Ann zdecydowanie nie należała do ludzi normalnych, Mark był tego pewien. Nie mógł jednak za żadne skarby uwierzyć, że mogłaby ona dopuscić się takich okropieństw. Owszem, była sadystką, uwielbiała tortury, Mark zresztą wielokrotnie nakrywał ja na przeglądaniu gore na darknecie, czytania creepypast, lecz te symptomy wcale nie musiały przemawiać za jej morderczymi zamiarami. Wiele nastolatków w jej wieku przejawia takie symptomy. Młoda para była przerażona tym, co zaszło. Niezwłocznie udali się do holu posiadłości, by wezwać pomoc. Problemem był fakt, że w tych stronach często występowały problemy z zasięgiem, dlatego trzeba korzystać z telefonu stacjonarnego. W dodatku Suzie nalegała, by jak najszybciej ostrzec resztę rodziny przed kuzynką Marka, która mogła dopuścić się kolejnych morderstw.
-Kochanie, nie wiem gdzie ta idiotka jest, ale musimy jak najszybciej ja odnaleźć i ją unieruchomić
-Skarbie, nie jesteśmy nawet pewni czy to na pewno ona, najpierw musimy wezwać policję
-A co, jeśli ona w tym czasie zamorduje kolejna osobę? Swoją drogą, kim jest ofiara?
-Nie mam pojęcia, ale nie jest to nikt z rodziny
-Trzeba było go przeszukać, może byśmy znaleźli jakieś poszlaki...
-Nie możemy o tym teraz myśleć, policja się wszystkim zajmie, nie jesteśmy w stanie inaczej mu pomóc
-Ach! Tak bardzo się boję
-Nie martw się, ochronię cię choćby i własnym ciałem
-Nie chciałabym cię stracić
-I nie stracisz, dobra skoro tak nalegasz odszukam Annabelle, a ty zadzwoń tylko proszę cię – bądź ostrożna ok?
-Jasne
Ten wieczór mimo jesiennego chłodu wydawał się całkiem przyjemny. Właściwie, Mark przez jakiś czas przestał się czuć podle, jednak to miejsce nie pozwala na beztroskę. Niektórzy powiadają, że krąży nad nim kłątwa poprzedniego rodu. Podobno w tym miejscu nikt nie będzie szczęśliwy. Mark wcale by się nie zdziwił, gdyby ten fakt był prawdą. Zresztą potwierdzało by to dziwaczne zachowanie jego kuzynki – domniemanej morderczyni. Z Ann nigdy nie było do końca wszystko w porządku. Mimo że, poniekąd płynie w niej krew Bencarów, nigdy nie widziała Serbii na oczy. Wychowała się wraz z matką w niewielkiej bośniackiej wsi. Jej ojciec zmarł tuż po jej narodzinach. Matka straciła fotrunę w karty, nie miała pieniędzy nawet na podstawowe dobra dla Ann jak wyprawka do szkoły albo nawet jedzenie. Życie na wsi było ciężkie, Ann od 7 roku życia oprócz nauki w szkole, ciężko pracowała na roli i zarabiała pieniądze na życie, które matka wydawała głównie na kasyno mieszczące się w miasteczku nieopodal. W końcu, matka stwierdziła, że nie potrzebuje już córki i wywaliła ją na zbity pysk. Ann w wieku 17 lat straciła dom, rodzinę, i nie miała gdzie się podziać, w tym momencie w Annabelle coś pękło, znienawidziła ludzkość, oraz samego Boga za to, jak ją skrzywdził. Właściwie, gdyby nie brat Marka Artem, zapewne Ann zamarzłaby na śmierć w jakiejś jaskini albo ziemiance, lub skończyłaby jako prostytutka. Sam Artem zginął dwa lata później na białaczkę, w tym czasie widział się z bratem tylko raz – gdy przyprowadzał Annabelle to jego posiadłości. Mark w owym czasie ostro pokłócił się z bratem, nad czym do dzisiaj ubolewa, lecz cóż, teraz już nie jest nic w stanie poradzić – swojego brata może już odwiedzić tylko na cmentarzu. Mark w całym swoim zamyśleniu prawie nie zauważył Sashy nerwowo mieszającego herbatę w niewielkim przedsionku łączącym kuchnie z holem.
-Mark do jasnej cholery co się tu dzieje?
-Widziałeś Annabelle? To ważne
-Najpierw mi powiedz co ta twoja paniusia odwala?
YOU ARE READING
Aleja Wisielców
TerrorPierwsze tego typu przedsięwzięcie z mojej strony :) Mam nadzieję, że się spodoba choć mam świadomość, że nie jest to twór idealny :DDDD