27. Ziggy Stardust

2.4K 304 425
                                    

W pokoju panowała cisza, którą przerywało jedynie lekki tykanie zegara. Na podłodze było trochę śmieci, plamy po wylanych napojach czy balony, które oderwały się ze swoich miejsc i poleciały na ziemię. Nikt jednak wydawał się nie zwracać uwagi na to, jak wyglądało miejsce, w którym się znajdowali ani na fakt, że pierwsze promienie porannego, jesiennego kalifornijskiego słońca wpadały do środka. Wprawdzie, żyjąc w tym mieście trudno było rozpoznać porę roku, bo wygląd natury i temperatura nie ulegały znacznej zmianie, dlatego Louis zatęsknił trochę za rodzinnym domem. Czuł, że musi zobaczyć jeszcze jeden raz jesienne liście, zanim będzie za późno.

Ale właściwie, czy już nie było za późno?, zastanawiał się w myślach.

W końcu wszystko było tak skomplikowane i nie miał pojęcia, czy uda mu się jeszcze kiedyś zobaczyć te angielskie rude liście na drzewach, które opadały na ziemię już brązowe. Wpatrywał się za okno, w złote słońce i zieleń roślin, ale miał wrażenie, że wcale nie patrzy na swój ogród, tylko na coś kompletnie obcego. Podobnie było, gdy rozglądał się po swoim salonie; może i siedział na tej samej kanapie, w tym znanym dla siebie miejscu, ale miał wrażenie, jak gdyby coś się zmieniło. Nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić, ale ten pokój, dom i ogród, to miasto nie należało do niego. Wiedział, że musi się jakoś wydostać, jednak nie miał pojęcia jak. Wszystko wydawało się już stracone, ten jeden list sprawił, że nie miał pomysłu, co dalej ze sobą zrobić.

Spojrzał też na Harry'ego. Swojego Harry'ego, który krążył po tej planecie, po tym mieście, szukając celu. Wydawało się, że jest tutaj od lat. Louis nie pamiętał, co było przed chłopakiem i czy w ogóle coś było. Może wcześniej żył jakimś życiem, ale nie był w stanie przypomnieć sobie, ja wyglądało. Co robił, z kim i jak spędzał całe dnie, jak spał w łóżku sam? To wszystko było całkowicie nielogiczne, bo Styles był tak ogromną częścią jego życia, że czasami nawet wydawał się samym życiem.

Jednak niepodważalne było to, że Harry nie był z nim od początku. Wcześniej był Zayn, Liam i Niall, którzy teraz siedzieli nieopodal, również w milczeniu nad czymś rozmyślając. Zapewne każdy z nich zastanawiał się, co dalej. Ale nikt przecież nikt tego nie wiedział. Żaden nie miał pojęcia, jak żyć dalej, po tym, co właśnie zostało im ogłoszone.

Widział ich wszystkich, ale zdawał sobie sprawę, że kogoś brakuje. Nie było osoby, która wydawała się być wśród nich zawsze, czasami oficjalnie doradzającej im czy po prostu spędzającej z nimi wolny czas, jednak zdarzało się, że traktowała ich jak marionetki, świadomie nadając im jakieś role. Nie chodziło nawet o życie zawodowe, ale sam fakt, że to ona była fortuną, dzięki której Harry trafił właśnie na jego ogród. Ona stała za tym, żeby ta dwójka się spotkała i razem działała. I Louis od zawsze zawał sobie sprawę, że Kate właśnie tak wobec nich się zachowywała, ale nigdy nie pomyślał, że kiedyś i ona stanie się taką właśnie lalką. Nie spodziewał się, że będzie ona miała misję, którą ślepo zacznie wykonywać, kompletnie zdając się na los, a nie na samą siebie. To ona, o dziwo, najbardziej z nich wszystkich była właśnie kukiełką, a nie jak myślał, samym reżyserem. Jednak teraz rodziło się pytanie, kto tak naprawdę stał za kulisami przez cały ten czas?

Louis spojrzał na swoje palce, próbując skupić się na jednym punkcie. Czuł się pijany, tak okropnie pijany i pod wpływem używek, że nie był nawet pewien, czy to wszystko nie jest jakimś snem. W końcu całe jego przemyślenia były wprost oniryczne i bardziej przypominały marzenia senne niż rzeczywistość. Zamknął na chwile oczy, jednak wciąż wszystko widział, ale w zmienionej formie. Miał wrażenie, że siedzący na wprost niego Zayn do dłoni miał przyczepione sznurki. Próbował jakoś odejść od tego obrazu, ale nie potrafił się go pozbyć z głowy. Cały świat zaczął wirować, a on nagle trzymał list, który teraz wyleciał mu z ręki i poszybował gdzieś ku niebu, znajdującym się tuż nad jego głową. Co ciekawe, było to nocne niebo, a on sam patrzył w ogromną przestrzeń kosmiczną bo nie znajdował się już w pokoju, ale w próżni. Wciąż starał się złapać list, jednak gdy zrobił krok w przód, zaczął gwałtownie spadać. W tamtej chwili z jego zasięgu zniknęły gwiazdy i wszystkie zlały się w płynną, prostą smugę światła, która mocno kontrastowała z czernią nieba. Starał się głęboko oddychać, bo czuł, że zaraz straci panowanie nad sobą. Nie wiedział, w jakiej pozycji się znajdował. Mógł być równie dobrze do góry nogami, bokiem lub normalnie, ale to i tak nie zmniejszyłoby tego zawirowania w głowie.

Hallo Spaceboy ✨LARRY✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz