Podniósł się i odsunął jej krzesło. Nie wiedziała, czy powinna powiedzieć mu „cześć" czy raczej „dzień dobry", więc po prostu czekała na jego ruch. Dopiero teraz poczuła się niezręcznie w jego towarzystwie, ale wcale nie dlatego, że był sławny.
Najgorsze dla niej było to, jak na nią patrzył. Zdawał się obserwować każdy najmniejszy ruch, jakby mógł odczytać z niego jej intencje. Kiedy usiadła, ich spojrzenia się skrzyżowały. Zmieniła zdanie. To było o wiele gorsze od śledzenia jej kończyn. Jego czarne jak smoła oczy zaczęły ją strasznie rozpraszać, dlatego wbiła wzrok w stolik.
- Więc... miałaś do mnie zadzwonić, kiedy będziesz potrzebować pomocy. – niespodziewanie zaczął rozmowę. Był tak pewny siebie i całkowicie skupiony, że miała aż ochotę ostudzić jego entuzjazm. Wiedziała, że prędzej czy później okaże się być zbyt zuchwały i wszystko ku temu zmierzało. – Czego potrzebujesz? – powiedział oficjalnym tonem, jakby rozmawiali o zawarciu jakiejś umowy, a ona zaczęła się obawiać, co może oznaczać ten gest.
- Kawy. – odparła siląc się na uśmiech, choć oczywiście w jej ustach zabrzmiało to ironicznie, jak zwykle. Jej towarzysz jednak po raz pierwszy parsknął śmiechem i zapytał, jaką sobie życzy. Poprosiła o zwykłe latte i teraz to ona miała okazję go obserwować.
Każdy jego krok był pewny, choć wcale nie poruszał się z wymuszoną gracją, a jego sylwetka nie była spięta. Nie był szczególnie wyprostowany czy dystyngowany, raczej wyluzowany. Miał na sobie skórzaną kurtkę, bordowy cienki sweter, wąskie ciemne spodnie i sportowe buty. Pierwszy raz pomyślała, że facet w tak zwykłym stroju może wyglądać niezwykle, ale szybko wyrzuciła tę myśl z głowy. Postanowiła znów skupić się na jego postaci, której nie potrafiła jeszcze rozgryźć. Z jednej strony uśmiechał się miło do dziewczyny przygotowującej kawę, z drugiej jednak sprawiał wrażenie, jakby ją ponaglał.
Violet postanowiła odwrócić od niego wzrok w obawie, że zaraz ją na tym złapie. Przyjrzała się lepiej wnętrzu kawiarni. Podłogi były wykonane z tej samej cegły, co cały budynek na zewnątrz, choć te były szarego koloru. Całe pomieszczenie utrzymane było w bardzo rustykalnym stylu, stoliki i krzesła wykonane z dębowego drewna, a bar okuty stalowymi kratami, na których zaczepione były migoczące lampki. Antresola i prowadzące na nią drewniane schody zdobiły te same światełka owinięte wokół żelaznych poręczy, a po wszystkich tych elementach dodatkowo pięły się zielone pnącza. Na każdym stoliku ustawiono kwiaty orchidei, a bar przy którym stał jej towarzysz ukazywał pokaźną kolekcję win posegregowanych w półkach u jego podstawy. Całe wnętrze dopełniała spokojna, akustyczna muzyka płynąca z głośników.
Nawet nie zauważyła, kiedy postawił przed nią biały, ceramiczny kubek, który wypełniony był apetycznie wyglądającą kawą ze wzorkiem wyglądającym jak listek. Jego napój wyglądał trochę inaczej i była niemalże pewna, że człowiek taki jak on z pewnością nie wybrał nic, co znajdowało się w menu. Stawiała raczej na dziwne zachcianki w postaci odtłuszczonego mleka kokosowego, potrójnego espresso z syropem migdałowym, czy inne prośby, które utrudniały pracę baristów. Dokładnie wiedziała, jak to działało, ponieważ sama kiedyś pracowała w barze, gdzie ludzie jak on wymyślali własne drinki.
Zdjął z siebie skórzaną kurtkę. Znów zapadła niezręczna cisza, ale chyba tylko jej ona ciążyła. On patrzył na nią spokojnym wzrokiem, nie pesząc się nawet wtedy, gdy ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały.
- W końcu się nie przedstawiłam. Violet. – powiedziała przypominając sobie, jak go potraktowała, gdy zapytał mnie o imię.
- Masen. – odpowiedział krótko, a przez jego twarz nie przemknął nawet niewielki uśmiech.
CZYTASZ
white lies
RomanceWyobraź sobie wiosenną noc w wielkim mieście. Tysiące migoczących świateł za olbrzymimi oknami pięciogwiazdkowej restauracji położonej tak wysoko, że można nabawić się lęku wysokości patrząc na wszystkie te budynki wokół i błyszczący most. Woda wyda...