- Vi, proszę cię. Wiesz, że ja zrobiłbym dla ciebie wszystko. – powiedział Finlay błagalnym tonem, a ona specjalnie przewróciła oczami, co wywoływało u niego irytację. Oczywiście teraz nie dawał tego po sobie poznać, gdyż chciał ją udobruchać i przekonać do swojego pokręconego pomysłu.
- Nie bierz mnie pod włos. – odparła, czesząc przed lustrem włosy jak gdyby nigdy nic.
Ich łazienka nie była za duża, więc gdy znalazł się w niej jeszcze Finlay, ledwo mogła się ruszyć. Wiedziała, że tak łatwo jej nie odpuści, dlatego minęła go w drzwiach i poszła do sypialni. Usiadła na łóżku i zaczęła ściągać z siebie robocze ubrania, a gdy tylko zobaczył to jej kot, od razu wskoczył mi obok niej. Zaczęła go głaskać i udawać, że nie słyszy próśb swojego chłopaka.
- Słyszysz coś, Bowie? Bo ja nie. - mówiła do kota, którego, nawiasem mówiąc, Finlay nazwał od słynnego piosenkarza, gdy znalazł go błąkającego się po ulicy jakieś trzy lata temu.
Zazwyczaj kiedy na jego twarzy malowała się ekscytacja, zapowiadała ona kłopoty i beznadziejne pomysły. Jednego dnia był to skok spadochronowy, następnego włamanie się do muzeum nocą, jeszcze innego wycieczka po Stanach autostopem. Violet i tak go kochała i nigdy nie przeszło mi jej przez myśl, by zostawić go z takiego błahego powodu, ale musiała przyznać, że tym razem przeszedł samego siebie.
Może nie należała do najbardziej uprzejmych czy nieśmiałych osób, ale zawsze starała się być szczera. Natomiast Finlay poprosił ją, bym zrobiła coś, co bardzo naginało jej zasadę numer jeden.
- Przyznaj, że to dobry pomysł. Nie proszę cię, żebyś wskoczyła mu do łóżka. – mówił klęcząc przed nią i opierając ręce o kanapę. – Po prostu się z nim zaprzyjaźnij i napomknij mu, że mam zespół. O nic więcej cię nie proszę.
Jej złotą zasadą numer dwa było dążenie do sukcesu swoją ciężką pracą. Nie lubiła gwiazdeczek osiągających sławę przez swoich bogatych rodziców, znajomości czy skandale. Po pierwsze nigdy nie chciała, by zespół jej chłopaka stał się popularny. Dzięki jej niedoszłej pracy wielokrotnie przekonała się, jak sława uderza do głowy. Nic jednak nie mówiła, gdyż nie potrafiła stanąć pomiędzy Finlay'em, a jego marzeniami. Póki co jego największą widownią był pełen klub podczas rockowej imprezy sylwestrowej, choć według niej jego zespół był naprawdę dobry. No dobrze, może mówiła tak, ponieważ Finlay był w nim wokalistą. Właściwie nie można było zaliczyć jej jako osobę obiektywną.
- To wyjątkowo kiepski pomysł. Prawda, Bowie? – powiedziała do persa, który mruczał właśnie z powodu głaskania.
Finlay wstał i spojrzał na nią obrażony. Reagował tak za każdym razem, gdy nie odpowiadał jej jakiś jego pomysł i nie chciała być partnerem w zbrodni. Już dawno przestało to na nią działać.
- Nie znoszę, kiedy tak się zachowujesz. Robię dla ciebie wszystko, wypruwam sobie flaki, a ty nie możesz spotkać się z jakimś gościem na kawę. – stwierdził oskarżycielsko i rzucił wizytówką. Wylądowała na oparciu fotela obok niej, jednakże znów postanowiła na nią nie patrzeć. Przerażony jego wybuchem kot zszedł z jej kolan i uciekł z sypialni, a jej chłopak odwrócił się do niej plecami i zaczął kierować się do wyjścia z pokoju.
Wiedziała, że Finn ma trochę racji. Faktycznie, nigdy nie zostawił jej w potrzebie. Nie chciała sprzeciwiać się sama sobie, ale musiała przyznać, że powoli zaczynała na poważnie myśleć o jego prośbie. Wykorzystywanie ludzi do własnych celów nie było uczciwe, ale z drugiej strony nie lubiła sławnych ludzi takich jak pan czarnooki, więc mogłaby zrobić mały wyjątek.
CZYTASZ
white lies
RomansaWyobraź sobie wiosenną noc w wielkim mieście. Tysiące migoczących świateł za olbrzymimi oknami pięciogwiazdkowej restauracji położonej tak wysoko, że można nabawić się lęku wysokości patrząc na wszystkie te budynki wokół i błyszczący most. Woda wyda...