Rozdział 4: Ilja, Sosna

24 1 0
                                    

Ilja problemy ze środkami odurzającymi miał praktycznie od czasów wczesnego dzieciństwa. W wieku 12 lat pierwszy raz zapalił jointa. Efekt był zadziwiająco znikomy – jedynym objawem był lekki stan euforii. Pierwszy raz zawsze tak wygląda. O wiele inaczej było z następnymi próbami – te dawały już o wiele większy efekt. Z każdym blantem pragnął coraz więcej i więcej. Ostatecznie lekkie narkotyki przestały mu wystarczać – przerzucił się na kokę, która w czasach jego młodości stawała się coraz bardziej modna, co możemy zawdzięczać samemu Pablo Escobarowi. Ilja zawsze podziwiał tego człowieka za ambicję i wole walki mimo jego bardzo ciemnych stron, o których lepiej do dzisiaj nie rozmawiać w stronach kolumbijskich. Mimo swojego bogactwa odziedziczonego po ojcu, nie wyglądał jak człowiek zamożny. Wielu uznałoby go za żula z metra proszącego o ćwiartkę brakującą do biletu, która w rzeczywistości przeznaczana była na zupełnie inne cele. Był zaniedbany w takim samym stopniu, jak dworek. Dlatego znalezienie partnerki zajęło mu sporo czasu. Bernadetta za młodu była całkiem radosną i pozytywną osobą. Jej stany depresyjne rozpoczęły się po tragicznym wypadku, w którym to straciła całą najbliższą rodzinę, a ona jedyna przeżyła – zderzyli się z tirem. Było to zderzenie czołowe – prawa fizyki są w takich sprawach bezwzględne, a jednak ona jedyna uszła z życiem. Nie była jednak tą samą osobą, co przedtem. To Ilja ją przygarnął gdy wracał z codziennej wycieczki do jedynego dealera działającego w Willsborough. Jego serce mimo stanu psychofizycznego było czyste – nie należał do ludzi bezdusznych. Jego zamiary również można było z łatwością odczytać. Do czasu...

Mark nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że gapi się na trupa kuzynki od jakichś 10 minut. Nie znał też przyczyny jego rozmyślań na temat ojca. Trochę tak jakby to on miał być następny. Postanowił jak najszybciej spojrzeć na drzewo genealogiczne. Jego najstraszniejsze przypuszczenia się spełniły – na drzewie widniało wykreślone imię Ilji. Mark doskonale wiedział co to oznacza, nie wiedział za to gdzie szukać, ani jak zapobiec kolejnej tragedii. Był tak zagubiony, ale zarazem jego umysł był jasny, tak jakby oświecony, pracował bez ustanku, analizował, nie pozwalał na uwolnienie skrajnych emocji, był jak idealna maszyna. „Promienie Sol wskażą ci drogę"

Zastanawiał się, kto jest w tej sytuacji jej sojusznikiem, a kto wrogiem? Nie był jak na razie w stanie odpowiedzieć na to pytanie, zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie w stanie na nie odpowiedzieć. Jedyne, co mu pozostało to nadzieja – matka głupich i pokrzepienie zagubionych. W jego przypadku była raczej tym drugim. Oby.

Bezradność go frustrowała, zdał sobie sprawę, że spędził w holu jakieś 20 min i nie wie co począć dalej. Dopiero teraz zauważył, że korytarz, z którego przyszedł jest zablokowany warstwą gruzu. -Pięknie teraz nie jestem w stanie nawet wrócić do matki – pomyślał. Emocje znowu zostały częściowo stłumione. -Czy ja w ogóle jestem człowiekiem? Normalna osoba w tej chwili by zwariowała, a ja czuję się tak, jakbym przed chwilą wstał i zabierał się do przygotowywania śniadania. Stwierdził, że nie czas na takie przemyślenia. Postanowił poszukać dalszych drogowskazów póki jest jeszcze szansa na uratowanie ojca. Sprawdzał wszystkie drzwi, lecz wszystkie były albo zablokowane z drugiej strony, albo brakowało klamki. Z każdymi drzwiami robił się coraz to bardziej umiarkowanie nerwowy, lecz nie oznaczało to, że jego umysł przestawał wszystko logicznie analizować. W końcu natrafił na drzwi, które były otwarte. Ostrożnie je uchylił. Był to gabinet Sashy. Pomieszczenie, do którego za żadne skarby nie wchodził. Jego dziadek go przerażał, zresztą nie ma się czemu dziwić. Jednak Sasha, którego zobaczył za niewielkim sosnowym biurkiem był jego najbardziej przerażającym obliczem w historii.

-Witaj, mieszańcze. Pewnie zastanawiasz się, co się dzieje i dlaczego wyglądam inaczej niż zazwyczaj

Określenie „inaczej niż zazwyczaj" było eufemizmem i to dużym. Sasha był całkowicie blady, oczy miał przekrwione jak u krwiożerczej bestii, ubranie poszarpane, jakby wtrącił się do wyjątkowo zaciekłej barowej bitki.

Aleja WisielcówWhere stories live. Discover now