w licznych powstaniach co spowodowało zainteresowanie rządu ich ojczyzny splamionej korupcją. Rodzina była zmuszona jak najszybciej opuścić swój dom. Początkowo osiadli w Paryżu, nie było to jednak miejsce zbyt bezpieczne w tamtych czasach (jak zresztą cała Europa), dlatego postanowili wyjechać w miejsce, o którym nikt nie pamięta. Padło na Willsborough – niewielką szkocką mieścinę. Ród Bencarów od zawsze miał smykałkę do interesów, a zwłaszcza pradziad Marka – Michaił, w mieście od zawsze występowały problemy zaopatrzeniem, Michaił je rozwiązał.Udało mu się nawiązać kontakt z Londyńską Spółdzielnią Handlową. Michaił szybko dorobił się dostatecznej ilości funduszy by wykupić Curdunbridge – niewielki opuszczony dworek należący niegdyś do rodu kupieckiego Kaufmanów. Dworek prosperuje do dziś ale Mark nie jest zbyt dumny ze swojego domostwa, mieszka tam, ponieważ nie ma innego wyjścia. Jego matka ma korzenie szweckie – dlatego Sasha tak bardzo nie lubi matki Marka, uważa, że zatruwa ona czystą, nieskazitelną krew jego rodu, a samego Marka uważa za mieszańca i nie ma do niego żadnego szacunku.

-Czasami wydaje mi się, że jesteś moim jedynym oparciem w tym domu Suzie – rzekł Mark,

-Cóż, powiadają że rodziny się nie wybiera, lecz ty musisz być potwornym pechowcem,

-Dlaczego tak sądzisz moja droga?

-Dziwi mnie to, że się nad tym zastanawiasz, ale dobrze wytłumaczę ci i to dosłownie w kilka chwil: twój ojciec jest uzależniony od morfiny, zażywa ją średnio 3 razy na dzień

-Ależ kochanie, on choruje, nie możesz...

-Gówno tam choruje po prostu się uzależnił jebany ćpun,

-Dlaczego jesteś...

-Twoim oparciem? Bo nikt inny nim nie będzie. To jakiś pierdolony dom wariatów, przypominam ci , że dopiero zaczynam swoją wyliczankę, także mamy:ojca ćpuna, siostrę nimfomankę (Zmieniła imię ze Swetlany na Zoe bo uważała, iż to imię lepiej przyciągnie facetów, mimo że nimfomanka to jeszcze pieprzona idiotka), zgrzybiałego nazi-faszystę Sashę, który ma obsesję na punkcie mieszania się krwi, ja uważam, że to jemu się w głowie pomieszało, zapomniałam o kimś? Ach tak Bernadetta pogrążona w depresji, a no i oczywiście twoja ukochana kuzyneczka Annabelle, ta to już w ogóle postradała rozum, ostatnio spytała się mnie czy nie mam przypadkiem klku zardzewialych łyżeczek na stanie bo są tak POOOOODNIECAJAAAAACE w dotyku, widziałam ją też ostatnio w składziku na narzędzia, była to dość niepokojąca sytuacja, gdyż z tego co słyszałam (a słyszałam sporo) oprócz zamiłowań do zardzewiałego metalu przepada wręcz za ucinaniem kończyn, nakryłam ją na wyciąganiu kompletu noży i siekiery ze składzika, nawet nie chcę wiedzieć co chciała z tymi przedmiotami zrobić...

-Wiem kochanie, też mnie ona przeraża, poniekąd... ale musisz przyznać, że pani Dandridge całkiem nieźle sobie radzi z tym „domem wariatów"

-Gdybyśmy jej mniej płacili, już dawno by się stąd wyniosła zapewniam cię

-Czekaj, słyszałaś to?

-Mark nie dobijaj mnie...

-Ciii... jestem pewien, że słyszałem krzyk

-No i? Równie dobrze mogła to być Bernadetta i jej wieczne koszmary

-lepiej pójdę to sprawdzić, zaczekaj tutaj, ten odgłos dochodził z parku, a tam raczej Bernadetty byśmy nie napotkali

-Zaczekaj, idę z tobą, nie wiadomo co im znowu odwaliło..

-Kochanie, proszę cię nie rób scen

-Nawet nie dyskutuj! Z kobietami się nie dyskutuje, powinieneś już to wiedzieć

-Dobrze ale proszę cię pospieszmy się, obawiam się, że stało się coś złego

-Dobrze ruszajmy.

Mark miał bardzo złe przeczucia, od dziecka miał świadomość, że teren wokół Curdunbridge nie należy do najbezpieczniejszych, niegdyś omal nie zginął, gdy nieopatrznie prawie wpadł do wilczego dołu, który okazał się reliktem dawnego powstania chłopskiego przeciwko kupieckiemu rodowi Kaufmanów, to miejsce od zawsze miało złą sławę...

-Jezu Chryste Mark on się powiesił!!

-O kurwa!

Przed Markiem i Suzie roztaczał się przerażający widok: w mroku wieczora, nie byli w stanie zidentyfikować wiszącej na wiązie osoby, lecz z pewnością nie zrobiła ona tego sama. Ręce miała skrępowane, puste oczodoly, wyrwane zęby, zmasakrowany nos, zsiniała skóra, i pętla na szyi, lecz nie byle jaka pętla. Zrobiona była z tego samego materiału, co szalik Annabelle...

Aleja WisielcówWhere stories live. Discover now